niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 15 "Czyżby sielanka? "

                
Poniedziałek. Ludzie z reguły nienawidzą poniedziałków. Bo trzeba wstać po weekendzie, do szkoły, do pracy. Znowu trzeba wrócić do codziennych monotonnych obowiązków. Pewnie dwa tygodnie temu miałbym identyczne podejście do tego dnia tygodnia. Jednak teraz wszystko się zmieniło. I to za sprawą jednej jedynej osoby. Belli. Nawet dwa tygodnie nie minęły od naszego poznania, a tak dużo się wydarzyło. Osoba, której nawet nie znałem, a być może kiedyś minąłem na ulicy stała się dla mnie równie ważna jak mój ukochany synek. Tak ważna, ze nie pozwoliłbym jej skrzywdzić, ważniejsza niż niegdyś moja żona.
Zmarszczyłem brwi.
I tak bardzo skrzywdzona. Pogłaskałem Bellę po policzku. Spała jeszcze, ale po wczorajszym dniu trudno jej się dziwić. Wyznanie jej siostry, że została zgwałcona przez jej męża mimo wszystko musiało ją zaboleć. Przecież był człowiekiem, z którym żyła. I na dodatek pracowała. Westchnąłem.
Nie umiałem sobie wybaczyć tego, że nie było mnie w tym czasie w jej życiu. Gdybym był chociaż jej przyjacielem, mógłbym odwieść ją od tego pomysłu wyjścia za tego drania. Może podjęłaby inną decyzję. Może…
A z resztą… przecież to i tak już nic nie zmienia. Stało się i czasu nie cofnę. Uśmiechnąłem się. Teraz jest inny świat. Dla mnie, dla niej, dla Chris’a. Lepszy czas, lepsze życie. Może jeszcze nie idealne… nie wróć. Ono nigdy nie będzie idealne. Ale zawsze możemy przecież spróbować je takim uczynić. Jeszcze tyle problemów i zmagań przed nami. Przesunąłem ręką po włosach Belli. Ile rzeczy musieliśmy wycierpieć, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteśmy. Teraz już na pewno będzie lepiej. Nie może być gorzej, bo mamy przecież siebie.
Bella odwróciła się, przeciągnęła i zatrzepotała rzęsami. Zacisnąłem zęby. Nie mogłem patrzeć na tego siniaka pod okiem. W głowie zarysowywał mi się plan, który za niedługo miałem wprowadzić w życie…
Moja ukochana rozejrzała się zdezorientowana po pokoju, jednak, kiedy jej wzrok spoczął na mnie uśmiechnęła się. Nawet z tym podbitym okiem i rozciętą wargą wyglądała pięknie.
- Dzień dobry. – Szepnęła zachrypniętym głosem. Odwzajemniłem uśmiech.
- Dzień dobry kochanie. Jak ci się spało? – Zapytałem, jednocześnie przyciągając ją do siebie jak najbliżej było to możliwe.
- Bardzo wygodnie. I… spokojnie. Dawno tak dobrze nie spałam. A tobie? – Mrugnęła dwa razy i z niebywałą ciekawością na mnie patrzyła.
- Świetnie. Cieszę się, że się obudziłaś. Zdążyłem zrobić już śniadanie. – Zawahałem się, jednak miałem nadzieję, że Bella niczego nie zauważyła. – Wiesz… jeśli się pospieszysz to razem odprowadzimy Chrisa do przedszkola. Co ty na to? – Nie wiedziałem, czy będzie chciała ze mną pójść. Przecież to nie jej dziecko. Nie musi się nim zajmować. Miałem wątpliwości, ponieważ nie chciałem jej obarczać wychowaniem dziecka. Jeszcze na dodatek nie było to jej dziecko. Bella podniosła się do pozycji siedzącej.
- Edwardzie… chyba wiem, o czym myślisz. Z wielką chęcią pójdę z tobą odprowadzić Christiana. – Chyba nie zmieniłem mimiki twarzy, ponieważ sekundę później Bella siedziała już na mnie. – Nie przejmuj się tym tak. Ja już traktuję Chris’a jak swoje dziecko. Bardzo chętnie będę się nim zajmować. To będzie dla mnie czysta przyjemność.
- Jesteś tego pewna? – Mimo wszystko bałem się, że przez to ograniczę ją w jakiś sposób. Ale ona tylko się uśmiechnęła.
- Jasne, że tak. Bardzo się przywiązałam do tego malucha. I on do mnie chyba także. – Uśmiechnąłem się na te słowa i ucałowałem Bellę delikatnie.
- No dobrze, w takim razie ogarnij się, a ja pójdę obudzić i ogarnąć Chris’a i spotkamy się na dole, okey? – Bella pokiwała energicznie głową, zeskoczyła ze mnie i powędrowała do łazienki. Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem do pokoju syna. On oczywiście już nie spał, a pierwsze pytanie, które wypowiedział brzmiało: „Tato, czy mamusia idzie z nami do przedszkola?”. Oczywiście odpowiedziałem, że tak, po czym pomogłem mu się ubrać i umyć ząbki. Kiedy zeszliśmy na dół, do kuchni, Bella była już gotowa. Zajadała tosty przygotowane wcześniej przeze mnie. Na nasz widok uśmiechnęła się. Chris od razu do niej podbiegł. Bella wzięła go na kolana i przytuliła do siebie.
- Z czym chcesz tosta, maluchu? – Zapytała rozbawiona jego zachowaniem. Usiadłem naprzeciwko nich i również zabrałem się za śniadanie.
- Tego. – Wskazał paluszkiem na tosta z szynką i serem. Bella sięgnęła po niego.
- Proszę. – Podała mu i wróciła do swojego posiłku. Nie odzywaliśmy się za dużo podczas śniadania, jednak cisza wcale nam nie przeszkadzała. Wydawało mi się to takie normalne… od lat nie jadłem śniadania z Viv i Chrisem razem. Ona nigdy nie chciała śniadania. Chris jadał w przedszkolu, ja w pracy, w pośpiechu. Nigdy nie było czasu na to, żeby tak na prawdę zwolnić. Czy teraz jest na to czas? Chyba tak… a przynajmniej na to wygląda.
Po śniadaniu zebraliśmy się i pojechaliśmy odwieźć Chrisa do przedszkola. Oczywiście przedszkolanki były zdziwione, że jestem z inną kobietą niż Viv, ale nie musiałem im się tłumaczyć z mojego życia osobistego. Kiedy wyszliśmy z przedszkola przytuliłem do siebie Bellę. Po dłuższej chwili ją puściłem.
- Cos się stało, Edwardzie? – Uśmiechnąłem się.
- Nie. Po prostu… chciałem się przytulić. Chcesz poznać mojego najlepszego przyjaciela? – Od dawna nad tym myślałem. Aby przedstawić Bellę Emmettowi i Rose. Przecież są przyjaciółmi rodziny. Więc głupio by było gdyby ona ich nie znała. Bella uśmiechnęła się.
- Jasne, że tak. Gdzie jedziemy?
- Do warsztatu samochodowego. – Bella uniosła brwi.
- A daleko to?
- Nie. Niedaleko stąd. Emmett prowadzi własny warsztat. W sumie kumplujemy się od zawsze. Jego żona, Rose, często zajmowała się Chrisem gdy mnie nie było. Ze względu na Viv… i parę innych rzeczy. – Zauważyłem, że Bella marszczy brwi. – Oni nie mogą mieć dzieci. Dlatego Rose uwielbiała się nim zajmować. – Wyraz twarzy Belli się zmienił.
- Rozumiem. Postaram się…
- W porządku. Rose się z tym pogodziła. Ale nie wspominaj o tym. – Ona kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Dobrze. Jedźmy w takim razie. – Wsiedliśmy do auta, a dziesięć minut później parkowałem samochód przed warsztatem samochodowym mojego przyjaciela. Otworzyłem Belli drzwi i chwyciłem ją za rękę. Weszliśmy do środka.
- Cześć! – Krzyknąłem, bo gdziekolwiek Em, by nie był dzięki temu powinien mnie usłyszeć. Zamiast niego przywitał mnie jego pracownik – Carl.
- Dzień dobry panie Cullen. Zaraz zawołam szefa. – Kiwnąłem tylko grzecznie głową. Carl zniknął w czeluściach warsztatu. Bella przytuliła się do mnie. Po chwili nadszedł Emmett. Cały umorusany smarem, w dziwnych ogrodniczkach swojego ojca, które pamiętałem jeszcze z dzieciństwa. Podszedł do nas i podał mi rękę na przywitanie.
- No cześć. Coś długo cie tu nie było.
- No tak… nie miałem czasu. To jest Bella. – Wskazałem na moją ukochaną. Em wytarł dłoń w ścierkę i podał jej. Ona uścisnęła jego rękę swoją malutką dłonią.
- Miło mi cię poznać Bello.
- Mnie również. – Odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
- Słuchaj, jest szansa żebyś się urwał? Bo chciałem tez pojechać przedstawić Bellę Rose, no i kurcze fajnie by było gdybyś był z nami. Pogadamy, jakaś kawa czy coś. Co ty na to? – Em uśmiechnął się.
- Słuchaj stary ja chętnie, ale musiałbym skończyć robotę, bo mam upierdliwego klienta. Jedźcie do nas, Rose jest w domu. Ja dołączę później. – Uśmiechnął się do mnie potem przeniósł wzrok na Bellę, która odwzajemniła uśmiech.
- No dobra. To do zobaczenia.

- No to do zobaczenia. – Wyszliśmy i pojechaliśmy do Rose. Ona oczywiście, jak to kochana Rose przywitała nas ciastem i kawą. Po uprzejmościach zaczęła się rozmowa. Razem z Bellą nie mogły się nagadać na temat Chrisa, a ja nie miałem serca by im przerywać i dopiero, gdy Em wrócił do domu, zaczęliśmy rozmawiać we czwórkę. Wytłumaczyliśmy z Bellą tą sytuację, która teraz zaistniała. Rose i Em, oczywiście poparli moją stronę i zadeklarowali, że będą zeznawać na moją korzyść w sądzie. To było raczej oczywiste. Cały ranek spędziliśmy u nich na miłych pogaduchach. Wyszliśmy dopiero koło 14. Razem z Bellą pojechałem do domu, gdyż nie mieliśmy obiadu – z czego śmialiśmy się całą drogę i z naszego gapiostwa. Wychodząc z auta zauważyłem przed domem postać. Szedłem z Bellą za rękę, ona w połowie drogi się zatrzymała. Spojrzała na mnie przestraszonymi oczami. Zrozumiałem, że to jej mąż. Na ucieczkę było już za późno…   
______________________________

Witam!
Tak wiem... możecie mnie powiesić, zabić, poćwiartować, udusić, zepchnąć w otchłań, rozczłonkować…
Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Mam świadomość tego, że nawaliłam.
Tłumaczenie się jest bez celowe. Jedyne co mogę zrobić to przeprosić. Za moją nieobecność, za jakość rozdziału.
Ostatnimi czasy niestety nie mam weny. I nie potrafię tego zmienić.
Nie będę się rozpisywać. To bezsens.
Jeżeli jeszcze ktoś to czyta, to muszę Wam podziękować za cierpliwość.
Jesteście najlepszymi czytelnikami jakich miałam.
Kocham Was,
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
I Ty też Kiniu… bo Ciebie również zawiodłam.
Jeszcze raz przepraszam.
Do następnej.
Miśka

Obserwatorzy

Mrs. Punk