niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 14 "Chcę złe chwile mieć za sobą"

"Bo to nie jest tak, że nienawidzę całego świata. To cały świat nienawidzi mnie. Ale w końcu zrozumiałam, że to ja mogę kierować swoim całym światem..."

Obudziłam się rano, chyba... Otworzyłam oczy. Tak, było rano. Wcześnie, ale rano. Przyzwyczaiłam się przez chodzenie do pracy, że wstaję wcześnie. Dziś niedziela, czyli kancelaria nieczynna, zresztą... Edward i tak chciał abym zrobiła sobie choć tydzień wolnego. Właśnie, Edward. Spojrzałam na mężczyznę leżącego koło mnie, podniosłam się do pozycji siedzącej. Mam wielkie szczęście, mieć go przy sobie, po swojej stronie, jako sprzymierzeńca. Uśmiechnęłam się. Gdy spał wyglądał jak duże dziecko. Na prawdę mam wielkie szczęście, choć raz w życiu dostałam kogoś kto jest dla mnie wszystkim. A nawet dwie takie osoby. Edwarda i Christiana. 
Więc siedziałam i obserwowałam śpiącego Edwarda, który zaczął robić jakieś dziwne miny, chyba coś mu się śniło, ba! On nawet zaczął coś mamrotać. I... Jego sen jest chyba jakiś dziwny. Po chwili znów się położyłam, podparłam się na łokciu i w niego wpatrywałam. Zaczął mamrotać coś o jakimś niedźwiedziu i ciasteczkach, a potem coś o śmiesznym fartuchu. Robił takie dziwne, czasami śmieszne miny. Powstrzymywałam wybuch śmiechu. Za to wzięłam swój telefon i włączyłam kamerę, zaczęłam go nagrywać. Dla potomnych, oczywiście. Edward zaczął się wiercić i krzyczeć coś, że nie lubi murzynka. Zachichotałam, Edward mamrotał coś o "pieprzonym niedźwiedziu z ciastem". Dalej go nagrywałam. 
- Upiecz mi jabłecznik! - Ryknął na sama nie wiem na kogo, ale zgaduję, że na tego niedźwiedzia z murzynkiem. Mentalna notatka: Edward lubi jabłecznik.
-Dobrze, kochanie, mam wiele wolnego, się upiecze... - zachichotałam.
- Ale ja chce teraz! Natychmiast!!! Dawaj jabłecznik. - nie wytrzymam, trzymajcie mnie. Zaczęłam dziko chichotać, usiadłam i go kamerowałam, tylko przykryłam go do pasa, bo byliśmy nadzy. Edward się szarpnął jakby chciał coś z kogoś zerwać. 
- Ten fartuch jest mój! Przecież wiesz jak kocham serduszka. -Zaczęłam się głośno śmiać, jakie kurwa, serduszka? I on serio ma mocny sen, ukradli by mnie, a on by nie słyszał. I druga mentalna notatka. Edward lubi serduszka. I chyba szarpał za fartuch... No, no. Niegrzeczny ten jego wyśniony niedźwiadek. 
- No nie gniewaj się na mnie misiu. Nie chciałem cie poszarpać. Po prostu upiekłeś mi murzynka i masz mój ulubiony fartuch. A ja chciałem jabłecznik! - Byłam tak rozbawiona, że łzy ciekły po moich policzkach. Boże, on jest uroczy!
-Dam ci tej jabłecznik, Miśku... Nie płacz już. - pogłaskałam go po policzku. 
- Nie płaczę! - krzyknął, ale on wyglądał jakby naprawdę miał się zaraz rozpłakać i znów się szarpał. Ej, on mi odpowiada! Nie wiem czy to możliwe, ale śmiałam się jeszcze bardziej.
-Płaczesz, mały Edwardzie, a miałeś być twardy, a ty miękki! - podjudziłam, nadal trzymałam telefon i go kamerowałam. 
- Poskarżę się mamie. - teraz brzmiał jak obrażony sześciolatek. 
 -Boże, Edward! Wstawaj, idioto - pokładałam się na łóżku ze śmiechu, ale dłoń trzymałam u góry aby go kamerować. Otworzył oczy. I wyglądał tak jakby szukał tego niedźwiedzia i chciał go zabić z premedytacją.  Ale zobaczył tylko mnie kamerującą jego i pokładającą się ze śmiechu na łóżku. Wyłączyłam kamerę i schowałam mój telefon. Spojrzałam na Edwarda, złapałam się za bolący od śmiechu brzuch i... Chichrałam się dalej.
-O nie! - powiedziałam - Ja chcę jabłecznik! Dajcie mój jabłecznik bo poskarżę się mamie! -Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - O ty jędzo. - Mruknął i zacząłem mnie łaskotać. 
-Nie przestań, to ty śnisz o niedźwiedziach, Edward! Przestań, proszę... - chichotałam - Zrobię ci jabłecznik! Ewentualnie kupię!
- Nie ma! - Nadal mnie łaskotał, a ja płakałam ze śmiechu. On również miał wielki uśmiech na twarzy. 
-Wolisz murzynka? - próbowałam go odepchnąć. 
- Nie!- Krzyknął. - Jabłecznik, jabłecznik... - Mruczał przechodząc z łaskotania do głaskania mojego nagiego ciała.
-Z dwojga ciast też wolę jabłecznik, ale co ty masz do murzynka? - zarzuciłam ręce na jego ramiona. 
- Nie mam nic do murzynka, skarbie. - Szepnął całując mą szyję.
-Mhm, ale niedźwiedzia za to poszarpałeś... - wplotłam palce w jego włosy.
- Oj tam, oj tam. - Mruknął kładąc się na mnie i całując mój dekolt. 
-A ja to wszystko nagrałam dla potomnych... - zachichotałam. 
- Daj mi to nagranie.- Zaakcentował dokładnie każde słowo siląc się na grozę w głosie.
-Nie... - pokiwałam przecząco głową - Nie dam... Kłócisz się tam z misiem o fartuszek z serduszkami, kupię ci taki, spokojnie. 
- Oj dasz, dasz... - Szepnął schodząc z dekoltu na piersi. - A taki fartuch już mam.
-Nie, nie dam - jęknęłam. 
- Dasz, dasz... - Wykłócał się ze mną po czym chwyciłem wargami mój sutek. Wygięłam się w łuk 
- Edward! - zacisnęłam uda, czułam zbierającą się wilgoć pomiędzy moimi nogami. Boże, Swan, jesteś łatwa. Ssał uporczywie mój lewy sutek, a drugą dłonią pieścił prawą pierś. Wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk.
 - Yhym, i tak tego ci nie oddam. 
- Jest tego pani taka pewna, pani adwokat...? - Zapytał zjeżdżając ustami na brzuch i pępek, dotykając ręką  mojego łona. 
-Tak, tak, proszę pana... - załkałam z przyjemności - Jestem pewna, ten materiał jest moim nagraniem.
- Zawsze mogę je sobie przywłaszczyć. - Szepnął wkładając we mnie dwa palce i poruszając nimi w jej wnętrzu.
-O Boże... - szarpnęłam się - Tak, tak... - odchyliłam głowę do tyłu - Ale to... To moje. 
- Na pewno nie chciałabyś mi tego oddać? - Zapytał rżnąc mnie jego, teraz już trzema palcami.
-Mogę tylko z tobą pooglądać, ale nie, nie oddam - pchałam biodrami w jego stronę. A on co? 
-Cóż, twoja strata - i przestał mnie pieścić. 
-Edward! - spojrzałam na niego ze złością, a on na mnie niewinnie. 
-Tak, kochanie?
 Aha, rozumiem, tak chce grać. 
- Nic, nic... - na nowo rozchyliłam moje nogi, włożyłam w siebie dwa palce, zaczęłam poruszać swoją dłonią po chwili dodając trzeci palec. 
- Oj kochanie, kochanie... Grasz nie fair... - Szepnął głaszcząc moje włosy i patrząc jak robię sobie dobrze.
-Nie było żadnych zasad... - szepnęłam
- Nawet gdyby były, to byśmy je złamali. - odszepnął całując mnie w usta.  Oddałam pocałunek, wzmocniłam ruchy swoją ręką, zaczęłam cicho jęczeć.
- Chcesz dojść tak, czy z moją pomocą? - Zapytał szeptem trącając nosem mój policzek.
 -Wolałabym z twoją pomocą... - przyznałam -Ale filmu nie oddam - dodałam.
- A zostaw sobie go. - Westchnął zrezygnowany. - Będzie cie rozśmieszał. A teraz.... - Szepnął odciągając  moją rękę od  krocza. - Pozwól  mnie się tym zająć. - Poddałam się jego czynom, położyłam moje ręce wzdłuż ciała. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. 
- Kochanie, nie musisz leżeć na baczność. - Szepnął, wkładając we mnie na powrót  trzy palce i ruszając nimi w moim wnętrzu.
-Kochanie wiem, może ja cię tylko testuję? - zamruczałam uwodzicielsko. Punkt dla mnie!
- W jakim sensie testujesz? - Zapytał spoglądając na mnie i powstrzymując uśmiech.
-Twoich możliwości... - uniosłam się na łokciach i uśmiechnęłam się.
- Moich możliwości? - zapytał ciekawie. 
-Mhm, czyżbyś się czegoś obawiał? - uniosłam brew pytająco
- Nie skądże... - Wyszeptał, wyciągając ze mnie palce i moszcząc się między moimi nogami.
Uniosłam rękę i położyłam palec na jego policzku, przejechałam nim przez linię szczęki, szyję, ramiona, obojczyki, tors, brzuch i podbrzusze, a potem po jego penisie. Zadrżał na mój dotyk i chwycił w usta moją wargę po czym delikatnie ją przygryzł.
- Mmm, proszę dalej... - zamruczałam cicho.
- Jakieś specjalne życzenia? - Zapytał szeptem, obejmując moją talię ręką.
-Niespecjalnie, zawsze spełniasz każde choć nawet ich nie wypowiadam na głos... - zamruczałam.
- Ah no tak, przecież nasza telepatia działa. - Powiedział, uśmiechając się i trącając moją brodawkę nosem. Jęknęłam cicho i wbiłam paznokcie w jego ramiona.
-Um, yhym działa jak najlepiej. Nie narzekam na nią.
- Nie narzekasz? - Udał zdziwienie ocierając się wargami o mój sutek. - Myślałem, że jest bardzo pomocna.
-Przecież właśnie to powiedziałam, "nie narzekam na nią", czyli cieszę się, że ją mamy - jęknęłam, przyciągnęłam za szyję jego twarz bliżej moich piersi. 
- Jak zwykle, jest pani bardzo niecierpliwa, pani adwokat. Ale wiesz... mam taką propozycję, a w zasadzie dwie opcje... - Uniósł brwi będąc ciekawym czy się zgodzę- Pierwsza jest taka że będziemy się kochać mega słodko, wiesz waniliowo, a druga taka że ostro cię zerżnę.
-Hmm, no wie pan, jestem w bardzo niekomfortowej sytuacji, ponieważ moje ciało i serce ze sobą negocjują. Ciało chce ostrego rżnięcia, a serce potrzebuje miłości. Skomplikowana sprawa, powiem szczerze, że nie wiem, którą opcję wybrać, są jakieś koła ratunkowe? - teraz to ja uniosłam w pytającym geście jedną brew.
- Hmmm... koła ratunkowe niekoniecznie, ale jeżeli sobie pani życzy to możemy skonsolidować te dwie opcje i połączyć je w jedno. - Pogłaskał mnie po fioletowym siniaku zapewne przeklinając w myślach tego skurwiela, którym jest mój mąż.
-Jeżeli istnieje taka możliwość to jestem zdecydowanie tym zachwycona i panu wdzięczna - dźwignęłam się na łokciach i go pocałowałam.
Oddał pocałunek, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Boże, znamy się nieco ponad tydzień... nawet nie! A mimo wszystko jest dla mnie bliższym człowiekiem niż mój mąż. Sądzi, że jestem wyjątkowa, tak jak nikt inny. Jest kochany. Zawsze byłam bardzo uczuciową osobą, szybko ufałam ludziom, często to mnie gubiło. Z czasem tego się oduczyłam, uważałam, byłam ostrożna, a teraz pojawił się Edward. On tak szybko złamał moje wszystkie bariery, ale... To chyba dobrze, wydaje mi się, że on mnie nie zrani. Ostatnim czego by teraz chciał, to moja krzywda. Tak wiele wycierpiałam przez tego gnoja, Damiena. Edward wiele razy mówił, że nie wybaczyłby sobie gdyby mnie skrzywdził, ale ja wiem, wiem, że on tego nie zrobi.
Bawiłam się włoskami na karku Edwarda, nadal go całowałam. Nasza pieszczota była subtelna, delikatna i czuła. Taka, po prostu, słodka. I to było miłe. Jestem bezpieczna. I choć troszkę szczęśliwa, w sumie bardziej niż troszkę. I tylko to się liczy.
Nie przerywając pocałunku, położył się na plecach i wciągnął mnie na siebie. Błądziłam dłońmi po jego ramionach, torsie i brzuchu. Pogłębiłam pocałunek, a potem spojrzałam w jego oczy. Gdyby nie to, że spojrzał na zegarek, pewnie za chwilę zaczęlibyśmy się kochać.
- Kurwa mać! Jest 20 po dziewiątej! Miałem wysłać projekt... - Puścił mnie, z zamiarem sięgnięcia do kompa, ale ja przytrzymałam go za rękę i przyciągnęłam moja usta do swoich.  Nie ma bata, panie Cullen, tak mnie pan nie zostawi... Znaczy tak myślałam, ale najpierw całowałam go niepewnie, tak jakbym prosiła o zgodę, z jednej strony miał pracę, ale przecież go usprawiedliwię jakby się Jefferson rzucał, w co wątpię. Oddałem pocałunek, może myślał, że jestem na mnie zła, że tak z dupy to wszystko przerwał.  Usiadłam na nim okrakiem i wplotłam palce w jego włosy
- Musisz teraz? - spytałam.
- Och kochanie nie chcę teraz ale muszę. Miałem to wysłać do maks 8.30... godzina opóźnienia.- Szepnął. Naprawdę wcale mu się nie podobało to, że musi mnie tak zostawić, mnie też nie.
-A możesz wziąć laptopa do łóżka i zrobisz to leżąc koło mnie? - pocałowałam zagłębienie za jego uchem i wdychałam jego zapach, relaksował i uspokajał mnie. Wiem też, że moje zachowanie jest dość dziwne, ale ja naprawdę uwielbiam przebywać z Edwardem, mam wrażenie, że nigdy nie będę miała go dość. 
- No jasne że tak. - Sięgnął po laptopa i oparł się na poduszce, zapraszając mnie na miejsce obok. Raczkując podeszłam do niego i przykryłam nas kołdrą, po czym wtuliłam się w niego spoglądając na uruchamiający się ekran laptopa. Przeciągnął mnie do siebie i ucałowałem moje włosy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Też muszę załatwić sobie wolne... - powiedziałam - W pracy jest Damien, a ja nie mam ochoty się z nim widywać.
-Nawet ci bym na to nie pozwolił - prychnął znów całując moje włosy. Lubię jak tak robi.
-Tak, ale ktoś musi mieć na oku moich pracowników, prawda? Prawda. - przeczesałam palcami jego włosy.
- No też racja. Nie możesz przecież pozwolić aby twój "mąż" jebał na boku jakieś nastolatki. - Powiedział z przekorą i wściekłością w głosie, bynajmniej nie na mnie, a na Damiena.
-Nawet nie chcę o nim myśleć... - przyznałam, sięgnęłam po swój telefon i spojrzałam na kontakty - Się zastanawiam czy męczyć twojego kochanego szefa w niedzielę rano, czy dać mu pospać...
- Jak chcesz to go pomęcz bo zamiast tego, bardzo chętnie bym cie przeleciał. - wyszczerzył się szeroko. Więc wybrałam jego numer i dałam na głośnik. Odebrał po czterech sygnałach, wow, jakie opóźnienie.
-Swan, piękności, ja wiem, że ty nawet w weekendy działasz na innych godzinach, ale ja nie, wiesz, pracoholizm się leczy... - zaśmiał się
-Jesteś zaspany, czy masz kaca? - wyjechałam prosto z mostu. Edward już wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem, a jego ciało drżało.
 -O, widzę, że ktoś ma tu dobry humorek, no, no! - ożywił się trochę - Jaki masz interes tym razem, co? - tu ziewnął - Swoją drogą fajny ten Cullen, ej, miał mi przysłać projekt, pewnie już jest, potem go sprawdzę... - spojrzałam na Edwarda i wystawiłam mu język.
-Jasne, jasne... - uśmiechnęłam się - Mam interes taki, że biorę sobie wolne, tak tydzień gdzieś... Jakby Damien mnie szukał nie wiesz gdzie jestem... - powiedziałam, spojrzałam na Edwarda, a ten aż pokraśniał z dumy słysząc "fajny ten Cullen". Wysłał projekt do Jeffa i zamknął laptopa, również pokazując mi język. 
 -No teraz już masz ten projekt, - położyłam głowę na torsie Edwarda, a telefon na jego brzuchu - No to wracając do mojego wolnego, rzuciłbyś czasem okiem na moich podopiecznych? - zapytałam
-Brown, słuchaj, bierz tego wolnego ile chcesz, to twoje pierwsze wakacje od paru lat! - krzyknął jakby to był cud
 -I czekaj, nie ma cię z Damienem? - dopytał
-No nie, nie ma... - westchnęłam. Cała ta konwersacja była niezwykle interesująca. 
 -A gdzie jesteś? Coś ci zrobił? Ja od razu go nie lubiłem, potrzebujesz pomocy? - zalał mnie pytaniami
-Nicholas, oddychaj, człowieku - uspokoiłam go - Jestem... Jestem u...
-No gdzie, do cholery? - niemal krzyknął. Spojrzałam na Edwarda, a ten bezgłośnie powiedział "powiedz prawdę".
-U Edwarda... - dokończyłam - I nie, nic mi nie jest - nie patrząc na siniaka - I jeśli potrzebuję pomocy to ty mi w tym nie pomożesz... - no bo tak, Edward mnie rozochocił, a potem o pracy sobie przypomina
-Tak coś czułem, ja to jestem spostrzegawczy. Ej, ale jakby co sprawę rozwodową twoją i Damiena przeprowadzam ja...! - zadeklarował się
-Dobra, dobra, nie patrz tak daleko w przyszłość. Kończę i dziękuję - rozłączyłam się. Spojrzałam z uśmiechem na Edwarda i uniosłam się lekko aby go pocałować. 
- Mogłaś się nie rozłączać. Mój szef jest całkiem całkiem spoko, kochanie. I on też nie lubi Damiena! - Zaklaskał w dłonie jak dziecko. 
 -Jakąś sektę przeciw niemu założycie... - wywróciłam oczami
- Ruch oporu....- Zakrztusił się śmiechem może  przypomniał sobie swój dzisiejszy sen
-Jak chcesz... - uniosłam się na łokciu i go pocałowałam. Oddał pocałunek oplatając moje plecy rękoma. Nadal nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. 
 -Edwardzie? Naprawdę chcesz iść dziś do Alice? - położyłam dłoń na jego karku.
Znieruchomiał.
- Tak, Bello, chcę. To ważne. Sprawa niecierpiąca zwłoki. Mogłem sobie odpuścić projekt, ale nie tą wizytę. - Szepnął trącając nosem moje ucho.
-Ale czemu nie... Tylko mnie uderzył, po co mówić to Alice? - tak, Bello, TYLKO cię uderzył.Edward wyglądał na cholernie wkurwionego za to TYLKO.
 - Bello, żadne tylko. Przemoc nie jest czymś co można zlekceważyć. I koniec. Jedziemy do Alice i nawet ze mną nie dyskutuj.  Może i mówił spokojnie, ale widziałam w jego oczach wściekłość.
- Tak jest... - szepnęłam nieco... Nie wiem, przestraszona? Wiem, że nie muszę się bać Edwarda, ale... To po prostu jest we mnie, taki irracjonalny strach przed denerwowaniem mężczyzn. Zobaczył strach w moich oczach i momentalnie mnie przytuliłem.
- Przepraszam kochanie. Nie bój się mnie. Po prostu denerwuje mnie twoje podejście do sprawy. To co on zrobił to nie jest nic. - Powiedział już bardziej spokojnie i opanowanym głosem.  Odwzajemniłam uścisk, wtuliłam twarz w jego szyję.
- Wiem, wiem, że to nie jest nic, ale... Nie chcę aby Ally o tym wiedziała, bo tak sobie myślę... Co jeśli on coś jej zrobił?
 - To tym lepiej jeśli się dowie. Będzie śmielej mówić.
 - Boję się tego co mogę od niej usłyszeć. -  Zadrżałam i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
- Wiesz... ja też się tego boję. Coś czuję, ze to będzie niezła rewelacja na temat tego skurwiela.
-Tylko czemu z moją siostrą? - położyłam się wygodnie i przyciągnęłam Edwarda do siebie - Żałuję, że w ogóle z nim się spotkałam.
- To znaczy? Że w ogóle został twoim mężem? Może ona mu się... podobała. Ile miała lat kiedy się pobieraliście?
-Miała 20 lat... - przyznałam - A co?
- To chyba się jeszcze zaliczała pod nastolatkę, co?
-No tak, jak poznałam Damiena miała skończone 18, ale o co ci cho... Nie, Edward ty chyba nie sądzisz... Nie!
Widział przerażenie na mojej twarzy. Westchnął cicho i pokiwał głową twierdząco. - Niestety Bello, ale właśnie tak sądzę...
 Zacisnęłam powieki, nie chcę płakać, nie lubię płakać.
-Nie, to nie możliwe, chyba są jakieś granice, nie Alice... - kręciłam głową, jakbym chciała tę myśl z siebie wyrzucić.
- Kochanie... dla takich ludzi granice nie istnieją.
-To niemożliwe... - odsunęłam się od Edwarda i uniosłam się do pozycji siedzącej. Przykryłam swoje nagie piersi kołdrą.
- Skarbie, wydaje ci się to niemożliwe. Może i tak nie było, ale... wszystko na to wskazuje. Jej zachowanie na to wskazuje.
-Przestań, Edward... - poprosiłam szeptem kręcąc niedowierzająco głową.
- Kochanie... jeżeli mamy z nią porozmawiać to musisz brać też pod uwagę taką opcję. - Zaczął głaskać mnie po plecach. Tak bardzo mnie to boli. Jeżeli się okaże to co myśli...
-Rozumiem... - szepnęłam tylko, nie byłam w stanie powiedzieć teraz czegoś bardziej dyplomatycznego. Tu chodziło o moją siostrę, mój mąż mógł ją skrzywdzić, a ja byłam tak ślepa, że tego nie zauważyłam. To straszne... Sama nie wiedziałam co robić. Wstać, zostać samą, położyć się i przytulić do Edwarda? Czekał na to co zrobię, nie nalegał, byłam mu za to wdzięczna. Czułam się okropnie, tak jakby wszystko się we mnie ściskało, sama nie wiem czy było mi gorąco czy zimno.
-Dobrze... - myślałam o Damienie, podbite oko jakby zaczęło mnie piec - Pójdziemy do niej. - szepnęłam, pogłaskał mnie po plecach.
- Dzielna dziewczynka. Bello wiem że to dla ciebie niewyobrażalne. Że ktoś kogo kochałaś mógł ci zrobić coś takiego. Ale niektórzy ludzie po prostu... tacy są. - Westchnął. - Widzisz ja również myślałem, ze jesteśmy dla siebie stworzeni z Viv, a tutaj jednak okazała się klapa.
-Boję się... - teraz już cichutko łkałam - Boję się, bo co jeśli tak będzie z nami? - spojrzałam na niego, a on, chyba był w szoku uderzonymi moimi słowami.
- Bello, ja taki nie jestem. Nie potrafię taki być. I ty również nie potrafisz. Z tego co wiem to boisz się własnego cienia... kochanie nie dopuszczę do tego, żeby tak się z nami stało. - Odwróciłam się w jego stronę, położyłam się i przytuliłam się do niego.
-Nie chciałabym aby taka sytuacja miała miejsce między nami, chcę czuć do ciebie to co czuję teraz już zawsze...
- Ja też tego chcę... - Szepnął przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
-Ostatnio za często płaczę... - otarłam swoje łzy - Nie lubię płakać...
- Oj kochanie... coś czuję że jeszcze trochę łez będziesz musiała wylać. Ale potem będzie już tylko lepiej... ale czemu tego nie lubisz?
-Bo łzy są dla słabych, nie lubię okazywać swoich słabości, zawsze gdy ktoś je znał to mnie w jakiś sposób wykorzystywał... - westchnęłam - Praca mnie zmieniła
- Jak praca cie zmieniła? - Chciał wiedzieć o mnie dosłownie wszystko. A skoro byłam w humorze do zwierzeń to mógł mnie przecież delikatnie wypytać.
 -Stałam się... Inna... Teraz przy tobie jestem sobą. Taka uczuciowa kupa gówna... - zaśmiałam się.
- Nie mów tak... jak to inna? W pracy jesteś potworem którego nie da się znieść?
-Nie... Ale tam jestem opanowana, spokojna, wszystko robię po kolei... - pogłaskałam go po policzku.
- A tutaj nie? - zaśmiał się.
-Nie, tutaj ciągle się uśmiecham, przytulam cię, dotykam, nie jestem sama...
- A tam jesteś sama?
-Tak... - pokiwałam głową - To co, że mam pracowników? Oni mają mnie pewnie za zimną sukę wspaniale pasującą do Damiena.
Pogłaskał mnie po włosach. - To pokaż im że tak nie jest.
-Chyba będę musiała tak zrobić, ale to gdy pozbędę się męża... - pocałowałam go lekko
- Pomogę ci z największą przyjemnością. - Zapewnił po czym przeciągnął sie. - To jak jedziemy do Alice?
-Jedziemy, ale trzeba obudzić i przyszykować Christiana, prawda?
- Tak jasne.... - Zlustrował mnie od stóp do głów.- Ale najpierw chyba my powinniśmy się ubrać.
 -Przyznam ci rację... - cmoknęłam go w usta i wstałam z łóżka
 - Mógłbym tak patrzeć i patrzeć cały dzień na ciebie. Nie wiem co jest z twoim mężem nie tak.
-Albo to z tobą coś jest nie tak, może ja jestem brzydka i podobam się tylko tobie?
Spojrzał na mnie z miną pod tytułem "no chyba na głowę upadłaś".
 - Bello samo to że mój szef do ciebie startował jest już wystarczającym powodem.
Zaśmiałam się i pochyliłam aby go pocałować.
 - Zacznijmy od tego do kogo on nie startował...
- Oh naprawdę? Taki z niego babiarz?
-To i jeszcze gorzej... - wyznałam wywracając oczami - Ale każdy go lubi,
 - Tak tego nie da się ukryć. - wyszczerzył się.
Więc tak minął nasz poranek. Przynajmniej jego początek. Wzięliśmy razem prysznic, tak było... Hmm, oszczędniej. No naprawdę, dbamy o planetę ziemię. Potem się ubraliśmy. Edward powiedział, że zrobi śniadanie, a ja zaoferowałam się do obudzenia i wyszykowania Christiana. I mu, i mnie taki układ pasował. Dałam mu tylko buziaka i poszłam do sypialni chłopca. Panował tam półmrok, choć na zewnątrz było już słonecznie. Podeszłam do okna i odsłoniłam rolety, od razu zrobiło się jaśniej. Potem uklęknęłam przed łóżkiem Chrisa i pocałowałam go w czółko. Zmarszczył zabawnie nosek i się po nim podrapał, a ja zaśmiałam się cichutko i znów go pocałowałam. Christian coś zamruczał, zamlaskał i zaspany nieśpiesznie otworzył oczy. Zauważył mnie i uśmiechnął się delikatnie, pochyliłam się i go przytuliłam, a on zarzucił rączki na moją szyję.
-Dzień Dobly, mamusiu - powiedział cichutko.
-Dzień dobry, kochanie, jak się spało? - pogłaskałam go po policzku.
-Baldzo dobze... - zaśmiał się lekko i usiadł - Cas wstawać? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-Jedziemy do mojej siostry - oznajmiłam biorąc chłopca na rączki.
-Ale supel, poznam ciocię Alice - zaklaskał. Czasami zachowuje się jak Edward, albo... Odwrotnie. Czasami Edward zachowuje się jak Christian, no ale w końcu to ojciec i syn. Pomogłam malcowi się umyć i naszykowałam mu ciuszki, a on ubrał się cały, prawie sam z moją niewielką pomocą. Dzielny chłopczyk. Zeszliśmy już gotowi do kuchni, tam Christian wskoczył na Edwarda z okrzykiem radości, a ten go lekko podrzucił i pocałował. Uśmiechnęłam się. Edward był wspaniałym ojcem, idealnym, poświęcał małemu tyle uwagi jak int inny. Na stole były już gotowe omlety. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Wszystko minęło w szczęśliwej i pogodnej atmosferze.

Stałam przed drzwiami mieszkania mojej siostry i cała drżałam. Już od dawna nie pamiętam kiedy tak panikowałam. Edward trzymał mnie za rękę próbując dodać otuchy. Chris stał uczepiony jego drugiej dłoni i był wyjątkowo grzeczny. Alice otworzyła drzwi, spojrzałam na nią, uśmiechała się szeroko, gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a potem zauważyła sińca na mojej twarzy. Jej reakcja była niemal natychmiastowa. Pociągnęła mnie za rękę, wciągnęła wszystkich do mieszkania, przytuliła mnie mocno, a z jej policzków pociekły łzy. Już się nie uśmiechała.
-Wiedziała, wiedziałam, wiedziałam... - powtarzała szepcząc.  Przytuliłam Alice do siebie, tak strasznie za nią tęskniłam, zacisnęłam powieki aby odgonić napływające do oczu łzy.
-Alice jest dobrze, proszę, nie płacz... - poprosiłam cicho.
-Jest dobrze...- Wyglądała na spokojną, ale zaraz potem wściekła się. - Bello jest dobrze?! Uderzył cię! Skrzywdził!Nie mów mi że jest dobrze. - Krzyczała, jednak próbowała się uspokoić. Odetchnęła głęboko i wtedy jej wzrok padł na Edwarda i na Chrisa.
Normalnie jakbym widziała Edwarda w damskiej odsłonie, mówili to samo. Jednak nawet za tym się stęskniłam, za wściekłą siostrzyczką. Zauważyłam, że patrzy na Chrisa i Edwarda.
-Alice...To jest Edward- wskazałam na mojego mężczyznę, chyba mogę tak myśleć, że jest mój - I Christian... - przedstawiłam ich. Edward podszedł do mojej siostry i delikatnie uścisnął jej dłoń.
-Bardzo miło mi cie w końcu poznać. Bella trochę o tobie mówiła. Jestem Edward, a to mój syn Chris.- Wziął Chrisa na rączki.
-Mi również miło, cóż, ja o tobie nic nie wiem - tu spojrzała na mnie wzrokiem "czemu ja nic nie wiem?" - Jesteś przyjacielem Belli? - zapytała. Edward spojrzał na mnie znacząco, ukrywając szeroki uśmiech. Ja również miałam problem z zachowaniem powagi. Odchrząknął.
-No cóż... można tak powiedzieć. - uśmiechnął się łobuzersko.
-Przyjacielem... - zaśmiałam się
-Mamusiu, a tatuś nie jest twoim chlopakiem? No ma być twoim menzem, ale na lazie jest chlopakiem, plawda? - Zatkało nas wszystkich. Nie przypuszczałam że Chris wyjedzie z takim tekstem. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Po prostu mnie wmurowało, mnie i Edwarda, zresztą Alice także. Spojrzałam po wszystkich, Edward milczał, Alice zaczęła się znów uśmiechać, a Christian to już w ogóle uśmiechał się tak szeroko jak tylko mógł.
-Bo widzisz, Alice, Edward jest takim BLIŻSZYM przyjacielem. - zaakcentowałam słowo "bliższym". Edward uśmiechnął się szeroko do Alice.
-No tak, dokładnie. Czy on się może gdzieś tutaj pobawić? - Zapytał Edward wskazując na Christiana.
-Tak, tak, jasne... Niech się bawi gdzie chce... - zaśmiała się Alice i wskazała rękoma mieszkanie - Pełno miejsca... - wyszczerzyła się. Chris pobiegł do bujanego fotela, też go lubiłam. A ja podeszłam do Edwarda. Objął mnie mocno, a ja wtuliłam się w jego bok. Pocałował mnie we włosy jednocześnie biorąc głęboki wdech. Wygląda na to, że on też uwielbia mój zapach, nie tylko ja jego.
-Przyjaciele, tak to się teraz nazywa... - pokiwała głową Alice - Chodźcie do salonu... - więc poszliśmy przytuleni do salonu i usiedliśmy na kanapie.
-Przeszkadza ci to? - zapytał mój ukochany, ale nie z wyrzutem, ale uprzejmie. On lubił wszystko wiedzieć.
-Nie, oczywiście, że nie... - moja siostra pokiwała przecząco głową - Ale jak ją skrzywdzisz lub pozwolisz ją skrzywdzić wtedy spotkasz się ze mną...
-Nie mam takiego zamiaru. Jej obecny mąż jest wystarczającym chujem, a ona już wystarczająco dużo wycierpiała. - uśmiechnął się do niej.
-Tak, jestem tego świadoma - Alice tak jakby zgasła, a ja przypomniałam sobie główny cel naszych odwiedzin, nie wiedziałam jak zacząć, co mam zrobić, walnąć "Alice czy Damien ci coś zrobił?". Edward potarł moje ramię dla dodania otuchy. 
 -Alice bo... Zauważyłam dziwne zachowanie Damiena i... Znalazłam dość dziwne rzeczy... - mówiłam powoli. Siostra bardzo uważnie mi się przyglądała. Miała zmarszczone brwi i mogłam dać głowę, że na razie zupełnie nie wie o co chodzi.
-Bells, poczekajcie tutaj, ja pójdę po moją lustrzankę. - ukochany chyba wpadł na jakiś pomysł. Spojrzałam pytająco na Alice, a ona patrzyła tak samo na mnie. No proszę... Ma jakiś pomysł, ale ja nie mam pojęcia jaki, niezmiernie mnie to jednak ciekawi. Czekałam na niego w milczeniu. Po chwili wrócił z lustrzanką, usiadł z powrotem obok mnie i załączył aparat. Poszukał zdjęć "nastoletnich znalezisk" i podał aparat Alice.
-To są te dość dziwne rzeczy, prawda? - zapytała szeptem Alice. Kiwnęłam nieznaczenie głową próbując się nie rozpłakać.
- No więc.... chciałam cie zapytać... Zawsze przestrzegałaś mnie przed Damieniem, Alice... Czy on ci coś zrobił? - w końcu to z siebie wydusiłam. Alice wpatrywała się w jakiś punkt pod moimi nogami, a potem spojrzała na mnie, w jej oczach były ukazane wszystkie targające nią uczucia. 
-Czyli... Tak? - tylko tyle z siebie zdołałam wydusić, po polikach płynęły mi łzy, nie umiałam już się powstrzymać. - Alice... To wszystko to moja wina, gdybym się ciebie słuchała... - siostra nic nie mówiła, także płakała.
- Bello... to nie twoja wina.... - Wychrypiała, nie mogąc powiedzieć nic więcej bo znów się rozpłakała. Wstałam i usiadłam obok Alice, przytuliłam ją do siebie mocno i głaskałam po plecach
- Przepraszam, siostrzyczko, obiecuję, że się go pozbędę, on za to wszystko zapłaci...
- Ale Bello... ty nawet nie wiesz co on mi zrobił... - chlipała w moje ramię.
- Co ci zrobił? - Zadrżałam, wiedziałam, że teraz czeka mnie najgorsze.
Alice przełknęła ślinę, ale wyglądało na to, ze bardzo trudno jej o tym mówić. Po kilku sekundach odetchnęła głęboko i zaczęła.
- To było kilka dni przed twoim ślubem. Szłam wtedy na praktyki do panny Vendres, uczyć się szyć kapeluszy. - Siedziałam jak na szpilkach i słuchałam tego co ma mi do przekazania Alice. Bałam się co usłyszę. Alice przełknęła ślinę i mówiła dalej. - No wiec szłam sobie i kiedy już byłam prawie u niej natknęłam się na Damiena. Był uśmiechnięty i taki radosny. Zaprosił mnie do was do domu. - Prychnęła. - "Na kawę" - tak powiedział. No więc odwołałam szycie i poszłam z nim, mimo tego, że niezbyt go lubiłam. Pomyślałam sobie "może chce mnie bliżej poznać" - Znowu prychnęła ale tym razem w jej oczach stanęły łzy. - Och tak... chciał mnie bliżej poznać.... - Wyszeptała, a wargi jej zbielały. Siedziałam, słuchałam, miałam trudności z oddychaniem, ale Alice nadal mówiła.
-Najpierw usiadł bliżej mnie, zaczął mówić dość dziwne, niepokojące rzeczy. Wstałam i chciałam wyjść, ale on mnie złapał i pchnął na kanapę, widział moje przerażenie... To nakręcało go jeszcze bardziej... - myślałam, że się zaraz rozszlocham, a Edward to zauważył. 
- Powiedział że lubi się bawić. Więc byłoby miło gdybym stawiała opór. Bawiło go to. Poił się moim przerażeniem i strachem. Na pierwszy ogień poszła bluzka. - szlochała
-To było okropne, Bello. Panicznie się bałam, miałam nadzieję, że ktoś przyjdzie do domu, odciągnie go, ale nic takiego się nie stało. To dlatego potem nie lubiłam przychodzić do ciebie do domu... - westchnęła - Nie dość, że bałam się sama o siebie to i o ciebie, bo to ty chciałaś wyjść za tego potwora... - wzięła wdech
- Na koniec kazał mi nigdy nikomu nie mówić. Powiedział, ze i tak nikt mi nie uwierzy. Tak bardzo się o ciebie bałam, siostrzyczko. Mieszkałaś z nim, mógł ci coś zrobić. Codziennie, od czasu ślubu martwiłam się o ciebie. Myślałam o tym, czy może coś ci zrobił, czy może jeszcze nie. - spojrzała na mnie. Jeszcze raz przytuliłam Alice do siebie, nadal się za to wszystko obwiniałam, że to moja wina. Gdybym nie zgodziła się być z Damieniem. Głaskałam siostrę po plecach, spojrzałam na Edwarda. Edward patrzył na nas dwie zastanawiając się nad czymś, w końcu wstał i skierował się do wyjścia. Chyba chciał nas zostawić same.
 -Nie idź... - poprosiłam, nie chciałam aby wychodził, potrzebowałam go. Nie chciałam go nawet stracić z pola widzenia. Usiadł więc z powrotem.
- Słuchajcie... nie możemy tego tak zostawić. Alice... mogę zwracać się do ciebie po imieniu?... czy masz jakieś dowody na to co zrobił? Znaczy nie że nie wierzę, bo wierzę we wszystko, ale będzie łatwiej skurwysyna udupić. - wyznał. Spojrzałam na Edwarda z uznaniem, bo niby to ja tu jestem prawnikiem, prawda?
-Dobrze gada... Wiem, że to nieprawdopodobne, dowody z... gwałtu... - to słowo przeszło mi z trudem przez gardło - Jakieś... blizny? - Edward spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
- Blizny? Po 5 latach? No nie wiem czy by jakieś były. No i czy jakieś masz. - Tutaj zwrócił się do Alice. - Dowody muszą być wiarygodne.
-Może... - zaczęła Alice - Może ktoś mnie słyszał? Krzyczałam, dość głośno...
Zastanowił się nad tym. - A te blizny? Jakieś rany? Nie wiadomo czy ktoś cokolwiek słyszał a tym bardziej czy ktokolwiek coś nam powie.
 -Mam bliznę na kości biodrowej...
- Czy mogłabyś... nam pokazać?- Zapyta, wiedząc, że to jest niestosowne. Ja nago - okey. Ale moja siostra? No nie to już szczyt braku moralności. Alice podwinęła koszulę i pokazała bliznę, lekko zaróżowiona wyróżniała się na tle jej bladego ciała.
- No tylko że... on może się wyprzeć i powiedzieć że zrobiłaś to gdziekolwiek. - Powiedział przyglądając się bliźnie uważniej.
 -Tak, może... - podłapałam - Ale mamy jej opowieść, to, że mnie uderzył, zrobisz zdjęcie, bo siniak mi zejdzie... Są nastoletnie staniki i jeszcze przeczeszesz jego komputer. - dopowiedziałam.
- Masz rację. - Stwierdził dodając dwa do dwóch. - Szczególnie mnie interesuje co on ma na kompie. Mam nadzieję, że będzie dzisiaj coś robił, bo bardzo chętnie zobaczę jakie machlojki robi.
-Bello, mieszkasz teraz z Edwardem, tak? - zapytała Alice
Lekko się zarumieniłam. Edward wstał z kanapy i podszedł do drugiej, po czym objął mnie i kiwnął głową w stronę Alice. - Tak, owszem mieszka ze mną.
-To dobrze, nie chcę aby miała już kiedykolwiek do czynienia z tym mężczyzną, sam na sam, ani w ogóle - szepnęła Alice, a ja wtuliłam się w Edwarda.
- Uwierz mi, że ja również tego nie chcę. A jak tylko się nadarzy okazja, to ten typek dostanie ode mnie wpierdol. - Milczałam, nie będę już komentować wstawek Edwarda, tylko wywróciłam oczami. Wiedział, że mi to w niesmak, a Alice się tylko uśmiechnęła.
- Tak temu skurwielowi się to należy. Przyłóż mu ode mnie ze dwa razy. - Powiedziała i uśmiechnęła się do Edwarda.
-Dobra, to może teraz porozmawiajmy o czymś miłym, tak dawno się nie widziałyśmy...  - uśmiechnęłam się do siostry
-Tak, powiem ci, że nie tylko ty znalazłaś wymarzonego faceta - powiedziała, a Edward uśmiechnął się jak głupek.
-Jestem wymarzony - wyszeptał dumnie, a my dwie się zaśmiałyśmy.
-Tak, jesteś wymarzony... - pocałowałam Edwarda w policzek - Mów dalej, Ally.
-No więc byłam z moim psiakiem u weterynarza, a ten weterynarz zajął się także mną... - ja i Edward parsknęliśmy śmiechem, to zdanie było tak dwuznaczne!
-Mną zajął się programista, bo jak mówię, że informatyk to się oburza... - powiedziałam Alice - I co tak rżysz? - zapytałam Edwarda, cmoknęłam go w polika. Natychmiast się uspokoił i przyciągnął mnie do siebie.
- Bo z zawodu programistą jestem a nie tylko jakimś marnym INFORMATYKIEM. - Zwrócił wzrok na Alice i chcą rozładować atmosferę zapytał: - To dobrze się tobą zajął czy niezbyt?
-Jasne, gdybyś był marnym informatykiem nawet bym na ciebie nie spojrzała... - mruknęłam rozbawiona, jestem dziwna, bo teraz mam na niego chęć.
-Profesjonalnie się mną zajął - wtrąciła Alice.
- No wiesz co, nie spojrzałabyś...- Obruszył się i włożyłem mi jedną rękę pod koszulkę. - Ale myślę, że nawet dla samego wyglądu warto ze mną być.- Po czym zwrócił się do Alice z uśmiechem na ustach. - To kiedy go poznamy?
-Walić wygląd, jesteś po prostu wspaniały... - zadrżałam pod jego dotykiem, na pewno to wyczuł, zrelaksowałam się i oparłam o bok jego ciała. Alice za to się ożywiła i klasnęła w ręce.
-Najlepiej jak najszybciej! - oznajmiła. -Oh, no bo może pójdziemy gdzieś na podwójną randkę? Nie wiem, ale fajnie tak... - uśmiechnęła się - W końcu i ja i Bella jesteśmy szczęśliwe z powodu mężczyzn, tylko Bell ma małego gratis...
- Chodzi ci o Chrisa?
-Dokładnie tak - pokiwała głową ożywiona.
-No wiesz w dwupaku opłaca się bardziej... - Powiedział uśmiechając się do niej i przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie, o ile było to możliwe.
-Pasujecie do siebie - uśmiechnęła się Alice - W końcu lubię twojego chłopaka, Bello, to co, że kochanek i tak go lubię - Alice się rozgadała na temat mój i Edwarda, a ja rozpływałam się w jego ramionach. Po części słuchaliśmy mojej siostry, ale w większości Edward chyba skupiał się na przytulaniu i głaskaniu moich pleców. Na miejsce obok Alice wdrapał się Christian
- Ciociu Alice, mas lody?
Alice zrobiła przepraszająca minę.
- Nie, niestety skarbie.
-A mas tu gdzies sklep? Jak u mnie nie ma lodów to idziemy do sklepu i pani kasjelka nam daje takie diuzie! - zachwycił się mały.
Alice zaśmiała się. - No jasne że mam sklep. Chcesz ze mną pójść? - Zapytała uśmiechając się do niego.
-Tatusiu, mogem isc z ciocią Alice do sklepu? - teraz Christian wskoczył na Edwarda.
Przytuliłem synka do siebie. - Oczywiście, że możesz ale masz być grzeczny jak aniołek. - Christian zeskoczył, ubrał kurteczkę i zaczął ciągnąć Alice za rączkę. Pomachali nam oboje i wszyli trzaskając drzwiami.
-I sobie poszli... - zaśmiałam się patrząc na Edwarda - Idę do toalety... - pocałowałam go czule i poszłam. Edward czekał na mnie grzecznie w salonie.  Wróciłam do Edwarda, w sumie niemal na niego wskoczyłam.
- Hola hola... - Wyszeptał między moimi namiętnymi pocałunkami. - Jesteśmy w mieszkaniu twojej siostry.
 -No tak, ale jej nie ma... - zaśmiałam się
- No tak ale... nie wiem czy to tak wypada...- Wyszeptał
-Chodź raz zrobię coś co nie wypada... - pchnęłam go, a sama usiadłam na nim okrakiem
- Kochanie widzę że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką. - Powiedział przejeżdżając dłońmi po moich  plecach
-Ja jestem grzeczna... - wydęłam dolną wargę zabawnie
Rozbawiony uniosłem brwi w górę. - Doprawdy?
-To ty nie wiesz? Grzeczna jestem dobra, niegrzeczna jestem jeszcze lepsza... - na nowo złączyłam nasze usta.
Zamruczałem pod pocałunkiem. - Teraz już wiem. - Powiedziałem odrywając się od jej ust i parząc łakomo.
Przejechałam palcem po jego ustach, uśmiechnęłam się i przekrzywiłam głowę na bok.
Zaśmiał się widząc co robię z głową. - Cóż mi się tak pani przygląda pani adwokat?
-Oceniam sprawę... - zaczęłam powoli, patrząc mu w oczy, rozpinać guziki od jego koszuli. Kiedy to robiłam uśmiechnął się jeszcze bardziej. 
- Już pani oceniła czy nadal mam się denerwować rezultatem oceny...? Nie chcę oblać tego testu. - Mrugnął do mnie.
-Podoba mi się to co widzę... - zamruczałam seksownie i polizałam jego dolną wargę.
Przejechał dłońmi po moich plecach. - Oh, naprawdę. Już się bałem że się pani nie spodoba.
-To niemożliwe abyś komuś się nie spodobał...
Posmutniał. - Mojej żonie najwyraźniej nie pasowałem.
-Edward... - pocałowałam go czule - Tęsknisz za nią? - musiałam wiedzieć. Nie byłabym o to zła, smutna, może tak, ale nie zła.
Zastanowił się nad tym pytaniem. - Nie. Po prostu... nigdy nie potrafiła docenić tego co miała.
-A powinna, straciła kogoś kogo ja szukałam cały czas... - trąciłam swoim nosem jego nos.
- A twój mąż jest nieźle rąbnięty skoro nie potrafi docenić takiej kobiety jak ty.
-Ale dobre strony są takie, że się poznaliśmy...
Uśmiechnął się. - To jest ta najlepsza strona. -Znów zaczęłam go całować, zabrałam się za jego spodnie.
- Oj kochanie a tobie znów jest tak spieszno, aby pozbawić mnie odzieży. - Zaśmiał się cicho, ale mnie nie powstrzymał.
-Lubię gdy jesteś nago... - szepnęłam mu do ucha, polizałam jego płatek
- Ja również lubię cie taka oglądać. - Odszepnął oplatając moje plecy dłońmi.
-To czemu jestem jeszcze ubrana? - podjudziłam
Wyszczerzył się. - Bo w ubraniu też cię lubię.,
-Spryciarz... - pchnęłam biodrami w jego stronę.
- To raczej ty jesteś spryciulą... - Szepnął oddając pchnięcie i rozpinając stanik pod bluzką.
-Jestem adwokatem, muszę być sprytna, czyż nie? - zamruczałam mu do ucha
- Ależ oczywiście, kochanie. - Odszepnął podwijając bluzkę, na wysokość piersi. Uniosłam się lekko aby móc rozpiąć pasek i jeansy Edwarda potem je zsunęłam wraz z bokserkami do kolan.
Ściągnął moją bluzkę przez głowę i rozpiął guzik jeansów. Uśmiechnęłam się, nachyliłam się i zaczęłam całować jego szyję. Jeździł rękoma po plecach podgryzając moje ucho. Zdjęłam swoje spodnie, podparłam się rękoma o zagłówek kanapy.
- Czekasz na coś? - Zapytał rozbawiony patrząc na moje ciało.
-Nie denerwuj mnie nawet... - uniosłam biodra i opadłam na niego. Przejechał po moich plecach dłońmi zjeżdżając na tyłek i zanurzając palce w moim wnętrzu.Odchyliłam głowę do tyłu
- Mmmm - zamruczałam, pchnęłam biodrami sprawiając, że jego palce były głębiej we mnie. Syknął coś z aprobatą. Zaatakowałam jego usta swoimi. Oddał pocałunek i chwycił mnie pod udami, po czym uniósł.
- Gotowa? - Wychrypiał patrząc na mnie.
-Gotowa... - oparłam się swoim czołem o jego. Patrzyłam mu prosto w oczy.
- No to jazda, pani adwokat. - powiedział i wszedł we mnie opuszczając moje ciało na siebie. Jęczeliśmy w tym samym momencie, oplótł moją talię, abym nie spadła. Przygryzłam jego dolną wargę. I zaczęłam się poruszać. W górę i w dół. Szybciej, wolniej, mocniej, lżej. Chciałam go trochę pomęczyć, podominować. Odchylił głowę do tyłu i zdusił jęk, chyba zrozumiał, że chcę się nad nim troszkę pastwić. Za każdym razem gdy czuję, że mój kochanek jest na granicy zwalniam i nie pozwalam mu dojść. Edward chyba miał już dość, bo przekręcił nas, teraz to on był na górze. 
- No kochanie, teraz moja kolej... - Szepnął i zaczął się poruszać nieznośnie wolno. Przytrzymał moje ręce nad moją głową i ssał prawy sutek. 
-Edward, nie to nie fair! - zaprotestowałam jękliwie - Jesteś silniejszy, ja nas nie mogę tak przewrócić... - wygięłam się łuk - Proszę... - wysapałam. 
- Pani adwokat, skoro pani potrafi się nade mną pastwić... - Przygryzł delikatnie mój sutek, po czym dokończył zdanie.-... to musi pani mieć świadomość, że ja również to potrafię i trafiła pani na godnego przeciwnika...
-Tak, tak wiem, udowodniłeś mi to - wiłam się pod nim, szarpałam się chcąc wyrwać ręce z jego uścisku.
- Nie szarp się. - Warknął groźniej niż zamierzał, czemu towarzyszyło zdecydowane pchnięcie. Zaczął lizać mój drugi sutek, nadal trzymając moje dłonie nad głową. Drugą ręką pieścił prawą pierś. Uspokoiłam się, przynajmniej stałam się uspokoić. Podniosłam głowę aby zobaczyć jak jego usta pieszczą moją pierś. Warknęłam przeciągle. Oderwał się od zajęcia które zajmowało jego usta. 
- Głośniej... - Poprosił zachrypniętym głosem. Moja głowa opadła do tyłu z głośnym warknięciem, znów się szarpnęłam. 
- Jęcz, ale się nie szarp. - Warknął wykonując dwa mocne pchnięcia.
-Edwardzie, kochanie, proszę... - nie mogłam już wytrzymać napięcia rosnącego w moim ciele
- Teraz to kochanie, moja dręczycielko? - całował moją szyję.
-Edward... - spróbowałam mu spojrzeć w oczy - Odegrałeś się, jesteśmy kwita...
- Czyżby, pani adwokat? - Szepnął zwalniając rytm i torturując mnie jeszcze bardziej.
-Nie, nie zwalniaj... - niemal zapłakałam. Sapnęłam ciężko i pchnęłam biodrami w górę. Zamknęłam oczy i próbowałam się nie ruszać, co po jakimś czasie mi się udało. Nie będę go prosić, zobaczę co zrobi.
- Myślę, że otrzymałaś już wystarczającą karę. -  odwrócił nas i to ja znów siedziałam na nim - Niech mnie pani ujeżdża pani adwokat. Jestem cały twój... - charczał całując moją pierś. Spojrzałam mu w oczy, pochyliłam się i chwyciłam jego wargi w swoje. Zaczęłam się na nim szybko, mocno i zdecydowanie poruszać. Nie mam już sił na gierki. Doszliśmy w tym samym czasie. Krzyknęłam i opadłam na niego, schowałam twarz w jego szyi, a on przytulił mnie mocno do siebie. 
-Musimy się pozbierać... - szepnęłam, a on pocałował zagłębienie za moim uchem. 
- Tak racja. Moja fryzura zawsze wygląda jak "po seksie" ale twoja nie.
-No lecę na twoją fryzurę... - zaśmiałam się. Edward zrobił zamach głową i wlepił we mnie wzrok. 
- No to teraz mogę udawać Biebera.
-Teraz to mnie obrzydziłeś i nie będziemy się kochać dopóki tego z głowy nie wyrzucę... - aż się skrzywiłam. 
- Mam nadzieje, ze w skali obrzydliwości jestem niżej niż twój mąż kochanie. A wiesz jak tak teraz o tym myślę, to ty go zdradzasz ze mną na całego. I powiem szczerze że cholernie mi to odpowiada.
-A ja mimo wszystko nie czuję się z tym jakoś wspaniale - westchnąłem i otuliłam dłonią policzek Edwarda - Nie zrozum mnie źle, ale wolę być fair w stosunku do kogoś nawet jeśli on mnie nie traktuje tak jak powinien.
Zamyślił się nad moim wyznaniem. 
 - Rozumiem. To coś takiego jak kłamstwo. Ale mnie bardziej chodzi o to ze w końcu dostanie na to co sobie zasłużył.
-Nawet boję się myśleć co by było gdyby teraz mnie spotkał... - aż zadrżałam - Nie powiedziałam mu nic, po prostu się wyprowadziłam... - Edward mnie mocniej przytulił. 
- Aż dziwne że do ciebie nie zadzwonił. Ale nie mówmy hop, bo na pewno jeszcze cię o to wymęczy.
-Ale nie oddasz mnie mu, prawda? - położyłam głowę na jego ramieniu i pocałowałam go w szyję
-Nigdy - pocałował mnie we włosy. Leżeliśmy tak przytuleni do siebie jeszcze chwilę, ale w końcu musiałam wstać i się ubrać. W każdej chwili mogła wrócić Alice z naszym synkiem, znaczy Edwarda, ale Christian... On też już jest mój, nawet jeśli nie jestem jego biologiczną matką. Więc ubrałam się, Edward też. Dopiero co koło niego usiadłam całkowicie ubrana, przytuliłam go, a już weszła Alice z Chrisem. Uśmiechnięci oboje weszli do salonu z dużą siatką z WallMartu. Chris dzierżył w rączce lodzika, a Alice trzymała go za drugą. Kiedy tylko zobaczył ojca zrobił sprint w jego kierunku i wskoczył mu na kolana. 
- Pac tato! Mam lodzika!!! - wykrzyknął. 
Alice tylko spojrzała na moją minę i mnie, choć wyglądałam nienagannie ta uśmiechnęła się szeroko, zastanawiam się czy nawet mięśnie twarzy jej nie zabolały. 
- Chyba nie tylko ty miałeś lodzika, Chris... - zaśmiała się dźwięcznie. Edward jej zawtórował. 
- No cóż, niedokładnie, ale niezła jesteś. - Mrugnął do niej. 
-Wiem, że jestem niezła, a o tym czy ty jesteś niezły podyskutuję z Bellą później - zaśmiała się, a moja głowa wystrzeliła do góry.
-Alice! - syknęłam.
- Tak tak, wy i wasze babskie ploteczki...- Spojrzał na mnie, a ja byłam cała czerwona. Przytulił mnie i znowu zwrócił wzrok na Alice. - Myślę jednak że Bella nie ma mi nic do zarzucenia w tym temacie.
-Yhym... - pokiwałam głową, a potem schowałam twarz w ramieniu Edwarda.
-A Belli masz coś do zarzucenia? - dopytała moja siostra, mała wredota. 
- Powiem tak, Alice. Jej mąż nie docenia tego jaką osobę od losu otrzymał.
-Już skończyliście? - zapytałam zniecierpliwiona i trochę wkurzona. Kurczę, musimy gadać o moim życiu seksualnym, które jakby dopiero się zaczęło, bo na Damiena nie patrzmy. 
- Dobra Alice dajmy jej już spokój. Swoją drogą jestem ciekaw czy ty też masz kogoś komu masz coś do zarzucenia. - Powiedział przebiegle, chcąc poprawić mój humor pytając Alice o jej życie prywatne.
-Nie, na razie nie mam bo jeszcze nie testowałam... - powiedziała podekscytowana, a ja na nią spojrzałam.
-Czekaj, poznałaś kogoś? -- zapytałam. Alice wyglądała na lekko zakłopotaną. Odłożyła siatkę i przysiadła się do nas na kanapie. 
- Może...
-Jak ma na imię? - zapytałam
-Jasper - uśmiechnęła się.
-Ha, mam cię, poznałaś kogoś! - teraz to nie Chris, nie Edward, ale ja zaklaskałam. Mojego faceta chyba bawiła ta rozmowa. 
- Gdzie go poznałaś? - Zapytał Edward. 
-Gdzieś... - znów mruknęła
-Gdzie pracuje? - dopytałam
-To niesamowite, jest weterynarzem...
-Znów cię mam! - wręcz promieniowałam z radości, że mogę dopiec Alice. 
-Bella, przestań - Alice tupnęła nogą
-Nie, nie przestanę! - zaśmiałam się. Jeszcze się kłóciliśmy trochę, ale ktoś zapukał do drzwi, - Otworzę - krzyknęłam i pobiegłam. Za drzwiami zobaczyłam blondyna, a na smyczy psiaka Alice, który od razu na mnie wskoczył. Chłopak był zaskoczony moją obecnością.
-Eee, cześć jestem Jasper, jest Alice? - spojrzał na mnie z uśmiechem. Wow, teraz mam dylemat. Kto ma ładniejszego chłopaka. Ja, czy Alice?  
-Jasne, jest, jest... Jestem Bella, jej siostra... - uśmiechnęłam się - Wchodź... - odsunęłam się aby on mógł wejść. Weszłam z nim do salonu cała w skowronkach. - Alice, masz gościa... - wskazałam na Jaspera, a ja sama usiadłam koło Edwarda, uradowana za więcej niż udaną zemstę pocałowałam mojego chłopaka słodko w usta. Edward akurat coś gadał, ale ja go... Zamknęłam. Oddał pocałunek, nieco zdziwiony, ale oddał. 
Pocałunek przerwał Christian, który wskoczył mi na kolana. 
- Mamusiu, co to za pan? - zapytał szeptem
-Zapytaj cioci Alice - oderwałam się od Edwarda. Alice roześmiała się nerwowo najwyraźniej nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. Chris wpatrywał się w przybysza, a Jasper we mnie i Edwarda. Zdziwiło go chyba to, że Chris mówi do mnie mamo. Chyba spodziewał się jakoś sztywnego gościa - czyli Damiena - który jest idiotą i dupkiem.
-No ja cekam, cy ktoś mi to wyjaśni? - Christian skrzyżował ręce na piersi i wydął dolną wargę
-Jestem Jasper, znajomy Alice - uśmiechnął się blondyn - A ty, mały kolego?
- To jest moja mamusia. - Wskazał na mnie i przytulił  mocno. - A to mój tatuś. - Wskazał na Edwarda. A potem wskazał na Alice. - A to moja ciocia. 
- Ty jesteś Damien, tak? - zapytał zagubiony Jasper. Ja i Alice zamarliśmy. 
- Nie. Jestem Edward. Idioci nie należą do naszego grona, a mówię tutaj oczywiście o mężu Belli. - wstał i podał mu dłoń z uprzejmym uśmiechem. 
-Jasper... - powtórzył jeszcze raz chłopak witając się z Edwardem - Dobrze, jakoś nie pałam do poznania tego typa.
-Tylko ja byłam taka głupia i chciałam go poznać... - mruknęłam. Edward znów usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. 
- To on był tak głupi, że cie nie docenił kochanie. - Spojrzał na Jaspera. Mimo tego że zadeklarował, ze nie chce poznać Damiena nadal nie wiedział o co chodzi. Zwrócił wzrok na Alice. - Czy mogłabyś mu załączyć jakaś bajkę, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać? - Zapytałuśmiechając się do niej. Ona odpowiedziała tym samym i bez słowa wzięła Chrisa na ręce. Po chwili wróciła i usiadła znowu na kanapie.  Jasper zauważył sińce pod moim okiem, ale nie skomentował tego, gdy wróciła Alice usiadł koło niej i objął ją ramieniem. Uśmiechnęłam się do siostry, a ona do mnie. Oparłam się wygodnie o bok Edwarda, wolną ręką głaskałam jego brzuch.
- No więc...Nie chcę naciskać ale bardzo chętnie się dowiem co się tutaj tak właściwie dzieje. - Powiedział blondyn spoglądając to na mnie to na Edwarda. 
-Opowiadałam ci jaki jest Damien - zaczęła Alice - I wyjawiłam ci moje obawy, no i... Uderzył, Bellę, ale ta poznała Edwarda i jest z nim... -tłumaczyła - Teraz u niego mieszka, a dziś przyszła porozmawiać ze mną.
- No tak po krótce tak to można wyjaśnić. - Stwierdził swobodnie Edward po czym rzucił szorstkim tonem: - Kiedy tylko znajdziemy wystarczające dowody na tego kutasa postaramy się go zamknąć. Ktoś taki jak on w ogólne nie powinien chodzić po ulicy. I na pewno dopilnuję tego żeby już nigdy nie skrzywdził Belli. Ale wracając... no to można to ująć też tak ze oby dwoje - i ja i Bella - zdradzamy współmałżonków. - Prychnął. - Znaczy, ja już mam prawie przyszykowane papiery rozwodowe, ale to juz dłuższa historia. - Alice wyglądała na zszokowaną, a Jasper słuchał tylko w skupieniu co mówi. No tak. Alice nie miała pojęcia, że Edward też jest żonaty.
-Myślałam, że jesteś... Samotnym ojcem. Christian tak szybko zaczął traktować Bellę jako swoją matkę - powiedziała zdumiona i zerknęła w stronę pokoju, w którym siedział chłopiec, a potem znów przeniosła wzrok na mnie i na Edwarda. Spochmurniał i spojrzał wprost na Alice. 
- Z jego matką łączyła mnie silna więź. Praktycznie od gimnazjum byliśmy parą. Wiesz, to była taka szalona miłość. Jest ryzyko - jest zabawa. Tak zwykła powiadać. To co nas łączyło było wyjątkowe... - Zamarł i westchnął. - Ale w końcu kiedyś trzeba stać się dorosłym i odpowiedzialnym. Ona nie potrafiła dorosnąć. Była na czwartym roku studiów kiedy zaszła w ciążę. Nie zbyt się cieszyła. Za to ja bardzo. - Uśmiechnął się na wspomnienie synka na  rękach zaraz po urodzeniu. Zaraz jednak spochmurniał i przybrał obojętny wyraz twarzy. - Starałem się jak mogłem, żeby miała wszystko czego zapragnie. Najwidoczniej nigdy tego nie doceniała. Traktowała mnie jak maszynkę do pieniędzy, po tym jak urodził się Chris. Bo przed tym była zakochana. Było to widać. Wszystko jednak się zmieniło. Ja pracowałem w dużej korporacji, a ona musiała siedzieć w domu i zajmować się dzieckiem. - Westchnął. - Nie podobało jej się to, ale co niby miałem na to poradzić? Takie życie. Jakiś tydzień temu wróciłem wcześniej z pracy, bo mnie zwolnili. Byłem dobry, ale cięcie kosztów i mimo wszystko dla mnie już zabrakło tego miejsca. Przez trzy kolejne dni dowiedziałem się więcej o własnej żonie niż przez ostatnie 2 lata. Na przykład tego, że nie karmiła Chrisa, tego że wolała sobie leżeć na kanapie niż się z nim bawić czy w ogóle zainteresować. A w tym tygodniu przeważyła szalę. - Westchnął głęboko. - Wiecie to nie tak że teraz od razu rozwód bo się coś stało ale ja próbowałem to naprawić przez dobre 4 lata... i nic. Zepsuło się. Więc gdy w środę w nocy przyszła do mnie policja, poinformowała o tym że moja żona ćpa i kurwi się w jakimś klubie... tego było już za wiele. Nie chciałem żeby Chris miał takie dzieciństwo jak ja. Dlatego też wyrzuciłem ja z domu i się rozwodzę. A Chris tak szybko przyzwyczaił się do Belli bo nigdy tak na prawdę nie dostał matczynej miłości. - Spojrzał na mnie z podziwem i wdzięcznością. - A ona dała mu to praktycznie na pierwszym spotkaniu. Dała mu wtedy więcej niż kiedykolwiek jego matka.
Alice uśmiechała się delikatnie widząc jak Edward na mnie patrzy, a gdy ja zobaczyłam jego spojrzenie... Moje serce przyśpieszyło. On naprawdę był wspaniały i Vivienne nie ma pojęcia jak wiele straciła. Edward był chodzącą miłością, bynajmniej dla mnie i choć znam go krótko to wiem, że nie wyobrażam sobie teraz swojego życia bez niego i Christiana. Wiedziałam, że przy nim w końcu znajdę to upragnione szczęście i miłość, że w końcu spotka mnie coś dobrego.
-Nie mogłam go potraktować inaczej, pokochałam go już w momencie gdy na mnie wpadł mówiąc, że szuka żelek. A pokochałam go jeszcze bardziej gdy mnie do ciebie zaprowadził... - chwyciłam dłoń Edwarda w swoją. 
-Czyżby to ze względu na mnie? - uśmiechnął się. 
-Yhym, tak... - pokiwałam głową. 
- Wiesz nigdy tak bardzo się nie cieszyłem ze Chris zgubił się w supermarkecie.
-Ty sam wyglądałeś jakbyś się w tym supermarkecie zgubił... - dodałam. 
- Kiedy ja się nigdy nie potrafię odnaleźć w tak wielkim sklepie! - zrobił udawaną naburmuszoną minę. 
-Dlatego cię tam nie puszczę samego bo się jeszcze zgubisz i nie wrócisz. - zachichotałam
- Tak śmiej się z biednego człowieka który gubi się w labiryncie półek i chłodni.
Wyjęłam z torebki swój telefon - Alice! - powiedziałam wesoło - Mam fajny filmik! - chodziło mi o Edwarda gdy spał, znaczy gadał ze swoim niedźwiedziem. Wyrwał mi telefon i uniosł rękę wysoko do góry po czym wstał i popędził do kuchni krzycząc : -Nie dostaniesz go póki nie przyrzekniesz że nikomu nie pokażesz tego filmu z niedźwiedziem!!!
-Jakim niedźwiedziem? - zapytali równocześnie Jasper i Alice, ale ja się tylko zaśmiałam, wstałam i pobiegłam za Edwardem.
-Ale nie usuwaj go, kochanie... - dopadłam go, położyłam dłonie na jego biodrach - Nie pokażę, ale zostaw go, proszę, byłeś taki słodki. Tylko cię ukochać.
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Zmrużył oczy. - Na pewno nikomu nie pokażesz? - Trzymał telefon jak najdalej ode mnie.
-No przecież cię kocham... - powiedziałam słodko - Nie ufasz mi? Nikomu nie pokarzę.
- Ufam ci, ale ten filmik jest bardzo kompromitujący. - Szepnął przytulając mnie.
-Wyglądasz uroczo, naprawdę, kłócisz się z misiem przez sen... - pocałowałam jego pierś.
- To ze jestem uroczy nie znaczy że ten film nie jest totalnie głupi.
-Może i jest, ale jaki seksowny aktor!
Zmarszczył brwi. - Jak chcesz to im pokaż, ale w zamian w każdą środę do końca życia chcę jabłecznik.
-A nie murzynka? - zaśmiałam się
- Nie! Żadnego murzynka!
-Alice, dasz mi przepis na jabłecznik? - krzyknęłam do siostry
-Sobie weź, wiesz gdzie mam zeszyt z przepisami!
-Dobra! - podeszłam do szafki, wyjęłam zeszyt i po prostu... Wyrwałam odpowiednią kartkę.
Spojrzał na mnie i uklęknął przede mną. Wtulił głowę w moje podbrzusze i wyszeptał błagalnym tonem: - Nie pokazuj im, proszę....
-Tak, tak, Edwardzie, wyjdę za ciebie... - przeczesałam jego włosy - Nie pokażę... - bynajmniej nie dziś.
Jego głowa wystrzeliła do góry. - Wyjdziesz za mnie?
-Jeśli będziesz chciał to tak... - uśmiechnęłam się
- Pewnie że chcę...
-No to już masz pewność, że odpowiem "tak"
Uśmiechnął się i wstał. Przytulił mnie do siebie. - Teraz jeszcze tylko muszę obić mordę twojemu zidiociałemu mężowi i możemy barć ślub.
-Zapomniałeś jeszcze o rozwodzie z twoją żoną... - też go przytuliłam, pocałowałam go delikatnie.
Prychnął. - Eh to nie ważne.
-Obicie mordy Damiena też nie jest ważne...
Spojrzał na mnie unosząc brew do góry. - Czyżby, moja droga?
-Rozwód też jest ważny, przyznanie praw rodzicielskich...
- Tak racja, szczególnie zależy mi na tym żeby jej te prawa odebrali.
-Już ja się o to postaram... - poprawiłam jego koszulę
- Oczywiście że tak, pani adwokat.
Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam do Edwarda - To oddasz mi telefon?
Oddał mi telefon i dokładnie w tym samym momencie zawołała nas Alice. - Idziecie już czy wolicie sobie posiedzieć w kuchni?!
-Dla ciebie to siedzenie w kuchni, a my obgadaliśmy wiele spraw - krzyknęłam
-Tak, jakich?! - zaśmiała się
-Naszego ślubu, potem naszych rozwodów, trochę nie po kolei, ale to dużo... - zaśmiałam się i pociągnęłam Edwarda za rękę do salonu.
Po chwili usiedliśmy na kanapach z uśmiechami na ustach. Alice i Jasper również się szczerzyli.
-Jakieś plany? - zapytałam
Spojrzeli po sobie ale Alice tylko zachichotała. Edward mnie objął i ucałował we włosy. - Nawet jeżeli je maja to raczej nam ich nie zdradzą.
-A ty masz jakieś plany, Bello? - zapytał Jasper
-Yhym, wyższego celu. Muszę się nauczyć piec jabłecznik!
Edward roześmiał się radośnie. - Tak, żadnego murzynka. - Spojrzał na mnie groźnie a ja znowu się uśmiechnęłam.
-O co wam chodzi? - zdziwiła się Alice
-Kiedyś ci pokażę... - szepnęłam do niej
-Ani się waż - powiedział mrużąc oczy , niby to groźnie, ta jasne.
-A się ważę, ale gdy będę miała pewność, że mnie za to nie zostawisz... - zaśmiał się.
Spoważniał. - Nie mógłbym cie zostawić przez tak idiotyczna rzecz... podejrzewam również że przez żadną rzecz bym cie nie zostawił.
-Jasper, patrz jaki on jest romantyczny... - uśmiechnęła się Alice
-Stary, podwyższasz mi poprzeczkę... - mruknął blondyn - Przystopuj.
Zaśmiał się. - No cóż jak się chce mieć taką wspaniałą kobietę obok siebie to trzeba się starać.
-A po ślubie cal plyska... - do pokoju wszedł Christian - Tak mówi wujek Emmett.
Edward wciągnął go na swoje kolana z głębokim westchnięciem. - Synku, nie słuchaj więcej głupich rad wujka Emmetta dobrze?
-Ale wujek Emmett mówi, ze jest mądly zyciowo, a ciocia Rołzie wtedy mnie zabiera od niego... - objął Edwarda rączką za szyję
- No to dobrze ze chociaż ona jest na tyle mądra. - Wywrócił oczami. Chyba ma ochotę zabić Emmetta!
-To po ślubie cal nie plyska?
Zmarszczył brwi. - Nie synku. To tylko stereotyp.
-To dobzie, bo balem się ze jak się oznis z mamusią to cal plysie... - oznajmił i przytulił się do Edwarda, wyciągnął też rączkę w moją stronę.
- Och nie synku. Ten czar nie pryśnie.
Siedzieliśmy u Alice jakiś czas, a potem Christian zrobił się senny i wróciliśmy do domu. Umyłam go i przebrałam, a teraz siedziałam przed jego łóżeczkiem i obserwowałam jak śpi. Kiedy przyjechaliśmy Edward oznajmił mi, że musi trochę popracować. Skończył około 20. Ja pochylałam się nad łóżeczkiem Chrisa i patrzyłam jak śpi. Poczułam ramiona Edwarda oplatające moją talię, położył głowę na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się. Przekręciłam głowę tak aby móc go pocałować.
-Skończyłeś już? - zapytałam szeptem.
- Na dzisiaj tak. - Cmoknął mnie w usta. - Teraz mamy czas dla siebie.
Odwróciłam się w jego stronę i zarzuciłam mu ręce na ramiona i objęłam go za szyję, przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam muskać jego usta swoimi. Uśmiechałam się co jakiś czas. Wziął mnie na ręce i oddając pocałunki opuścił pokój jego synka. Naszego synka. Przeszliśmy do sypialni gdzie Edward położył mnie na szerokości łóżka i przyglądał się bacznie mojemu ciału.
-Jesteś taka śliczna, Bello - szepnął.
Uniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego z uśmiechem, chyba na pewno się w nim zakochałam.
Również się uśmiechnął. - Widzę że ty też lubisz mnie podziwiać...
-Rozbierz się, będzie ładniej... Nie abyś tak był brzydki... - poprawiłam się szybko.
Ściągnął szybko wszystkie ciuchy zostając w samych bokserkach i szarpiąc materiał mojej bluzki. - Teraz pani kolej pani Adwokat...
Powoli zdjęłam z siebie bluzkę i jeszcze wolniej zsunęłam spodnie.
- Ohh... Bello szybciej proszę...- Zamruczał wodząc palcem po mojej nodze.
Szybko zsunęłam z siebie spodnie i też zostałam w samej bieliźnie.
Ucałował mnie w podbrzusze. - Teraz możemy sobie poleżeć.
-To chodź do mnie, bo twarz mam wyżej... - zamruczałam.
Poczołgał się do góry i pocałował mnie, oplatając moją talię i przyciągając do siebie.
-Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej... - przytuliłam się do niego
- Ja też mam taką nadzieję, kochanie... - Szepnął wtulając twarz w moje włosy.

__________________________________________________

Witam po dość długiej przerwie.

U mnie wiele się działo. Zaczynając od śmierci kończąc na złamanym sercu. Nie będę się rozpisywać o mnie, po co. Dziękuję tym, którzy cierpliwie czekali na rozdział, jestem Wam dozgonnie wdzięczna, bo tylko dzięki Wam ten rozdział powstał.
Na asku mam wiele pytań typu "Idiotko, kiedy NN". Zastanawiałam się ze względu na to o odejściu i usunięciu swoich blogów, ale... Ale nie mogę tego zrobić. Zostaję.
Naprawdę dziękuję moim wiernym czytelnikom.

Pozdrawiam,
Wampirek. 

Obserwatorzy

Mrs. Punk