środa, 29 maja 2013

Rozdział 3 "Trujący bluszcz..."

Po stracie pracy życie stało się nieznośne. Zauważyłem, że Viv nie chodzi do pracy, olewa to i coraz bardziej martwiłem się naszą sytuacja materialną. Zawsze żyliśmy na poziomie, ja miałem satysfakcjonujące zarobki, ale teraz nie mogliśmy sobie pozwolić na to, aby żadne z nas nie pracowało. Coraz bardziej się martwiłem o naszą sytuację materialną. Niby pieniądze nie powinny być najważniejsze, ale bałem się że dojdzie do tego, że nie będę miał czym nakarmić dziecka. Już w pierwszy dzień "urlopu" zdążyliśmy się pokłócić.
- Vivienne, czemu ty nie idziesz do pracy? - Spytałem żonę, około 8.30 następnego dnia, kiedy to powinna wychodzić do roboty. Spojrzała na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem. Znowu siedziała na kanapie, w dodatku w piżamie, zupełnie nie interesując się niczym. 
- Ale o co ci chodzi? - Zapytała jakby na prawdę była debilką. 
- O co mi chodzi? O to, że właśnie w tej chwili powinnaś wychodzić do pracy, a ty grzejesz dupsko na kanapie! - Nie chciałem na nią krzyczeć, ale emocje wywołane jej obojętnością niestety mi na to nie pozwoliły. 
- Nie podnoś na mnie głosu. Nie idę, bo mi się nie chce i tyle. - Powiedziała i jak gdyby nigdy nic wróciła do oglądania telewizora. W tamtej chwili bardzo się cieszyłem, że Christian jeszcze śpi. 
- Posłuchaj no... - Wziąłem ją pod ramię, dzięki czemu wstała z kanapy, bo lekko ją szarpnąłem, niekoniecznie mając na celu zrobienie jej krzywdy, ale tylko i wyłącznie przemówienie jej do rozsądku. - ...wczoraj nie nakarmiłaś naszego dziecka, dzisiaj nie idziesz do pracy. Nie możemy sobie na to pozwolić, Viv. To, że zawsze żyliśmy na określonym poziomie materialnym nie znaczy, że teraz też tak będzie. Ja następne dwa tygodnie spędzę w domu, a ty moja droga będziesz chodziła do pracy. Czy to jest dla ciebie wystarczająco jasne? - Zapytałem szorstkim głosem, jednak nie krzyczałem. Wiedziałem, że krzykiem tylko bardziej ją zdenerwuję. 
- A czemu to niby nasz standard życia miałby się obniżyć? - Zapytała podejrzliwie przyszpilając mnie wzrokiem. 
- Bo przez następne dwa tygodnie będę w domu i pensja będzie wynosiła tylko połowę z tego co zarabiam normalnie. Oprócz tego w firmie jest cięcie kosztów i prawdopodobnie nie dostanę tyle co zwykle. - Mówiłem płynnie jak na spowiedzi, kłamiąc jej w żywe oczy. Ale to mnie nie martwiło. Martwiło mnie to, że ona tak łatwo potrafiła mnie zmanipulować. Mrużyła swoje świetnie pomalowane oczka i czekała na wyjaśnienia, a ja jak piesek z podkulonym ogonkiem mówiłem wszystko byleby tylko mnie nie zbiła. I dopiero w tamtej chwili to do mnie dotarło. Byłem tak zaskoczony swoim odkryciem, że puściłem jej łokieć i tylko spojrzałem na nią z góry.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. Masz iść do pracy. Powiesz, że zaspałaś. Idź się ubieraj. - Syknęła coś niezrozumiałego do siebie, ale grzecznie poszła na górę się ubierać. Westchnąłem i opadłem na kanapę. Zapowiadał się bardzo długi dzień. 

~*~

Po odwiezieniu Chrisa do przedszkola, a Viv do pracy jak zombie wróciłem do domu. Musiałem się poważnie zastanowić nad tym wszystkim. Nad Viv, nad sobą, nad nami... nad sensem naszego małżeństwa. Musiałem zweryfikować sobie wszystkie lata z nią spędzone. Wyszło na to, że wszystko zaczęło się psuć kiedy Viv dowiedziała się o ciąży. Byłem świadomy tego, że zepsuło to mojej żonie marzenia. Ale jeżeli tak się stało, to trzeba było wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Nie mogłem powiedzieć przecież, że była złą matką... ale nie mogłem również powiedzieć, że była dobrą matką. I dopiero teraz to zauważyłem. Nigdy nie była zbyt...obowiązkowa, ale myślałem, że z wiekiem nabierze odpowiedzialności. Jednak ani na studiach, ani później nie zauważyłem nic takiego. A ona zachowywała się tak jakby nie zauważała, że nie jest już nastolatką tylko żoną i matką. Dalej chciała się bawić, imprezować, ćpać i pić... i najwidoczniej myślała, że ja też tego chcę. Owszem było tak, ale byliśmy wtedy w liceum. Na studiach też się imprezowało, ale potem kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży nie było mowy o nieodpowiedzialności tylko dlatego, że dziecko psuło jej plany. Zacząłem sobie uświadamiać, że ona w ogóle nie dorosła ani do roli matki, ani żony ani do odpowiedzialności. Nadal w środku była zagubioną 17 - sto latką, chcącą się bawić i nic poza tym. Kiedy to sobie uświadomiłem, kolana się pode mną ugięły. Cieszyłem się, że siedzę w samochodzie inaczej pewnie bym się przewrócił. Musiałem jednak przejść do następnej sprawy. Co z tą manipulacją? Dzisiaj po tej kłótni, która rozegrała się rano, byłem w totalnym szoku. Manipulowała mną i świetnie wiedziała co zrobić i jak mnie wykorzystać, abym robił to czego ona chce. Świetnie opanowała tą umiejętność - trzeba to przyznać, jednakże co z tego? Skoro byłem tak podatny na te jej gierki. Z tych wszystkich przemyśleń wywnioskowałem tylko jedno - muszę być bardzo stanowczy, jeżeli chodzi o moją żonę. Niestety to również oznaczało prawdopodobny rozpad naszego małżeństwa w niedługim czasie. Nie wiedziałem czy jest mi żal czy też nie. Znaliśmy się od ostatniej klasy podstawówki, ale dopiero teraz spostrzegłem, że to co prawdopodobnie nas łączy od tych 5 lat to już nie miłość. Ja się zmieniłem, ona niestety nie. Mnie się tylko wydawało, że nadal ją kocham. Bo myślałem, że tak to wygląda. Wspólne dziecko, dom w którym mieszkamy razem. Najwyraźniej to były tylko moje marzenia, a nie jej. Jej jedynym celem jest zabawa. Teraz nawet nie byłem pewien czy kocha naszego synka. Przecież, w jej rozumowaniu, to on zrujnował jej marzenia. Ta myśl przyprawiła mnie o mdłości. Nie mogłem pozwolić na to, aby zrobiła mu krzywdę. Już i tak zapewne dużo zdziałała jednak trzeba to przerwać. Motywacja była tak silna, że od razu wziąłem się do pracy. Ponieważ już od dobrych kilku minut stałem na podjeździe do garażu, wyskoczyłem z auta i pędem ruszyłem do domu. W dwie i pół godziny rozesłałem ponad 70 CV do różnych firm w NY, aby mieć większą szansę na zatrudnienie. W tych czasach nie łatwo jest o dobrego programistę, i to ze stażem kilkoma latami pracy i sporymi sukcesami na koncie. Tym oto sposobem zrobiła się godzina 13.30, więc zacząłem robić obiad - nie chciałem czegoś spartolić, więc wyciągnąłem książkę kucharską i kucharzyłem ponad 1,5 godziny. Uwarzyłem zupę grzybową i to pyszną, o wiele lepsza niż tą, którą robi Viv, do tego kotlety, ziemniaki i mizerię ze świeżych ogórków. I byłem na 100% pewien, że mojemu synkowi będzie smakowało. Przynajmniej dzisiaj porządnie zje. Kiedy skończyłem było koło 15, więc pojechałem po małego szkraba do przedszkola. Wróciliśmy pół godziny później i oczywiście mój syn musiał mnie ubłagać o siedzenie na przodzie tuż obok mnie. Nie miałem serca mu odmówić, więc przez cała drogę bardzo się cieszył, że "w końciu mozie cioś zobacić". Miałem plan zapytać go co robił z mamą zawsze kiedy mnie nie było, ale stwierdziłem, że mogę z tym jeszcze poczekać. Przyjechaliśmy do domu i razem zjedliśmy upichcony przeze mnie wcześniej obiad. Oczywiście nie omieszkałem nie zapytać, jak małemu smakował pierwszy ugotowany przez tatę obiad. Odpowiedział tylko "pyssssny", a potem ziewnął przeciągle co oczywiście oznaczało, że czas na popołudniową drzemkę. Byłem z siebie cholernie dumny, ale powstrzymałem odruch napuszenia się jak paw i tylko wziąłem małego na ręce z zamiarem położenia go w łóżeczku. Kilka minut później mały spał jak zabity, a ja siedziałem z laptopem na kolanach z zamiarem sprawdzenia, czy ktoś aby nie napisał czegoś w moim temacie. Wszedłem przy okazji na gg, skype i inne ciulstwa, które aktualnie posiadałem. Strona po krótkiej chwili się otworzyła, a moim oczom ukazały się dokładnie dwie odpowiedzi do tematu. Jedna z typu "jak masz jakiś problem to wpierdol", a druga była dla mnie cholernym zaskoczeniem. Przeczytałem odpowiedź chyba z pięć czy sześć razy, a moja reakcja była natychmiastowa. Od razu skopiowałem e-mail tajemniczej Lonley. Napisanie mail'a zajęło mi mniej, niż 10 minut.

Droga Lonley!
Bardzo się cieszę, że ktokolwiek odpisał na mój mail, a tym bardziej cieszę się, że jest to ktoś z tak podobnym problemem jaki ja niestety mam. 
Z samej Twojej odpowiedzi wnioskuję, że jesteś bardzo nieszczęśliwa przy boku męża. Mam wrażenie, że rzeczywistość Cie przytłacza.
Nie jesteś sama, ponieważ ja mam tak samo.
Jeżeli się nie obrazisz chciałbym Ci nieco przybliżyć moją sytuację domową.
No więc dzisiaj po kolejnej kłótni z moją żoną, doszedłem do przerażającej prawdy, której nie dostrzegałem przez ponad 5 lat naszego małżeństwa. 
Mam małego synka - ma 4 latka - i jest całym moim światem jednakże mam zbyt dużo problemów, żeby się nim cieszyć i tym że go mam.
Jak już wspominałem straciłem pracę - oczywiście żonie nic nie powiedziałem, bo ona by się wściekła, a nie chcę żeby awantury widział mały. 
Moja żona jest osobą bardzo nieobowiązkową, nie przejmuje się naszym dzieckiem - ostatnio np. nie dała mu obiadu - no i dzisiaj uświadomiłem sobie że mną manipuluje. Do tego nie chce jej się chodzić do pracy, a przy tym kiedy ja jej nie mam nie możemy sobie na to pozwolić. Nie mam już do niej sił, ale nie potrafię od niej odejść. 
Ja również duszę we mnie moja poprzednią osobowość i ujawniam ją tylko przy synku. 
Kiedyś nie byłem taki zgorzkniały jak dziś. 
Byłem szalony chciałem spełniać marzenia, niestety przez moją żonę wszystko się zmieniło i dopiero dzisiaj to zrozumiałem. 
Jakie problemy dręczą Ciebie?
Może opowiesz mi coś więcej o Twoim nudnym mężu?
Pozdrawiam ciepło i czekam na odpowiedź.
TheBoringStory

Kliknąłem "wyślij" i oparłem się o kanapę. Spojrzałem na zegarek - 17.50. Nie jest źle. Sprawdziłem jeszcze czy nikt nie odezwał się w sprawie pracy - niestety, ale moja skrzynka służbowa była pusta. Z jękiem zwlekłem się z sofy i już miałem jechać po żonę kiedy stwierdziłem, że nie będę budził małego i wykręciłem numer do żony mojego brata - Rosalie. Ona kochała zajmować się Chris'em. Oni sami niestety starali się o dziecko jednak coś nie wychodziło i Rose była w siódmym niebie, gdy mogła się z nim bawić czy pójść na spacer. W tej kwestii zawsze mogłem na nią liczyć.
-Tak słucham? - W słuchawce rozległ się głos mojej przyjaciółki.
- Cześć Rose! Słuchaj mam do ciebie prośbę...
- Mam się zająć Chris'em? - Zapytała, a w jej głosie wyczułem nadzieję.
- Tak...muszę jechać po Viv do pracy....
- Jasne, zajmę się nim. Będę za jakieś 10 minutek.
- W porządku. To czekam...no i dzięki.
- Ależ nie ma sprawy, Edwardzie. To dla mnie czysta przyjemność.
- Wiem, Rose, wiem. Czekam w takim razie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - Rozłączyłem się i czekałem na Rose. Zawsze chciałem, żeby Christian miał taką matkę. Jak ona. Była idealna. Jednak najwyraźniej Viv się do tego nie nadawała. Westchnąłem. Diabli by wzięli ją i jej fatalne podejście!

___________________________
_______________

No hej Pyszczki!
Rozdział kończy się chujowo, ale nie miałam totalnie pomysłu co dać na finish.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam podoba.
No i nie ma wielu błędów.
Czekam na twórczość Bells :*
Całuję cieplutko i ściskam :*******
Lady A. 

10 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. Jakbym była Edwardem to raz, że patrzyłabym cały dzień na lustro, a dwa, że kopnęłabym tą Vivienne w dupę! Dziecku jeść nie da. Psychopatka. No to ciekawe co odpisze Bella, no i oczywiście czekam na twórczość Wampirka. Miłej nocy życzę i czekam na nn. Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejj wczułam się i tu koniec ._.
    Krótkie ;_;
    A teraz do rzeczy... Ooo, w następnym rozdziale będzie Rose? Super! Bo jak Rose, to może i Emmett a uwielbiam Miśka <3
    Boże, pierwszy raz w życiu nie mam weny na komentarz, zielona szkoła mnie wykończyła...
    Napiszę krótko - zajebiście, ale ja nadal żywię chorą nadzieję że Vivienne spotka okrutny (śmiertelny oczywiście) wypadek :DD

    Całusy i czekam na twórczość Wampirka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No co ja mogę napisać?
    Mnie się strasznie podoba, bardzo a bardzo :)
    Ehh, ale ta Vivienne jest okropna, nie ma co. Szkoda mi Edwarda i Christiana, no nic. Po prostu z czasem Bella będzie musiała wkroczyć do akcji, nie? Hehe, nie ma co :d
    Wspaniale, cudownie, genialnie....
    Nie mogę się aż wysłowić, po prosty jesteśmy wyjebane w kosmos.
    To nie żadna tajemnica, okej...
    Lecę zaczynać NN.

    Pozdrawiam, kocham
    Wampirek,

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna notka ,czekam na następną :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna notka,wspaniale dawkujesz napięcie,ale sprawisz też że człowiek chce cię zamordować jak nie może przecztać kolejnej części
    Pozdrawiam i czekam na NN(byle szybko)
    Bell 93

    OdpowiedzUsuń
  6. NIE LUBIĘ VIV! tu mam podobne zdanie do Esther. niech jej tu nie będzie. ogólnie rozdział bomba i czekam na dzieło wampirka czekam z niecierpliwością więc do nn
    pozdrawiam wszystkich Liv (dziewczyny ja się wcześniej podpisywałam Livkiii ale to się długo pisze a ja jestem lenien ale sza! jak by co to Liv mi się bardziej podoba)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja dziś wchodzę na swojego bloga... paczam.. a tam co?? :D Info o nowym rozdziale xd Cieszyłam się jak jakaś wariatka i skakałam na fotelu xd Poważka :)
    A co do rozdziału.. Co ja mam powiedzieć?? :) Jak zwykle cudnie zajebiaszczy, że normalnie smutam, bo nie potrafię tak pisać ;( Nio ale też jestem happy bo jest rozdziałek xD
    Czekam na nn z niecierpliwością i jestem ciekawa co odpisze Bella na e-mail Edwarda :D No i oczywiście jestem zniecierpliwiona, bo chcę ich spotkania! :D Mam nadzieję, że szybo się to odbędzie :))
    Pozdrawiam baaardzo gorąco i całuję :**
    Życzę weny Bells no i oczywiście Lady A.. :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz świetny styl pisania ;) zazdroszczę i podziwiam. Od razu biorę się za nadrabianie czytania.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pyszczki???
    ...
    Jejusiu, jakie to słodziódkie ;p KOCHAM CIĘ! MORDO TY MOJA!!! :D <3
    Kujdę no! Czemu on nie pójdzie z dzieckiem w siną dal i zostawi tą sukę???
    Wampirku, słońce, masz rację - załatw to tak, żeby Bella wkroczyła do akcji!
    Supcio rozdziałek, czekam na więcej ;)
    niech wena bd z Wami

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż... Krótko, ale fajnie. Edward bierze się do roboty, zdaje sobie z czegoś sprawę... Ale dlaczego nie może wziąć młodego i wziąć ten rozwód z tą wywłoką? Bosz... Ta to już wgl zatruwa mu życie. Jak można być kimś takim? Nieźle, nieźle. Na razie są na etapie maili z Bellą. Ciekawe, czy spotkają się w realu? Mam nadzieję, że tak :) Dobrze, idę w dalsze rozdziały.
    PS Nadrabiam zaległości związane z nieobecnością ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Mrs. Punk