sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 13 "Czy można nazwać to szczęściem?"

" Żaden człowiek nie potrafi zrozumieć cie tak bardzo, jak ten który przeżył to samo co ty."

Następny dzień zaczął się… radośnie. Chris był tak wesoły jak nigdy. I muszę szczerze przyznać, że ja również. Szczerzyłem się do siebie jak głupek. A było to spowodowane tylko jednym. Dzisiejszą wizytą u Belli. Zaraz po przebudzeniu, czyli około 8.30 wstałem i zrobiłem śniadanie. Christian zjadł moją jajecznicę ze smakiem, co niezmiernie mnie ucieszyło, ponieważ dopiero zaczynałem przygodę z gotowaniem. Potem chwila relaksu na Scooby-Doo po śniadaniu i wielkie ubieranie. Nigdy w życiu nie widziałem, żeby Chris tak bardzo przejmował się tym, co ma na siebie włożyć.  W końcu się ubrał, tak jak mu pasowało i jak stwierdził „że spodoba się mamusi”. Ja ubrałem się zwyczajnie, w jeansy i t-shirt. Nie było, co wydziwiać, jest sobota, dzień wolny po cholerę mam się stroić? Byłem pewien, że Bella będzie ubrana podobnie. Przecież wspominała, że ktoś, kto widzi ją w pracy nie poznałby jej na co dzień. Około 9.30 wyjechaliśmy z domu. Punktualnie na 10 byliśmy u Belli przed drzwiami. Pozwoliłem Chrisowi zadzwonić do drzwi i czekaliśmy grzecznie, aż pani domu nam otworzy.
- Hej... – Ubrana w jeansy i t-shirt, tak jak przewidziałem stała przed nami uśmiechnięta Bella. Ale od razu stwierdziłem, że coś jest nie halo. Ale nie chciałem, wypytywać jej od razu, staliśmy przecież na progu. Trwało to tylko chwilę, ponieważ Chris wystrzelił jak torpeda, wskoczył Belli na ręce i przytulił ją do siebie mocno.
- Cześć mamusiu! Tęskniłem za tobą! - Krzyknął radośnie i ucałował ją w polika, obejmując rączkami jej szyję. Zobaczyłem, że jej oczy się zaszkliły. Lustrowałem jej twarz. Coś musiało się stać. Wszedłem do domu i bez większych ceregieli wziąłem Chrisa na ręce i postawiłem na podłodze.                                                                                                                                                                 -Idź sobie pooglądaj dom mamusi, a my idziemy do kuchni.-Chris od razu popędził na górę, a Bella szybkim krokiem przeszła do kuchni. Oparła się o wysepkę, spuszczając głowę na dół. Sekundę później poprawiła włosy i uniosła głowę. Objąłem ją od tyłu szukając odpowiedzi na to, czemu się tak zachowuje. Odgarnąłem jej włosy z szyi i musnąłem lekko jej skórę wargami.                                                                                                                    
- Tęskniłem za tobą Bello. Bardzo tęskniłem. – Szepnąłem mając nadzieję, że chociaż troszkę się przde mną otworzy. Wyczułem jej niepewność jednak po chwili stała przodem do mnie. Zauważyłem spływające po jej policzkach łzy. Objęła rękami moje plecy i oparła głowę na moim torsie.
- Ja za tobą też. – Szepnęła, siorbiąc nosem i wycierając gorące łzy w moja koszulkę.
- Hej kochanie... - Spojrzałem jej w oczy próbując cokolwiek zrozumieć. - Co się sta...- W tym momencie założyłem jej kosmyk włosów za ucho. Pod prawym okiem widniał dość duży ciemno fioletowy siniak. Z jej policzków nadal płynęły łzy. Dotknąłem delikatnie rany powstrzymując chęć zabicia tego skurwiela. Spojrzałem na jej usta. Warga też była cała czerwona, w jednym miejscu rozcięta. Miałem poważny problem, żeby w coś nie uderzyć lub czegoś nie zniszczyć. Zabiję tego drania! Tylko go dostanę w swoje ręce, tak mu obiję mordę, że z łóżka szpitalnego do końca swojego życia nie wstanie.                                                          
 - Oh kochanie... - Szepnąłem i przytuliłem ją do siebie uważając żeby nie naruszyć ran. Zajebię skurwiela. Poćwiartuję i wykastruję drania. Nie koniecznie w tej kolejności. Teraz płakała już jak bóbr. - Ciiii... jestem tu. Nie pozwolę żeby ktoś cie skrzywdził. Nigdy więcej. - Szeptałem całując ją raz po raz w czubek głowy. Próbowałem ja uspokoić, wiedziałem, że musi dać upust emocjom i uczuciom, które chowały się w niej.
-To nic... Nic się nie stało... – Zakwiliła żałośnie nadal mnie przytulając. Nie mówiła tego z dużym przekonaniem. Po prostu nie chciała abym się przejmował.
- Jak to nic Bello. Uderzył cię. To nie jest nic. - Ocierałem opuszkami palców jej łzy, które nadal płynęły. - Doprowadził cie do płaczu. Masz przez niego rozciętą wargę i podbite oko. Nie zostawię tak tego. – Było we mnie tyle sprzecznych emocji… Z jednej strony gotowałem się ze wściekłości na tego gnoja, a z drugiej było mi smuto i przykro, ponieważ to ona została najbardziej skrzywdzona. - Na pewno w poniedziałek nie pójdziesz do pracy.... weźmiesz wolne, przecież poradzą sobie bez ciebie. I na pewno nie zostaniemy tutaj ani minuty dłużej. Wyprowadzasz sie stąd. Będziesz mieszkała u mnie. I obowiązkowo jedziemy jutro do Alice. – Powiedziałem rozkazującym tonem, ale nie szorstko. Nie miałem zamiaru zostawić jej tutaj samej z tym cholernym dupkiem.
-Ale... – Zacięła się chyba zastanawiając się nad odpowiedzią. - Ale to mój dom, Edwardzie. Jak mam się stąd wyprowadzić jak to wszystko jest moje? – Rozumiałem to. To wszystko należało przecież do niej. I miała to zostawić temu typowi? Nigdy w życiu.
- Nic sie nie bój. Nie chcę po prostu, żeby coś jeszcze ci zrobił. Na razie zamieszkasz u mnie. To twój dom, on nie ma prawa tu być, jeżeli ty sobie tego nie życzysz. Ale na ten tydzień zamieszkasz u mnie dobrze? – Zapytałem, prosząc o zgodę. Przecież, nie będę jej ciągnął na siłę do siebie.
-No... Dobrze... – Kiwnęła głową twierdząco, po czym pocałowała mnie delikatnie.  - Jeśli chcesz... – Położyła głowę na moim ramieniu i westchnęła. Wiedziałem, że teraz czuje się bezpieczna.  
- Bardzo chcę... nawet nie wiesz jak bardzo. Zadbam o ciebie. Znaczy... zadbamy....zapomniałem o Christianie. - Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po plecach. - Dzisiejszą noc spędzimy razem. W jednym łóżku. Poprzytulamy się.... – Szeptałem, chcąc dodać jej otuchy. Widziałem jak się uśmiecha.
- To bardzo przekonywujące argumenty... – Szepnęła i przeczesała moje włosy ręką.  - To co? Chcesz zobaczyć tego laptopa, a potem mamy czas wolny?
- Tak, ja ogarnę laptopa a ty sie spakujesz. - Powiedziałem i pocałowałem ją w nos. Uśmiechnęła się uroczo, po czym chwyciła mnie za dłoń.
 -Dobrze... – Zaprowadziła mnie do sypialni jej i tego skurwiela. Ja nie mogę… co za porządek. Jak w muzeum. Podała mi jego laptopa, po czym podeszła do szafy i wyciągnęła walizkę. Nie za bardzo wiedziałem co mam zrobić. Stałem i rozglądałem się po pokoju drapiąc się po głowie.
- Mogę sie walnąć na łóżko? - Zapytałem po chwili, nie za bardzo wiedząc czy mogę usiąść gdziekolwiek.
-No pewnie... – Zaśmiała się radośnie. Oficjalnie stwierdzam, że kocham ten dźwięk. - Nie musiałeś się o to pytać. – Powiedziała i wywróciła oczami. - Swoją drogą... Patrz... – Otworzyła szufladę w komodzie i moim oczom ukazały się „nastoletnie znaleziska” jak ona to nazwała.
- O ja pierdole... samo to już jest niezłym dowodem. Poczekaj.- Wybiegłem z pokoju, na dół do auta i z powrotem wbiegłem na górę z moją lustrzanką.                                                                                                         - Powyciągaj na wierzch tą bieliznę. - Bella zrobiła, co kazałem, a ja zacząłem cykać fotki. Kiedy skończyłem sesję, podziękowałem Belli za pomoc i zająłem sie laptopem tej szuji. Te staniki to niezły bigos. Jestem naprawdę ciekaw, co on z tymi nastolatkami wyrabia. Bella zaczęła się pakować, a ja skupiłem się na swojej pracy. Godzinkę później wszystko było gotowe. Znaczy… prawie wszystko. Uśmiechnąłem się, kiedy poczułem jak Bella mnie obejmuje. Było do przewidzenia to, że w końcu to zrobi. Ale nie miałem jej za złe. Kochałem jak mnie tak przytulała.                                         
- Hmmm... zaraz kończę z tym. Jeszcze tylko instaluje kreta i koniec. - Zamruczałem. - Lubię jak mnie przytulasz.- Oparła brodę o moje ramie. - Lubię cię przytulać... Zobaczę co u Chrisa... – Pocałowała mnie i zeszła z moich pleców.
- Okey. - Odpowiedziałem i wyłączyłem laptopa. Usłyszałem jak zbiega po schodach. Rozkręciłem dół i do twardego dysku wepchnąłem kreta. No i gotowe. Teraz go muszę jeszcze aktywować. Otworzyłem swojego laptopa i spróbowałem aktywować kreta. Udało sie za drugim razem. W tym czasie Bella dołączyła do mnie razem z Chrisem. Uśmiechnąłem się do moich dwóch największych skarbów. Połaskotałem Chrisa po brzuszku.                                                                         
 - Mamusia będzie z nami mieszkać. Cieszysz się? - Usłyszałem głośny pisk i Chris uwiesił sie na szyi Belli.
-Baldzo się ciesę... - powiedział uradowany. Bella zakołysała się lekko, gdy Chris wpełzł jej na kolana. Czułem na sobie jej wzrok, kiedy próbowałem załączyć tego cholernego kreta. Bardzo wiele bym dał, aby wiedzieć o czym myśli, ale nie pytałem.  
- I będę z tobą całe dnie... – Szepnęła do Chrisa i przytuliła go mocno.
- I będzies się ze mną bawić! I zbudujemy duzom wieze z klocków, nalysujemy duzo oblazków i... ojej tak duzo zecy musimy zlobić! - Wykrzyknął mój synek. Spojrzałem na nich i korzystając z okazji, że kret musi "wskoczyć" na swoje miejsce w moim kompie i zsynchronizować sie z kompem tego kutasa przemieściłem się na łóżku i usiadłem obok Belli. Obdarowałem ją soczystym buziakiem, a że Chris też wydął usteczka to też dałem mu buziaka.
-Wiesz, jak byłam mała uwielbiałam budować wieżę z klocków, zawsze wychodziła mi taaaka wielka – Bella zaśmiała się patrząc na małego.  Oparła się o mnie, a Chris zaczął się bawić jej włosami.
-Nie pseskadza ci to, mamusiu? – Zapytał malec patrząc na Bellę. Pokręciła głową na „nie”.
-Nie, nie przeszkadza mi to, kochanie... – Przepasałem klatkę piersiową Belli ręką i ucałowałem ją we włosy.                                                                             
- Tylko nie uszkodź mamusi. - Zwróciłem sie do synka. On pogłaskał Bellę delikatnie po siniaku.                                                                                       - To ten niedobly pan ci to zlobił, mamusiu?
-Mhm, tak kochanie, ale już niedługo się zagoi... – Złapała Chrisa za rączkę. - Kocham cię, wiesz? – Powiedziała całując go w nosek. To było przepiękne. Ta scena… to że oboje w końcu mogą poczuć się… szczęśliwi.
- Ja ciebie tes mamusiu. Jesteś o wiele lepsa niż moja poprzednia mamusia. - Powiedział i cmoknął ją w usta.
-To jestem bezpieczna, tak? Nie będziesz już chciał kolejnej mamusi? – Zachichotała Bella, głaszcząc malca po włosach.
- Nigdy! - Zapewnił żarliwie i przytulił sie do niej. Odwzajemniła uścisk i przeniosła wzrok na mnie.
- A ty co? Nie chcesz się poprzytulać?
- Jasne że chce. – Odpowiedziałem natychmiast. - Ale tak ładnie ze sobą wyglądacie. Nie chcę wam przeszkadzać. - Powiedziałem wbrew wszystkiemu przytulając się mocniej do Belli. Ona odwróciła się i pocałowała mnie delikatnie. Chris wkopał się pomiędzy nas i położył wygodnie.
- Hej mały... wygodnie ci? - Zapytałem kłując go lekko w żebra, co wywołało jego śmiech. - Ja chcę się całować z mamusią, a ty co pyszczku, hmm?
-A ja chcem popaceć... - Powiedział jakby nigdy nic. - Wujek Emmett jak całuje ciocie Rołzie to mówi abym się ucył, bo mi się to kiedyś psyda... A oni się całują dłuzej niż wy...
- Oh... nie słuchaj wujka Emmetta. - Westchnąłem i przyciągnąłem do siebie Bellę, po czym ją pocałowałem.
- Kto to wujek Emmett? – Zapytała odrywając się ode mnie.
- To mój najlepszy kumpel. Znamy się od dziecka. Jego żona - Rose - bardzo często mi pomaga w zajmowaniu się Chrisem.- Uśmiechnęła się i pokiwała głową ze zrozumieniem.  
- Rozumiem... – Mam nadzieję, że będę miał okazję jej ich przedstawić.  
- A ty mas kogoś mamusiu? - zapytał Christian.
- Mam siostrę, Alice... -  Uśmiechnęła się szeroko. Widać było, że mimo ograniczonego kontaktu ma z siostrą bardzo dobry kontakt i mają dobrą relację.
- A mas zdjęcie? - dopytał. Bella wstała i wzięła album.
- Tu... – Wskazała zdjęcie swojej siostry.
- Ale ślicna! Ale nie taka ślicna jak ty mamusiu. Ciocia Rołzie tes jest ładna, ale tes nie tak ładna jak ty, plawda tato? - Uśmiechnąłem sie do Belli.                                                                                                                             - Prawda. Nasza mamusia jest najpiękniejsza na świecie. Pojedziemy jutro do Alice, dobrze kochanie? - Wolałem sie zapytać o zgodę. Wiedziałem, że nie będzie to przyjemna rozmowa. Ale musieliśmy ją odbyć.
- Dobrze, ale ja co jej właściwie powiem? – Spojrzała na mnie z powątpiewaniem. - "Hej, Alice... To jest Edward, właściwie to chyba mam z nim romans, bo w sumie to sama już nie wiem. A to jest Christian, mój syn..."
- I myślisz, że się nie ucieszy? - Zapytałem unosząc jedną brew do góry. - Jestem o niebo lepszy od tego sukin...- Przypomniałem sobie, ze mały leży między nami.- Sukinkota. Możesz powiedzieć, że owszem masz ze mną romans, że kochasz mojego syna jak własnego i że chcesz zakończyć związek z tym...idiotą. No i powiesz, że cie uderzył, ale to chyba sama zauważy. - Powiedziałem ciszej, dotykając delikatnie jej policzka. Uśmiechnęła się delikatnie i wtuliła twarz w moja dłoń.
- Masz rację, ucieszy się, to jest pewne... – Westchnęła i uniosła się na łokciu, po czym skradła Chrisowi całusa.
- Ale fajnie się tak razem leży.... – Powiedziałem zgodnie z prawdą
- Tak, masz rację, bardzo fajnie... – Teraz to ja otrzymałem od niej całusa.
- Świetnie. Jesteśmy zgraną rodzinką prawda moje kochane pyszczki? - Zapytałem przytulając Bellę i Chrisa na raz. Oby dwoje zaczęli sie śmiać.
- Mamusiu, a co tam jest? - Chris wskazał na drzwi z boku.
- Umm, tam jest mój gabinet... – Spojrzała na mnie znacząco. - Z biurkiem.- Uśmiechnąłem się lubieżnie.                                                                                 
 - Ja też mam w domu gabinet. Ale w twoim byłoby nam lepiej, nie sądzisz mamusiu? - Zapytałem poruszając brwiami jak czarny charakter z wodewilu. Bella zaśmiała się.
- Jasne, że tak, ciągle była mowa o moim biurku, nie można o nim zapomnieć.
- No ba kochanie! Już nie mogę sie doczekać tej dzisiejszej nocy. Może nie skończy się tylko na przytulaniu, hmmm?
-Też tak sądzę... – Przyznała kiwając poważnie głową.
- To znacy że będziecie się tes całowac? - Zapytał Chris rozwalając mnie totalnie. Spojrzałem pożądliwym wzrokiem na Bellę jednocześnie odpowiadając mojemu synowi:                                                                                 
 - Tak będziemy sie też całować.
- To ile wy tak mozecie? - zapytał zdziwiony, a Bella znów się zaśmiała i przytuliła malca do siebie.
- No jak widać możemy.... – Powiedziała po czym zachichotała radośnie.
- Jak będziesz starszy to zrozumiesz. - Powiedziałem przytulając ich oboje.
- Wsystko mam rozumieć jak będę starsy, a cemu nie teraz, mamusiu wytumacys mi? - Spojrzał na Bellę rozbrajająco. Zdusiłem śmiech.  
- No, umm, eee...- Bella się jąkała, ale ostatecznie podjęła się zadania. - Wiesz, synku, to jest tak, że jeśli dwoje ludzi coś do siebie czuje to chcą ze sobą cały czas przebywać, przytulać się , całować i dotykać.
- Dotykać? A gdzie dotykać mamusiu? - Powstrzymywałem śmiech. Biedna Bella, mogła nie podejmować sie tłumaczenia takiego tematu 4- latkowi.
-Nie wiem, sama jestem niedoświadczona...- W jej oczach zapaliły się iskierki. -Zapytaj tatusia...- Spojrzałem na nią wilkiem.                                                                                         
- Tatuś ci wytłumaczy synku, jak będziesz starszy.
-  A moze wujek Emmett mi powie? - zastanawiał się na głos Chris.
- Może poczekaj na tatusia... – Szepnęła do niego Bella.
- Tak, mama ma dobry plan. - Cmoknąłem ją w usta. - Z resztą tak jak zwykle.
Po jakiejś godzince Chris uciął sobie drzemkę, a Bells przeniosła się na drugi koniec łóżka, aby być bliżej mnie. Kiedy się do mnie przytuliła wciągnąłem ją na siebie i pocałowałem.                                                                                                          - Tak jest idealnie. - Szepnąłem w jej usta.
- Gdzieś ty się chował przez całe moje życie? – Przeczesała czule moje włosy. Uśmiechnąłem się.
- Mógłbym cię zapytać o to samo kochanie. - Zacząłem głaskać ją po plecach.
- Pokażesz mi tatuaż? – Spojrzała na mnie. Wiedziałem, że ją to korci.
- Tak jasne. – Usiadłem, ale nie zrzuciłem jej z siebie z poskutkowało tym, że siedziała na mnie okrakiem. Ściągnąłem bluzę i wysunąłem lewą rękę w jej stronę. Uśmiechnęła się i śledziła linie tatuażu palcem. Potem na mnie spojrzała i zaczęła całować.  
- Fajny facet z nie za dużym koloryferem, takim w sam raz... – Zacytowała mojego maila.
- Cieszę się że pamiętasz... ale nie widziałaś jeszcze mojego kaloryfera. - Powiedziałem i błysnąłem zębami z powrotem się kładąc i tym samym kładąc ją na mnie. Ona wróciła do bawienia się moimi włosami.
- Jeszcze... – Szepnęła uwodzicielsko co podziałało na moją wyobraźnię.
- Mhm... specjalnie dodałem to słowo. - Odpowiedziałem takim samym głosem i pocałowałem ją w nos. Zaczęła muskać moje wargi swoimi, udając że robi to tak „o”, tak od niechcenia. Wsunąłem jej ręce pod koszulkę głaszcząc jej skórę i oddawałem pocałunki równie słodko jak ona. Zadrżała, jak się domyśliłem, na uczucie moich rąk dotykających ją właśnie w ten sposób. Sama wsunęła swoją jedną dłoń na moje podbrzusze i zaczęła wędrować ja ku górze. Podciągałem jej bluzkę coraz wyżej, jeżdżąc palcami po jej nagiej skórze. Dotarłem do linii stanika i delikatnie odgiąłem zapięcie. Spojrzała na mnie pożądliwie i pogłębiła pocałunek. Naprawdę tego potrzebowała. Oddawałem jej pocałunki z namiętnością i uczuciem. W tym samym czasie rozpiąłem jej stanik i podciągnąłem bluzkę jeszcze wyżej. Kiedy przerwaliśmy pocałunek spojrzałem na nią łakomo. Ale nie chciałem jej tylko dla ciała. To było coś takiego... coś pięknego, coś, co między mną a Viv nigdy nie miało prawa sie narodzić. Usiadła na mnie prosto i patrząc mi w oczy zaczęła podciągać moja koszulkę. Podniosłem się, aby swobodnie mogła ją zdjąć. Gdy pozbyła się mojego ubioru, wróciła do pieszczenia moich ust swoimi. Zamruczała cicho. Wiedziałem, że czuje się bezpieczna, ale też, że pragnie coraz więcej i więcej. Chwilę później przerwałem pocałunek i ściągnąłem jej bluzkę, razem ze stanikiem. Usiadła na mnie znowu, bezwstydnie na mnie patrząc. Ja spojrzałem na jej brzuch i przesuwałem wzrok w górę aż dotarłem do piersi.                                                                                                                    
- Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że twój mąż jest totalnym imbecylem. - Szepnąłem i delikatnie przejechałem ręką od linii piersi aż po brzuch. - Tutaj powinnaś mieć tatuaż. Pięknie by wyglądał. - Powiedziałem i podniosłem się z pozycji leżącej sadzając Bellę na moich udach chwyciłem jej wargę a torsem otarłem sie o sutki. Ona zdusiła jęk. Jej oddech lekko przyspieszył, a ona przylgnęła do mnie całym swoim ciałem. Jej piersi raz po raz, systematycznie ocierały się o mój tors.
- A twoja żona totalną idiotką... – Szepnęła cichutko.
- Debile z nich. - Wyszeptałem chwytając ją pod udami i jednocześnie przerywając pocałunek. - Umowa była taka, że to ja robię ci dobrze, pamiętasz? - Zapytałem chwytając prawy sutek wargami i lekko ciągnąc. Odchyliła głowę do tyłu z cichym sykiem. Uniosła się lekko, tak że jej piersi były na wysokości mojej twarzy.
- Ta...tak – Wyjęczała. - Pamiętam.
- To dobrze, że pamiętasz... - Szepnąłem przerywając pieszczotę, aby po chwili odszukać jej usta i przygryźć lekko jej dolną wargę. Jej palce masowały skórę na mojej głowie, a potem zaczęły badać cały obszar mojego ciała, który znajdował się powyżej pasa. Nie rozumiałem, jak jej mąż mógł jej nie dotykać. Nie rozumiałem w ogóle logiki tego kutasa. Nastolatki go pociągają, a taka kobieta jak Bella nie? Chyba jest chory psychicznie... Zacząłem ją całować po żuchwie, schodząc na szyję i dekolt. Jednocześnie położyłem ją na łóżku chwytając prawą dłonią jej pierś. Westchnęła cicho i oplotła mnie nogami w pasie. Jej dłonie wodziły po moich plecach, a gdy chwyciłem jej piersi, jej paznokcie wbiły się w moje łopatki.
-Edward, a Chris? – Jęknęła w moje usta. Och no tak… biedne dziecko. Ale w zasadzie…
- Nie martw się nim. Jak już śpi to jak kamień. Ale za głośno nie możemy być. - Szepnąłem i końcem języka polizałem jej sutek. Oplotłem jej talię rękoma i prawą ręką delikatnie zacząłem głaskać jej pierś. Mruczała jak kotka, wijąc się pod moimi pieszczotami. Wiedziałem, że jej się podoba. Jej wyraz twarzy na to wskazywał. Jej lewa dłoń zanurzyła się w moich miedzianych włosach i pociągnęła je delikatnie. Spojrzałem w górę na jej twarz. W jej oczach paliły sie figlarne ogniki i pożądanie.                                                                                                              - Teraz robisz jak Chris. - Szepnąłem. - On też mnie ciągnie za włosy. - Powiedziałem przejeżdżając palcem po linii jej talii. - Ale on nie ma takiego pięknego ciała jak ty. Uśmiechnęła się nadal na mnie patrząc.
- Lubię twoje włosy – Jej nogi oplatały moje biodra. Uśmiechnąłem się do niej.                                                                                       
- Ja też twoje lubię, kochanie. - Powiedziałem wtulając twarz w miejsce między jej piersiami i wdychając jej zapach. Położył dłoń na moim karku i delikatnie zaczęła go masować. Zaraz potem przeszła do ramion.
- Jesteś wspaniały... – Pocałowała mnie we włosy. Skierowała dłonie w dół mojego ciała i zahaczyła palcami o jeansy.
- Nie... to ty jesteś wspaniała. - Szepnąłem próbując bez odpinania guzika ściągnąć jej spodnie. Po chwili udało mi się. Ona zabrała się za klamrę mojego paska.
- I mamy zamiar się wykłócać, kto jest wspanialszy?
- Nie mam zamiaru się o nic wykłócać. Uznajmy, że oby dwoje jesteśmy zajebiści. - Powiedziałem odrzucając jej spodnie na drugi kraniec pokoju.
- Tak, masz rację... – Uśmiechnęła się i zsunęła ze mnie moje jeansy.
- Pani adwokat mam taką propozycję... może żeby nie obudzić Chrisa, przeniesiemy sie do pani gabinetu, hmmm? - Zapytałem, patrząc na nią najbardziej uwodzicielskim wzrokiem, na jaki było mnie stać. Ona zamruczała i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Westchnęła lekko.
-To bardzo dobra propozycja... – Dźwignęła się na łokciach i pocałowała mnie. Oddałem pocałunek, przjeżdżając językiem po jej wardze i prosząc o wstęp do środka. Jednocześnie chwyciłem ją pod udami i złapałem tak jak Chrisa, który często sie na mnie uwieszał. Mruknęła z aprobatą. Uchyliła swoje usta pozwalając mi na pogłębienie pocałunku. Kiedy jej język złączył się z moim znów pociągnęła mnie za włosy. Zamruczałem jak kot, otwierając drzwi do jej gabinetu.                                     
 - Jest pani bardzo niegrzeczna pani adwokat. Nie ładnie tak ciągnąć kogoś za włosy. - Szepnąłem opierając ją plecami o ścianę, a samemu się do niej przytulając. Jęknęła odchylając głowę do tyłu i tym samym ocierając się piersiami o mój tors. Spojrzała mi w oczy.
- Może spróbuje mnie pan usadzić? – Szepnęła mi do ucha przygryzając jego płatek.
- Według życzenia.- Syknąłem  i rozglądnąłem się w poszukiwaniu biurka. Znalazłem je aż po całych dwóch sekundach. Wielkie, bukowe biurko, stało na środku pokoju zawalone jakimiś papierzyskami. Chwyciłem Bellę pewnie i podszedłem do owego mebla. Lewą ręką zrzuciłem wszystkie papierzyska na ziemię, po czym położyłem ją na gładkiej, wypolerowanej powierzchni. Spojrzałem na nią z góry, lubieżnym wzrokiem.                                                                        
- Pani adwokat, jest pani taka piękna. Zaraz sie przekonamy czy jak pani dochodzi, jest pani równie urocza. - Wychrypiałem i zacząłem całować jej brzuch, potem pępek. Zacisnęła ręce w pięści cicho dysząc. Jęczałam i kwiliłam prosząc o więcej.
-Mm, cóż postaram się ciebie nie zawieść... – Wyjęczała. Sprawianie jej przyjemności dawało mi ogromnie dużo satysfakcji. Wiedziałem, że ten kutas nie zrobił nawet 1/4 tego, co ja zrobiłem dzisiaj. Każdy jej jęk był dla mnie cichą pochwałą. W niedługim czasie dotarłem do jej koronkowych majteczek, ale postanowiłem ją jeszcze trochę pomęczyć i zacząłem całować jej uda. Warknęła odchylając głowę do tyłu ze zniecierpliwieniem. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, ze już jest gotowa, ale chciałem jej dawkować przyjemność powoli.
-Edward... – Wyjęczała. Odbiło się to echem w moim kroczu.
- Tak kochanie? - Zapytałem jeszcze bardziej się z nią drażniąc. Było mi jej żal, w końcu od tak dawna nikt nie robił jej dobrze, ale z drugiej strony wiedziałem, że im dłużej będę przeciągał, tym przyjemność pod koniec będzie większa.
-Proszę... – Zakwiliła. - Nie każ mi dłużej czekać.... – Wiedziałem, że aż ja to boli. Było to widać po wyrazie twarzy. Nie miałem serca jej tak dłużej męczyć. Delikatnym ruchem ściągnąłem jej koronkowe majteczki, odrzucając je gdzieś tam w przestrzeń i rozchylając jej uda wszedłem w nią językiem. Powstrzymała okrzyk rozkoszy, a jej ciało wygięło się w łuk.
-Boże, Edward, tak! - Poruszałem językiem w jej wnętrzu, patrząc na nią i dokładając do pieszczot kciuk, który ocierał się o jej łechtaczkę. Była tak mokra, że spokojnie mógłbym wejść, jednak nie miałem zamiaru tego zrobić. Plan był taki, że za pierwszym razem to ja zrobię jej dobrze. Ale już o drugim oragźmie ze swoim udziałem nie wspomniałem, więc tylko w myślach pogratulowałem sobie mojego cudownego planu. Jej oddech przyspieszał, próbowała zdusić w sobie jęki i krzyki.
- Kochanie... stąd Chris nas nie usłyszy. Śmiało możesz jęczeć. - Powiedziałem szeptem, kiedy z niej wyszedłem. Jednak nie na długo. Sekundę później byłem w niej trzema palcami, a kciuk pozostał tam gdzie był, czyli na jej największym skarbie. Wydała z siebie nieokreślony dźwięk i zaczęła powoli zaciskać się na moich palcach. Wydawało się, że jej ciało przejęło nad nią kontrolę. Zaczęła przystosowywać się do pchnięć mojej dłoni.
-Kurwa... – Sapnęła. - Boże...
- No dalej kochanie. Dojdź dla mnie. - Szepnąłem patrząc na nią, jej błogi wyraz twarzy, to jak sprawiam jej przyjemność. Poruszała sie coraz szybciej, dostosowywałem się do jej tempa, nie chcąc jej zostawić na samym skraju tej otchłani przyjemności.
- Edward! - Krzyknęła. To było przecudowne. Słyszeć jak w chwili największej ekstazy woła moje imię.  Jej ciało się uniosło, a potem opadło na biurko. Kiedy doszła, ja z głupim uśmiechem na ustach zostawiłem ją na chwilę sam na sam ze swoją przyjemnością. Poszedłem po kołdrę i parę poduszek. Wróciłem ze wszystkim kilka sekund później, kiedy już się upewniłem, że Chris nadal smacznie śpi. Podszedłem do biurka i okryłem Bellę kołdrą wkładając jej pod głowę poduszkę i kładąc sie obok niej na drugiej poduszce.                                                                                                 
- Mam nadzieję, że sie pani podobało, pani adwokat. Po pani minie stwierdziłem, że tak i to nawet bardzo, ale czekam na sprawiedliwy osąd. - Szepnąłem jej do ucha i trąciłem nosem zaróżowiony policzek.
-Tak... Jasne... Tylko... Chwila... –  Powiedziała oddychając płytko i szybko, aby umiarkować swój oddech.  Gdy już to zrobiła przekręciła się na bok i spojrzała na mnie. Pogłaskałem ją po zaróżowionym policzku.                                                                               
- Czy ty się rumienisz? Po czymś takim? - Zapytałem muskając delikatnie jej usta swoimi wargami.
-Mm, nie, po prostu udawaj, że tego nie widzisz... – Szepnęła w moje usta. Przybliżyła się do mnie i położyła dłonie na moim torsie.
- Mhm... dobrze.... - Ucałowałem ją w czoło, a potem w nos i powieki.                                                                                            
- Cieszę, się że mogłem sie na coś przydać. - Powiedziałem głaszcząc delikatnie jej nagie ramie. Westchnęła w moją pierś. Zaczęła delikatnie muskać ustami moją szyję. Już samo to, że leżała obok mnie, bezpieczna i ciepła z daleka od wszelkiego niebezpieczeństwa napawało mnie dumą i pogłębiało uczucie do niej coraz bardziej. Mógłbym z nią tak przeleżeć całe moje życie. Wiedząc, że jest bezpieczna, spełniona i szczęśliwa. Zaczęła wodzić dłonią po moich plecach uśmiechając się do siebie. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią. Coś mi tutaj nie gra. Ona coś knuje. Musnęła moje usta swoimi. Oddałem z chęcią pocałunek, jednak nie pozbyłem sie dziwnego uczucia, które przed chwilą mną zawładnęło. Przeniosła swoją dłoń na mój tors i przejechała paznokciami od mojej piersi do podbrzusza, po czym zahaczyła o gumkę bokserek, które miałem na sobie. Teraz całowała moją żuchwę. Wciągnąłem gwałtownie powietrze.                                                                 
  - Kochanie... co ty robisz? - Zapytałem, domyślając się, co uknuła w tej swojej mądrej adwokackiej główce.
-Ja? - Zassała zagłębienie za moim uchem. - Nic takiego...-zamruczałam.
- Och doprawdy? - Zapytałem wciągając jej ciało na siebie.
-Dokładnie, tak sobie myślałam... – Mówiła niby to obojętnie.  - Nad tym, nad tamtym... – Poruszyła biodrami ocierając się o moją erekcję.
- I co wymyśliłaś?- Wychrypiałem poruszając swoimi biodrami w rytm jej. Wzruszyła ramionami i przygryzła lekko moje ucho.
- Aleś ty ciekawski...
- Taka moja natura... - Ręką zacząłem jeździć po jej plecach. Przejechała dłonią przez cały bok mojego ciała, po czym zatrzymała się na biodrze.
- A jak jest z cierpliwością?
- Hmmm.... to zależy, o jaką dziedzinę pytasz, kochanie...
- Ogólnie... - Uniosła się i przemieściła ku dołowi mojego ciała. Zębami przygryzła mój sutek.
- Ogólnie... - Syknąłem prawie niesłyszalnie biorąc do ręki kosmyk jej włosów.
- Mhm...- Zaczęła masować moje podbrzusze, drugą ręką zsuwała bokserki.
- Kochanie... ty na pewno tego chcesz? – Bella nie odpowiedziała, ale po jej minie wywnioskowałem, że to pytanie nie za bardzo jej się spodobało. Mój penis był teraz między jej piersiami. Jęknąłem cicho i spojrzałem na nią. Jej oczy wprost płonęły z pożądania, a jednocześnie tańczyły w nich figlarne ogniki. Położyła dłoń płasko na wewnętrznej stronie moich ud i drażniła skórę paznokciami.
- Będziesz sie teraz mścić? - Zapytałem wciągając gwałtownie powietrze do ust.
 - Kto tu mówi o zemście? To nie leży w mojej naturze... - Oblizała swoją rozciętą wargę.
- Och doprawdy... ? - Zapytałem z powątpiewaniem patrząc niepokojąco na jej wargę. Ten skurwiel za to zapłaci. - Zaczynam w to wątpić, moja droga pani Adwokat.
- To źle... - Usiadła na moich udach i zdjęła mi bokserki. - Jestem małą, grzeczną, dziewczynką... - Pochyliła się i pocałowała moje podbrzusze - Z pozoru...
- Mhm... - Zamruczałem - Właśnie widzę, proszę pani. Chwyciła w dłoń podstawę penisa. Jęknąłem.  
- Nie dyskutuj...
- Gdzieżbym śmiał... - Wyszeptałem prawie niesłyszalnie patrząc na to, co robi Bella.
Zaczęła jeździć dłonią, góra i dół. Raz wzmacniając uścisk, raz poluzowując. Przyśpieszając i zwalniając. Nie wyglądała na zbyt skrępowaną tym, co robi. Nie potrafiłem wydusić z siebie nic innego jak tylko cichego jęku. Viv cholernie dawno tego nie robiła i można powiedzieć, że zapomniałem jak to jest. Ale mimo wszystko Bella robiła to o wiele lepiej niż ona. Zasunęła się pupą na wysokość moich kolan. Pochyliła się i językiem zlizała sączący się płyn z czubka mojego penisa. Mruknęła cicho i wzięła główkę w usta. Wplotłem rękę w jej włosy ciągnąc ją delikatnie za kosmyk i cicho dysząc. Jej dłoń nadal poruszała się na jego trzonie, główkę pieściła ustami, lizała ją i kąsała. Jęczałem cicho, wydając aprobatę dla jej czynów. Wzięła mnie w usta całego. Przechyliła głowę tak, aby na mnie spojrzeć.  Balansowałem na krawędzi przyjemności, zbliżając się do końca. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam.                                                                 
 - Kochanie... zaraz dojdę... - Szepnąłem patrząc w dół na Bellę.
Nie przestała, wręcz przeciwnie. Zaczęła jeszcze intensywniej pracować językiem przy moim kutasie. Ona rzeczywiście miała zamiar to zrobić... Oparłem głowę na poduszce i przymknąłem oczy, wiedząc że za chwilę wszystko sie skończy. Spuściłem się w jej usta, a rozkosz rozlała sie po całym moim ciele, wypełniając mnie całego. Cichy jęk wyrwał się z moich ust. Kilka sekund później próbowałem uspokoić oddech. Uchyliłem powieki rozglądając sie po biurze pani adwokat. Siedziała między moimi nogami, z ciałem opartym na piętach i przekrzywioną w prawo głową. Wyglądała na cholernie zadowoloną z siebie, a na jej ustach majaczył uśmiech. Gdy zauważyła, że ją obserwuje uśmiechnęłam się szerzej. Pochyliła się i na klęczkach podpełzła do mnie, pocałowała kącik jego ust. Objąłem ją ramieniem chwytając okaleczoną przez tego skurwiela wargę w zęby i rozpoczynając pocałunek. Odwzajemniła pieszczotę i pogłaskała mnie po policzku.
- Mhm... - Przerwałem pocałunek przejeżdżając nosem po jej policzku. - Ty smakujesz lepiej niż ja, kochanie. - Szepnąłem przyciągając ją bliżej siebie. Położyła się koło mnie wspierając na łokciu, oderwała swoje usta ode mnie. Jej wskazujący palec prawej ręki śledził strukturę mojego tatuaża.
-Edwardzie - Zaczęła niepewnie. - Ja wiem, że nie może ci się wydać niemożliwe i głupie, ale... - Spojrzała mi w oczy. - Zakochuję się w tobie.
- To nie jest głupie, kochanie. Bo ja czuję dokładnie to samo. – Szepnąłem, po czym dałem jej całusa. Jedną ręką zacząłem jeździć po jej talii.                                                                                                                    - Tutaj zrobimy ci tatuaż. No chyba, że będziesz chciała gdzieś indziej. - Szepnąłem patrząc na jej piękne ciało, teraz niestety tak bardzo zranione przez tego sukinsyna.
-Nie, tu może być... - Uśmiechnęła się delikatnie. - Tylko jeszcze się zastanowimy jaki...
- Na pewno taki, który tobie sie będzie podobał. Musi cos znaczyć. - Przejechałem palcem po jej policzku.
- A jaki byś chciała? - Zapytałem, bezwstydnie przyglądając się jej ciału i studiując je pilnie.
- Nie wiem... A... Może nad tym bym się zastanowiła, a... Nie, nie... - Zachichotałem.
- Hej... spokojnie. - Szepnąłem przyciągając jej twarz do siebie i składając na jej ustach delikatny pocałunek.                                                          
- Kiedy masz urodzinki?
Uśmiechnęła się i oddała całusa.
- Mam w czerwcu... 20 czerwca.
- Mhm... no to jaki byś chciała ten tatuaż?
- Hmm... Może jakieś pióro? - Zamyśliła się. - A ty, jaki byś na mnie widział?
Spojrzałem na nią udawanym krytycznym wzrokiem taksując jej ciało spojrzeniem.                                                                                                           - Każdy kochanie. We wszystkim będzie ci ładnie. Ale pióro to nie zły pomysł... chyba, że chcesz coś większego niż pióro....
-Nie, pióro mi się podoba... A od niego na przykład odpadają pojedyncze piórka... - Cmoknęła mnie w usta.
- Mhm... no to skoro tobie się podoba, to mnie też się będzie podobał. - Przygryzłem lekko jej wargę. Do głowy wpadł mi pewien pomysł... - Ona oddała pocałunek.
- Co tak się zamyśliłeś.
- Bo tak sobie myślałem...A co byś powiedziała na... jeżeli sie zgodzisz oczywiście... na wspólny tatuaż? - Zapytałem skubiąc z niepokojem jej kosmyk włosów i przygryzając tym razem swoją wargę w nerwach, że mnie opieprzy za nie takt. Uśmiechnęła się i pocałowała kącik moich ust. - Wiesz, że ja myślałam o tym samym? – Zaśmiała się, a ja razem z nią
- Na prawdę?
- No tak, tylko zrezygnowałam z podzieleniem się z tobą tym pomysłem... Telepata, to się sprawdza.
- Czemu zrezygnowałaś? - Pytam patrząc na nią i myśląc o tym, jak cholerne mam szczęście że do mnie napisała.
- Nie wiedziałam czy ci się spodoba, jak zareagujesz... – Mruknęła.
- Nienawidzę tego skurwiela. Wiesz jak bardzo widać, że pozbawia cię pewności siebie? - Spytałem ocierając sie nosem o jej policzek. Taka bliskość dawała mnie i zapewne również jej poczucie bezpieczeństwa... i nawet, jeżeli ten drań by tutaj teraz wszedł to ubrałbym się, skopał mu dupę i obił mordę, no i zadzwonił na policję.
-Tak, zdecydowanie trzeba nad tym popracować... - Westchnęła i zaczęłam się bawić moimi włoskami na karku. - Cieszę się, że ciebie mam...
- A ja, że mam ciebie. - Szepnąłem w odpowiedzi przyciągając do siebie jej ciało i całując jej ramię. - A nad twoją pewnością siebie na pewno popracujemy. - Wymruczałem oplatając jej talię ręką i przekręcając nas tak, że teraz ona była pode mną. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Okay, masz już jakieś pomysły jak popracować? - Uniosła brew w pytającym geście.
- A i owszem pani adwokat. - Wymruczałem całując jej szyję i żuchwę, później muskając wargami obojczyk i schodząc na piersi. Zamruczała.
- A jaki?
- Hmmm.... - Kąsałem lekko skórę na jej piersi specjalnie omijając brodawki i sutki. - Bardzo... ekscytujący mam nadzieję. - Mruknęła zfrustrowana, specjalnie omijałem najczulszą część piersi. - Na pewno... - Nakierowała moją głowę bliżej jej piersi.
- Widzę, że jesteś bardzo niecierpliwa, kochanie....
- Zależy, jakie sprawy cierpliwości wymagają... – Westchnęła. - Edwardzie, nie torturuj mnie...
- Och kochanie... ale ja się tak bardzo lubię z toba droczyć...
- Uważaj żebym ja się z tobą nie podroczyła... Będę się zaspokajać na twoich oczach, a potem wstanę i wyjdę... – Jęknęła. - A ty nie będziesz mógł mnie dotknąć...
- Och doprawdy? - Szepnąłem wysuwając język i pieszcząc nim jej prawą brodawkę i sutek. - To raczej ty będziesz błagać o mój dotyk, kochanie.
- Oj kochanie.... coś milcząca sie zrobiłaś... - Zakpiłem żartobliwie, powtarzając schemat brodawki i sutka na jej drugiej piersi. Jednocześnie bez żadnych ceregieli zjechałem ręka między jej uda i przejechałem palcem po jej kobiecości upewniając sie tylko, że jest całkowicie mokra.
- No to jak kochanie... nie jesteś specjalnie rozmowna.... - Szepnąłem udając zawód, pieszcząc językiem jej sutek i wchodząc w nią dwoma palcami. Pchnęła biodrami w moją stronę, zacisnęła powieki, jej oddech był płytki i szybki.
- Widzę, że nie za bardzo garniesz sie do rozmowy. - Wychrypiałem, czując własną erekcję, która napierała na wypolerowany blat. Swój kciuk umieściłem na jej łechtaczce, a do jej wnętrza wprowadziłem jeszcze jeden palec.
-Edw... - Przerwała, jęknęła i przygryzła dolną wargę. Zacisnęła ręce w pięści w moich włosach. Boże...
- Tak kochanie, właśnie tak. Nie zaciskaj warg. Jęcz skarbie. Chcę cie słyszeć. - Mruczałem przesuwając odrobinę wyżej moje ciało i napierając na jej udo moim wzwodem.
- Edward... – Zakwiliła moje imię, pchając biodrami w moją stronę.  
- Właśnie tak kochanie... - Mruknąłem całując jej pępek i schodząc na podbrzusze. - Powiedz mi, czego pragniesz...?
-Ciebie, kurwa, pragnę ciebie, Edwardzie.... - Wbiła paznokcie w moje ramiona. - Tak bardzo.
- Tak bardzo... - Mruknąłem przesuwając się wyżej, tak, że moja twarz była na przeciwko jej. Pocałowałem ją w oby dwie przymknięte powieki szykując się do wejścia w nią i kąsając wargami jej ucho, jednocześnie zataczając kółka w jej wnętrzu palcami. Jęczała mi cichutko do ucha.
- Pokaż mi jak bardzo tego pragniesz... - Szepnąłem jej do ucha poruszając palcami w jej wnętrzu, wchodząc i wychodząc.
- Przecież czujesz... Czujesz jak bardzo jestem na ciebie gotowa... - Szepnęła patrząc na mnie pożądliwie - Zresztą nie tylko ja, hmm? - Przejechała palcem wzdłuż mojej erekcji.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze do płuc. Chwyciłem jej ręce i przygwoździłem swoją do przestrzeni nad nami drugą ręką rozchylając jej uda.                                                                                                                    - Dosyć tych gierek, pani adwokat. Czas na porządne rżnięcie. - Warknąłem stanowczo wchodząc w nią zdecydowanie.
Jęknęła i odchyliła głowę do tyłu. Oplotła jedną nogę wokół mojej miednicy, dzięki czemu byłem we niej jeszcze głębiej.
- Edward, oohh, cholera!
- No. W. Końcu. Się. Odzywasz. - Szeptałem między kolejnymi pchnięciami. Już po chwili znaleźliśmy wspólny rytm. Ważniejsze niż jej podniecenie było to, że nigdy sie tak wcześniej nie czuła. Że mogłem jej ofiarować coś, co było nasze wspólne, ale również każde z nas w pewien sposób przeżywało to osobno. Czułem jak zbliża się do końca, wiedziałem, że ja sam również za chwilę dojdę. Kiedy jej pochwa zaczęła sie na mnie zaciskać, doznałem takiego orgazmu, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłem. Opadłem na nią zmęczony, ale szczęśliwy jak nigdy dotąd. Pocałowałem ja w mokrą od potu szyję i trąciłem policzek nosem. Westchnęła błogo i uśmiechnęła się. Głaskała mnie po plecach i pocałowała we włosy.
- Cieszę się, że jesteśmy tutaj razem. - Szepnąłem w jej włosy, wąchając je już od dłuższej chwili.
-Ja też. Z tobą czuję się bezpiecznie... – Przyznała. - To jest tak łatwe jak oddychanie, przebywanie z tobą.
- No to widzisz... zupełnie tak jak dla mnie. Jest w tym, co nas łączy coś tak intymnego... nie było tego nigdy między mną a Viv.
- Ale to bardzo dobre "coś" i mam nadzieję, że nie zaniknie... - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie.
- Ja też mam taką nadzieję, kochanie. - Szepnąłem i przytuliłem ją mocno do siebie. - To co teraz robimy?
-Właśnie, nie wiem kiedy wróci Damien, nie chcę się na niego natknąć... - Wtuliła twarz w moją szyję.
- Nie bój się. Wątpię, żeby ten skurwysyn wrócił przed wieczorem. - Schowałem twarz w jej włosach, zaciągając sie tym cudownym zapachem.
-Dobrze... To jutro chcesz jechać do Alice?
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, to owszem chciałbym poznać twoją siostrę.
- Nie mam, sądzę, że cię polubi... Ona lubi wszystkich tym, którzy nie lubią Damiena... – Zaśmiała się.
- Ma do niego uraz...
- Tak, to na pewno, ale nie wiem o co... – Pogłaskała mnie po policzku.
- No to się dowiemy... już jutro.
- Jeśli nam powie...
- Powie... - Mrugnąłem do niej i delikatnie pogłaskałem jej ranę pod okiem. - Myślę, że jak to zobaczy to powie.
- Nie chcę aby to widziała... – Szepnęła.
- Kochanie... nie masz się czego wstydzić. - Szepnąłem głaszcząc ją nadal po ogromnym siniaku, widniejącym pod okiem. - To on powinien się wstydzić za to, co zrobił. A tylko go spotkam to mu mordę obiję.
- Edward, a jak on coś ci zrobi? – Wtuliła się we mnie.
- On mnie nic nie zrobi kochanie, o to sie nie martw. To raczej ja zrobię coś jemu i na pewno nie będzie to przyjemne. - Wysyczałem wściekły na tego skurwysyna.
- Spokojnie... – Przeczesała moje włosy. - Właśnie, jak go spotkasz…
- To...? - Zapytałem patrząc na nią, upajając sie jej pięknym zapachem i ciesząc oczy jej idealnym ciałem.
- Może go nie spotkasz...
- Kochanie... nawet jeżeli nie przypadkiem to uwierz mi znajdę go z własnej woli i spiorę tak, że do końca życia nie wstanie ze szpitalnego łóżka. - Powiedziałem ze wściekłością.
- Edward! – Podniosła lekko głos. - Uspokój się, okay? Na razie nie mamy dowodów na niego. Nawet jeśli byśmy mieli on może cię wtedy posądzić o pobicie, przestań.
Odwróciłem sie przodem do niej, spoglądając jej w oczy. W tej chwili ciskały gromy.                                                                                                      - Bello, nie. To nie jest takie sobie "przestań". On. Cię. Uderzył. To nie jest juz przemoc psychiczna ale też fizyczna. I mam w dupie to czy posadzą mnie za to czy nie. Jemu sie to należy. Za to co zrobił tobie, a także za to co na pewno robi tym nastolatkom. I nie wmawiaj mi że nie mamy dowodów bo twoje rany są wystarczającymi dowodami. - Pod koniec przemowy uspokoiłem sie. Przecież to nie przez nią byłem taki wkurwiony tylko przez tego typka.
- Edward, czy ty siebie słyszysz? Masz w dupie czy się posadzą? A co z Christianem, co ze mną? Dlaczego tak bardzo chcesz to załatwić na własną rękę?!
- Tak słysze siebie. Christianem ty byś sie zaopiekowała, wierzę w to tak samo mocno, jak w to że byś mnie doskonale wybroniła. - Uniosłem się do pozycji siedzącej i patrzyłem na nią z góry. - Poza tym.... uwierz mi że nawet jeśli go pobiję, to nie będzie miał pojęcia kto to zrobił. A kto powiedział że na własną rękę...?- Zapytałem już cieszej.
- Edward, proszę. Przyszedł wściekły do domu... A ja mu się sprzeciwiłam, tyle, nic wielkiego, koniec tematu... – Westchnęła i również usiadła, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- W jakiej sprawie sie sprzeciwiłaś? - Nie miałem zamiaru odpuszczać. Żadne okoliczności nie łagodziły tego, że ją uderzył. Ja też święty nie byłem, czasem z Viv się poszarpałem, ale nigdy jej nie uderzyłem. Bez przesady.
- Nie ważne, mówiłam, nic wielkiego... - Zmusiłem ją aby na mnie spojrzała, podkładając jej palec pod brodę.                                                                                                                                  
- Bardzo ważne. Bello mów.
- Nie chciałam iść z nim do łóżka... – Zamknęła oczy.
Zacisnąłem dłoń na kołdrze, nie chcąc rozejbać czegoś co było pod ręką. Skurwiel. Dupek. Kutas.... i wiele wiele innych. Spojrzałem na Bellę.                                                                                                                         - Kochanie, nie bój się mnie. Jestem na niego wkurwiony, a za to co powiedziałaś, dostanie dwa razy mocniej. To nie twoja wina, że jest sukinsynem. - Powiedziałem całując ją w ramię. Przytuliła mnie do siebie. Zaczęła mnie głaskać po plecach, całować... Chyba chciała aby się uspokoił. Oddawałem pieszczoty, chcąc zasiać w niej na nowo poczucie bezpieczeństwa. Mentalna notka : starać sie nie krzyczeć i nie unosić głosu w obecności Belli. I musze to zapamiętać na przyszłość. Po kilku sekundach takiej czułości przerwałem.                                             
- Kochanie, chodź. Ogranijmy się, pozbierajmy twoje rzeczy i jedźmy do mnie. Pójdziemy sobie gdzieś na spacer, a potem wieczorem znowu może... - Nie kończyłem zdania specjalnie. - Jeśli będziesz chciała.
- Dobrze... – Pokiwała głową twierdząco. Kiedy zbierała ubrania patrzyłem na nią ukradkiem, żeby przypadkiem znowu jej nie zawstydzić. Była na prawdę piękna i pomyślałem, że ten tatuaż będzie jej bardzo pasował. Wciągnąłem na siebie bokserki, potem jeansy i t-shirt i zabrałem całą pościel z biurka Belli. Spojrzałem na podłogę, na której roiło się od papierów. Były dosłownie wszędzie.
- Zostaw to, to stare dokumenty... – Powiedziała kładąc mi dłoń na ramieniu, a potem wyszła. Wyszedłem zaraz za nią. Christian nadal spał. Położyłem pościel tam skąd ją wziąłem, po czym spojrzałem na Bellę.
- Ty weźmiesz Chrisa, a ja twoją walizkę? – Zapytałem, uważając, że taki układ jest najbardziej w porządku. Pokiwała głową, podeszła do łóżka i wzięła naszego synka na ręce. Pocałowała go w czółko, on jakby automatycznie się w nią wtulił, a ona uśmiechnęła się. Patrzyłem jak urzeczony na tą scenę i kiedy Bella wyszła z moim synem z pokoju, ja tylko sprawdziłem jeszcze czy wszystko działa jak należy, jeżeli chodzi o mojego komputerowego kreta, wziąłem walizkę Belli w dłoń i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem po schodach i zdążyłem zauważyć scenę, w której Bella przypina pasami Chrisa w siedzonku i całuje go czule w główkę. Uśmiechnąłem się mimowolnie i podszedłem do tyłu samochodu, otworzyłem bagażnik i włożyłem tam torbę Bells. Ona usiadła na miejscu pasażera, a ja za kierownicą. Zerknęła jeszcze na Chrisa, który nadal spał. Spojrzała na swój dom. Wiedziałem, że mimo wszystko ciężko jej to zostawić chociażby tylko na tydzień.
- Gotowa do drogi? - Zapytałem Bellę zapalając światła w samochodzie i cicho puszczając muzykę z płyty, której słuchałem zawsze jeżdżąc autem.
-Gotowa... – Uśmiechnęła się do mnie - Jak nigdy wcześniej... – Przyznała. Odwzajemniłem uśmiech.                                                                                      
- No to ruszamy, pani adwokat. - Powiedziałem, odpalając auto i wyjeżdżając na ulicę. Milczeliśmy, nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Ta cisza nie była krępująca, wręcz przeciwnie. Pół godziny później dojechaliśmy do mojego domu. Chris nadal spał, więc tak jak poprzednio Bella wzięła go na ręce, a ja wziąłem jej torbę. Otworzyłem drzwi, a ona weszła z Chrisem do środka. Uśmiechnęła się pod nosem, rozglądając się ciekawie.
- Gdzie jego pokój? – Zapytała szeptem.
-U góry, drugie drzwi po prawej. - Odszepnąłem i wskazałem ręką na schody.
Kiedy objęła mnie od tyłu, przytuliłem ją do siebie, po chwili przekręcając się tak, aby stać przodem do niej.
- Chodź, oprowadzę cię. – Szepnąłem i pociągnąłem Bellę za rękę w kierunku kuchni, zostawiając jej torbę na samym środku przedpokoju. Żadne z nas nie zwróciło na ten maleńki szczegół uwagi.
-Ładnie masz... – Uśmiechnęła się chwaląc mój dom.
- Cieszę się że ci sie podoba. Za chwilę ci pokażę gdzie będziemy spać, a tymczasem... - Pociągnąłem ją w stronę salonu. Szła za mną posłusznie nie pytając o przyczynę, ani o to gdzie ja zabieram. - Chciałbym ci coś pokazać. - Powiedziałem, kiedy wchodziliśmy do salonu. Na środku stały trzy kanapy, telewizor i takie tam inne. Ale było też moje "tajne pomieszczenie". Było w połowie wyciszone, znajdowało sie między salonem a jadalnią, po lewej stronie. Otworzyłem czarne drzwi i naszym oczom ukazał się czarny fortepian stojący na środku białego pomieszczenia, w którym znajdowała sie tylko jedna biało-czarna kanapa. Spojrzałem na Bellę niepewnie. - Chciałem ci to pokazać. To tutaj zawsze sie chowam się przed problemami. I gram. - Stwierdziłem nonszalancko wzruszając ramionami. Widziałem, że jej oczy się zaszkliły.
-Dziękuję, że mi pokazałeś to miejsce... – Wtuliła się w mój bok. - Zagrasz coś... Mm, dla mnie?
- Nie dziękuj. Vievienne nie miała wstępu do tego pomieszczenia. Jesteś tutaj pierwszą osobą prócz mnie. Czasem gram też dla Chrisa, ale to bardzo rzadko. - Uśmiechnąłem sie do niej i oddałem uścisk. - Jasne, że dla ciebie zagram. - Zapewniłem, puściłem ją i podszedłem do instrumentu. Poklepałem miejsce obok siebie, zachęcając ją, aby usiadła razem ze mną. Po krótkiej chwili usiadła na miejscu obok mnie i spojrzała najpierw na mnie potem na fortepian.
- Masz jakieś specjalne życzenie odnośnie melodii? - Zapytałem uśmiechając się do niej lekko. - Oczywiście, określ tylko, jaka to ma być melodia, bo nie jestem pewien czy znasz jakąś konkretną.
-Zagraj coś co lubisz najbardziej... – Powiedziała zwracając wzrok ku mnie.
- Coś, co lubię najbardziej.... - Wymruczałem i mój wybór od razu stał się jasny. Zacząłem grać Sonatę Księżycową, która była zawsze moja ulubioną. Była pierwszą, którą zagrałem samodzielnie na fortepianie, bez pomocy mojego nauczyciela, oraz przez ostatnie kilka lat świetnie odzwierciedlała stan mojego ducha. Byłem skupiony i jak zwykle urzeczony dźwiękami mojego fortepianu. Ale to była magiczna chwila. Grałem dla Belli. Już nie tylko wyrażałem swój ból ale dzieliłem go razem z nią. Przytuliłem ją do siebie, chowając twarz w jej włosach, już po raz kolejny tego dnia wdychając jej uzależniający zapach.
-Gdy już to wszystko się skończy, obiecuję, że będziemy szczęśliwi... - Szepnęła głaszcząc mój kark.
- Wiem o tym kochanie. - Głaskałem ją i całowałem raz po raz jej włosy. - Cokolwiek to szczęście znaczy, już na pewno nie pozwolę, żeby ktokolwiek cie skrzywdził.
- Nie skrzywdzi... A ja nie pozwolę aby ktoś zranił ciebie lub Chrisa...- Znowu cmoknęła mnie w usta.
- O to nie musisz sie martwić. - Oddałem pocałunek, po czym wyszczerzyłem się. - Ale będzie mi potrzebny dobry adwokat, bo za niedługo biorę rozwód.
-Uh, ciężka sprawa...  Ja się w ogóle na tym nie znam...! – Udała spanikowanie.
- O nie! A już myślałem, że mi pomożesz! - Udałem przerażenie ledwo mogąc ukryć śmiech.
-Jestem ciemna w tych sprawach... – Zmarkotniała, po chwili dodając. - A tak na poważnie nawet gdybyś wybrał najgorszego adwokata to wygrasz, skarbie. Zostaną jej najprawdopodobniej odebrane prawa rodzicielskie, jeśli złożysz pozew.- Spoważniałem.
- To dobrze, bo nie mam zamiaru sie z nią dzielić Chrisem. Nie zrobiła dla niego nic, poza tym, że donosiła ciążę. Musiałabyś ją widzieć w pierwszych miesiacach po jego urodzeniu. - Prychnąłem. - Musiałem ją zaganiać do opieki nad nim, bo tak to nic by nie robiła. W ogóle o niego nie dbała.
-Została złapana na dość poważnych przewinieniach, szczególnie o prostytucję mi tu chodzi, nie nadaje się na matkę... – Pogłaskała mnie po policzku. - A ty jesteś wspaniałym ojcem...
- Miło mi, że tak sądzisz, ale ja po prostu... - Przypomniałem sobie całe moje dziciństwo, gdzie ojca nie było praktycznie nigdy w domu. Zawsze był na dyżurach, a jak już w domu, to bił albo mnie albo moją mamę. Zamknąłem na chwilę oczy aby odgonić wspomnienia. - Po prostu nie chcę, żeby Chris czuł to co ja czułem gdy byłem dzieckiem. Nie chcę traktować go tak jak mój ojciec traktował mnie. - Przytuliła mnie mocno do siebie, chcąc dodać mi otuchy.
-Edwardzie, spójrz na mnie... – Poprosiła kładąc dłoń na moim policzku. Zrobiłem, co kazała. - Nie będziesz taki jak twój ojciec, jesteś wspaniałym ojcem, kochanie. Widzę jak traktujesz Chrisa, on cię tak bardzo kocha...- Boże jak jej mąż może nie widzieć w niej tego co ja widzę?! Jest ideałem. Dla mnie jest ideałem. Nigdy nikt mnie tak nie wspierał. Ująłem jej rękę. - Wiem kochanie. Staram sie być jak najlepszy. Staram się żeby wszystko było dobrze.
-I robisz wszystko co możesz... Robisz to wspaniale, bo jesteś najlepszy, Edwardzie... – Uśmiechnęła się do mnie z uczuciem. - Inni są ślepi i tego nie doceniają, ale ja i Chris to widzimy, masz jeszcze przyjaciół. Jesteś cudowny.
- Oj kochanie... nie przesadzaj. Ja po prostu chcę być lepszy niż mój ojciec. I to wszystko. - Szepnąłem przytulając ją do siebie. Byłem jej ogromnie wdzięczny za te słowa.
-Jesteś wystarczająco dobry... – Pocałowała moją szczenkę. - Dla mnie idealny...
- Ciesze się... bo ty dla mnie również jesteś idealna. - Szepnąłem odnajdując jej usta.
- Damy radę... - Uśmiechnęła się pod pocałunkiem i przygryzłam moją dolną wargę - Wracając... Masz już adwokata?
- Nie jeszcze nie. - Uśmiechnąłem się. - Szczerze to pomyślałem o tobie.
-No wiesz... Ja jestem droga... – Zamruczała mi do ucha.
- Myślę, że da sie to jakoś polubownie załatwić. - Odszepnąłem składając pocałunek na jej szyi.
-No tak, tak...Wiesz... – Odchyliła głowę w bok. - Tylko przy mnie trzeba być twardym, a nie miękkim. - Zaśmiałem się. - Czy to jest jakaś sugestia, pani adwokat?
-Możliwe, że tak... – Pokiwała głową.
- Mhm- Zamruczałem przejeżdżając językiem po jej szyi. Westchnęła leniwie. - Dobrze ci idzie....

- Mhm… cieszę się… jakieś specjalne wymagania, pani adwokat? – Zapytałem nonszalancko schodząc z pocałunkami na jej dekolt. Ona tylko się zaśmiała oddając się przyjemności, którą jej dawałem. Przenieśliśmy się do góry, na łóżko. Nie całe dwie godziny później, usnęliśmy przytuleni do siebie. Spokojni. I na swój sposób szczęśliwi. 

_______________________
______________

Witam!
Przepraszam, za to że niektóre linijki tekstu są przesunięte, ale rozdział był pisany w wordzie i nie potrafię tego naprawić. 
Mam nadzieję, że nie ma zbyt wielu błędów.
Słów jest 8298.
Myślę, że na taki rozdział opłacało się czekać.
Dedykacje:

Belle
Kisielek
Liv
Zwariowana Natalia
Issie
zwariowana 11

Mam nadzieję, że Wam się podobał. 
A teraz jedno słówko ode mnie i Wampajera. 

Chciałabym zwrócić uwagę tym, którzy się czepiają dotrzymywania przeze mnie i Wampajera terminów dodawania notek. Oczywiście, są to anonimowi czytelnicy -,- 
Nie ważne.
Chciałabym tylko zwrócić uwagę na następujący fakt : my, jako autorki, również mamy własne życie. Te realne, nie tylko te wirtualne. Mamy swoje obowiązki, szkołę i masę innych rzeczy. Osoby, które uważają, ze nie robimy nic tylko piszemy blogi są w błędzie. Prawda jest taka, że owe osoby nie doceniają naszej pracy. Blog został założony w ostatnim tygodniu maja, a jest połowa czerwca. Mamy 13 notek. Nie raz były dodawane po dwie notki jednego dnia. Jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo nie dotrzymać terminu. Nie jesteśmy maszynami. Jak nie mamy weny to też nic nie możemy z tym zrobić. Jak widać, są osoby, które tego nie rozumieją. Bardzo mi przykro z tego powodu. My, jako autorki staramy się aby blog był ciekawy, miał wiele urozmaiceń i w miarę szybko były dodawane notki. Ja czuję się okropnie kiedy spóźniam się z notką, ale takie jest życie. 
No nic jest nam po prostu przykro i tyle. 

To tyle ode mnie. 
NN, a w zasadzie dialog na NN właśnie zaczęłyśmy, także bardzo gorąco prosimy o cierpliwość!
Żegnam Was 
Moje Kochane Kutasiątka (dawno tego nie było) :*****
Miśka

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 12 "Sztuka kochania"

"Możesz być dziś nikim dla całego świata. 
Pamiętaj, dla niewielu jesteś całym światem"

Po telefonicznej rozmowie z Edwardem miałam o wiele lepszy humor, a głupkowaty uśmiech nie schodził mi z twarzy. No wiem, niby głupie, ale ten człowiek naprawdę był dla mnie bardzo ważny. Praca teraz szła mi o wiele łatwiej i przyjemniej, nawet nie przejmowałam się tym, że Damien najprawdopodobniej siedzi za ścianą, a ja flirtowałam z Edwardem przez telefon, bo mówiliśmy dość sprośnie rzeczy. Szczególnie tyczące się mojego biurka. Gdy wróciłam po pracy do domu nie działo się nic specjalnego, a Damiena nie było. Wrócił dopiero w środku nocy, ale ja się nie odzywałam, udawałam, że śpię. Nie miałam chęci na pogawędkę z nim. Zresztą nie wiadomo czy by cokolwiek powiedział. W domu, jak go nie było, jeszcze raz przeszukałam jego rzeczy i nic specjalnego nie znalazłam, muszę pogrzebać w jego biurze, tam na pewno coś znajdę. 
Następnego dnia jak się obudziłam, obudziłam się oczywiście sama, od razu wzięłam prysznic i się ubrałam. Damien czekał na mnie na dole z przygotowanym śniadaniem.
-Dzień Dobry, Bello. Przyszykowałem śniadanie, ale będę zmuszony cię zostawić abyś zjadła je sama...-powiedział opanowanym głosem - I przykro mi cię o tym informować, ale jutro nie będzie mnie cały dzień w domu, mam ważną sprawę do załatwienia...
-Tak? - spojrzałam na niego - Jaką?
-Nie mogę się z tobą podzielić tą informacją, po prostu mnie nie będzie, Isabello. A teraz, wybacz mi, ale muszę wyjść... - pokiwał głową i wyszedł. 
Ja zjadłam szybko śniadanie, nie wszystko, ale zjadłam. A potem sama wyszłam z domu do pracy. Miałam dziś jedną rozprawę, ale wystąpiły komplikacje, nowe dowody i argumenty. Dany został wyrok, ale nie pełny, ta sprawa nie jest jeszcze zamknięta. A co najgorsze wygrana, ale to postaram się zmienić. 
Wracałam z pracy i wstąpiłam do marketu. Dziś wychodziłam z kancelarii wcześniej, nie miałam nic do roboty,a oprócz tej rozprawy to jestem do przodu z papierami... Szłam między działem ze słodyczami, chciało mi się czegoś na rozweselenie. Może czekolada? Lub żelki... Oh, nie ma co. Pani adwokat nie wie co słodkiego wybrać. Tak stałam, aż wpadło na mnie jakieś dziecko.
-Przeplasam... - powiedział chłopczyk zadzierając główkę do góry, ale zaraz... Ja go znam, to Christian! - Bieglem do tatusia zaniesć mu zelki! - przypatrywał mi się - A ty jesteś Bella! - krzyknął, klasnął w rączki, a żelki mu wyleciały. Chwycił mnie za rączkę i pociągnął do końca alejki, zauważyłam wysoką, męską sylwetkę. Edward.
-Tato patrz! - krzyknął Chris. Edward wyglądał tak jakby zgubił się pomiędzy regałami szukając czegoś, lub kogoś. To chyba Christian bardziej orientował się w rozmieszczeniu sklepu. W końcu przestał się rozglądać, ale wtedy podeszliśmy do niego my. Chyba słysząc głos syna automatycznie odwrócił się w jego stronę. Chciał bodajże coś powiedzieć, ale gdy zobaczył mnie zaniemówił. Patrzył na mnie, a ja nie byłam lepsza. Pierwszą osobą z nas, która się w miarę ogarnęła był pan programista. 
- No proszę proszę, co za miłe spotkanie. Nie spodziewałem się tutaj pani, pani adwokat. Nie mniej jednak, bardzo się cieszę. – uśmiechnął się promiennie. Założę się, że ten uśmiech zbił z nóg nie jedną kobietę. Zresztą i on patrzył na mnie z niemałą fascynacją w oczach. Zerknęłam na Edwarda, Brown ogarnij się, nie gap się tak natarczywie i zamknij buzię. 
-Miałam ochotę na coś słodkiego - uśmiechnęłam się lekko - I wpadłam... A pan co tu robi? - uniosłam brew pytająco. Christian nadal trzymał mnie za rękę, uśmiechnęłam się do niego.
- Na coś słodkiego powiada pani? - uniósł brew w geście rozbawienia. - No to złapała pani nie złą okazję. Zamiast jednej słodyczy ma pani aż trzy. - uśmieszek nie schodził z jego twarzy, wyglądał tak cholernie seksownie. Spojrzał na swojego synka. 
- Widzę, że znalazłeś sobie osobę do tulenia, synku. – Chris się uśmiechnął i pokiwał głową na tak, po czym zwrócił się do mnie:
- Mogę cię tsymac za lącke?
-Owww - wyleciało z moich ust. To takie słodkie "oww" jak na tych filmach z sitcomami. Drugą, wolną ręką pogłaskałam Christiana po główce - Jasne, że możesz trzymać mnie za rączkę - zaśmiałam się. Spojrzałam na Edwarda.
-A ile te trzy słodycze kosztują? - zapytałam rozbawiona, Chrisa to mógłby mi nawet oddać. 
- Nie wiele pani adwokat. Jedną kawę w kawiarni za rogiem, jeżeli da się pani namówić. - Oparł się o wózek i lustrowałem mnie bezwstydnie wzrokiem. Zaśmiałam się, poczułam jak Christian staje coraz bliżej mnie, kucnęłam i go przytuliłam.
-No, on mnie kupił... Idę. - wyznałam. 
- Tak! - Krzyknął maluch i objął mnie mocno rękami za szyję, przytulając się do mnie. Zauważyłam, że Edward patrzy na nas jak urzeczony i uśmiechnął się. Jestem ciekawa o czym teraz myślał, może o swojej żonie? Swoją drogą, z tego co wiem Chris jej nie lubił, a to takie wspaniałe dziecko. Jak można go nie kochać?
- No to skoro pani adwokat się zgadza to kończymy zakupy i idziemy, tak? - zapytał Edward, ale sama nie wiem kogo. Mnie, czy Chrisa?
-On się zawsze tak rządzi? - szepnęłam Chrisowi na uszko, ale wiedziałam, że Edward usłyszy.
-Zawse... - pokiwał z przejęciem głową maluch, ale zaraz się zreflektował tak jakby się bał, że pójdę - Ale jest kochany... - ojciec chłopca zaśmiał się z naszej krótkiej wymiany zdań. 
-No dobrze... Jak już skończyliście mnie obgadywać to chodźmy bo planowo przyjechaliśmy tutaj na zakupy, a ty Chris chciałeś żelki.
-Wiem, że jest kochany, ale patrz jak się wtrąca... My gadamy, a on nam przerywa... - pocałowałam chłopca w polika. Wstałam i złapałam go za rączkę.
-Idziemy... - powiedziałam wesoło.
Edward pchnął wózek, a ja szłam zaraz koło niego z Christianem. 
-Wtrącam się wtedy gdy jest to absolutnie potrzebne. - Zadeklarował patrząc na mój profil.
-Nie wątpię w słuszność twoich słów, Edwardzie... - uśmiechnęłam się do niego z błyskiem w oku. Jest za przystojny, stanowczo za przystojny.
- To dobrze. Cieszę się że w końcu się spotkaliśmy, Bello. - odwzajemnił gest. Skręciliśmy w regał z wędlinami.
-Tak, ja też... -zaśmiałam się
-I ja tes, najbaldziej na świecie... - dodał Christian. Westchnęłam na jego słowa, tak powinna wyglądać moja rodzina. Jak poudaję w myślach, że Chris to mój syn, a Edward mąż to będzie dziwne, nie? No i wydawało mi się, że słowa Chrisa także dotknęły Edwarda. W tym pozytywnym sensie. Może to dlatego, że i Chris mnie polubił. Edward mówił, że Viv wcale się nim nie przejmowała, a przecież Christian potrzebuje uwagi. 
- Przyszłaś tu po czekoladkę? - zapytał nadal się mi przyglądając. Dobra, poudaję trochę, a co.
-Tak, po czekoladkę, kochanie... - zaśmiałam się, w końcu przez telefon tak do mnie mówił - Miałam zachciankę.
- No to czemu mamy wracać bez czekoladki, co kocie? - Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Moglibyśmy przebywać ze sobą cały czas. 
-Bo ja znalazłam swoje dwie czekoladki - zamruczałam - Dużą i małą... Ale po taką, która gdzieś tam leży można się cofnąć.
- A te dwie nie wystarczą? Jesteśmy chyba wystarczająco słodcy, prawda Chris? - Zapytał syna i pod wpływem impulsu ujął moją wolną dłoń w swoją.
-On jest słodki... - kiwnęłam na Christiana - Ty seksowny... - powiedziałam ciszej patrząc na mężczyznę.
- Musze przyznać że ty też. - Również szepnął, chyba żeby nie wprawiać mnie w zakłopotanie. - I to nawet bardzo.
-Nie będę się kłócić... - pokiwałam głową. Nie wiem, ale... Czułam się... Dobrze? Byłam tak troszeczkę szczęśliwa. Wyglądaliśmy jak normalna rodzina, szkoda, że nią nie jesteśmy.
-Hej...- mocniej uścisnął moją rękę. Wyglądał tak jakby zaraz miał rzucić to wszystko i mnie przytulić. Wyczuł bijący ode mnie smutek i przygnębienie, potrafił to przez maile, a co dopiero teraz. Gdy stoję tuż koło niego. 
- Wiem, że jest źle. Ty masz nienormalnego męża, który prawdopodobnie gwałci nastolatki. Ja mam nieodpowiedzialną żonę która ćpa i się kurwi....- Mówił to na tyle cicho, żeby Christian nie słyszał przekleństw. - Ale damy radę. - Zatrzymał się i siłą rzeczy ja również. - Razem.
Christian na chwilę puścił moją ręką, a ja podeszłam i przytuliłam się do Edwarda. Byliśmy w markecie i mogło to dziwnie wyglądać, ale co z tego? Nie obchodzi mnie to. On jest teraz dla mnie równie ważną osobą co Alice.
-Tak bardzo się cieszę, że napisałeś na tym cholernym forum... - wyszeptałam w jego szyję Objął mnie mocno, wiedział, że tego potrzebuję. Ale nie tylko ja. On też potrzebował wsparcia, wiem o tym. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. 
-A ja się cieszę, że odpisałaś. Wiem, że głupie "wszystko będzie dobrze" nic nie da. Ale chciałbym żeby było dobrze. Bez twojego głupiego męża...bez mojej żony. Tylko ty, ja i Chris. - tulił do siebie moje spragnione czułości ciało, dając ukojenie mojej zszarganej duszy. Zauważyłam kątem oka jak Chris patrzy na nas i chyba nie wie co ma robić bo bawił się rączkami. Pocałowałam Edwarda w policzek i niechętnie się od niego odkleiłam. Kucnęłam i wyciągnęłam ręce do Christiana.
-Chodź maluchu... - uśmiechnęłam się, a on natychmiastowo podbiegł i się we mnie wtulił. Ja na pewno o nim nie zapomnę jak tak suka Vivienne, ale na chwilę, ani o nim, ani o Edwardzie. Ojciec chłopca spoglądał na nas, zauważyłam błysk jakiegoś uczucia w jego oczach. Uniosłam Chrisa, który w tej chwili spoczywał w moich ramionach oplatając rączkami moją szyję. Edward postanowił się do nas dołączyć i objął mnie ramieniem, ucałował mnie we włosy. Niby taki zwykły gest, a zadowala. Westchnęłam. Edward tak ładnie pachniał. Jego zapach mnie uspokajał i relaksował, koił zmysły, czułam się przy nim tak bardzo bezpieczna. Wiedziałam, że nie muszę się bać, bo on mi pomoże. Chris położył główkę na moim ramieniu. Edward jedną ręką mnie obejmował, a drugą pchał wózek, ruszyliśmy do kasy. Tak miało to wyglądać. Tak miały wyglądać nasze rodziny, ale nie wyglądały. Może... Może nasza rodzina będzie tak wyglądać, moja i Edwarda z Chrisem? Nasza. Edward też zaciągał się moim zapachem, może podobał mu się tak samo jak mi jego. 
Podeszliśmy do kasy, która akurat była wolna. Ekspedientka patrzyła na nas z uśmiechem na twarzy. Kiedy kasowała produkty Edward nadal mnie obejmował. Podała mu cenę, a on wolną ręką wyciągnął portfel i podał kasjerce banknoty. Ona otworzyła kasę. 
-Jeżeli mogę coś powiedzieć... - Odezwała się ekspedientka.-... bardzo ładna z państwa para. - Powiedziała uśmiechając się do nas szczerze. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Ale tak nie jest, pomyślałam. Mimo to nie będę tego jej tłumaczyć, prawda? W tej chwili zapewne wyglądamy jak para.
-Dziękujemy... - odpowiedziałam ekspedientce z uśmiechem na twarzy, pocałowałam Chrisa w polika, a on jeszcze bardziej się we mnie wtulił. Poczułam takie ciepło emanujące wewnątrz mnie. Boże, zaraz się rozkleję. Ale uświadomiłam sobie ile życia straciłam z Damienem. Chciałabym być z Edwardem, chciałabym mieć dziecko. Christian zachowywał się tak jakbym od zawsze była jego mamą.
Kasjerka wydała Edwardowi resztę, powiedział "Do widzenia" i wyszliśmy z marketu, nadal wszyscy przytuleni, na parking. Edward był dość zamyślony, zastanawiało mnie to. To o czym on mógł myśleć. Może myślał o tym co ja? O tym uczuciu, które nas zalewało, a które wygasło do naszych drugich połówek. Za to połączyło nas, a przynajmniej zaczyna łączyć. Chciałabym aby był mój, a ja jego. Jezu... Tak wiele uczuć, a my tylko się przytuliliśmy. Dla niektórych tylko... Dla nas, chyba szczególnie dla mnie aż przytuliliśmy. 
-Tato pac jakie auto... - Christian wskazał na samochód... Ummm. Edward też się na nie patrzył. Zaśmiałam się i wyciągnęłam kluczyki, nacisnęłam guziczek. Chyba nie wiedzieli, że to mój wóz.
-No to... Kto chce się przejechać? - pomachałam kluczykami. Wtuliłam się bokiem w Edwarda, naprawdę... To było tak wspaniałe uczucie, przytulić się do kogoś. 
- Widzę, że masz świetny gust kochanie. - powiedział patrząc się w moje zabójczo piękne auto. Gdy się w niego wtuliłam objął mnie jeszcze mocniej - Moja mama zawsze powtarzała "auta i chłopy to same kłopoty", ale chyba nie ma w tym wiele prawdy, przynajmniej dotyczącej samochodów. - szepnął mi do ucha lekko muskając mój policzek nosem. Zadrżałam i westchnęłam cicho. Nie zdawałam sobie sprawy, że moje ciało tak bardzo tęskniło za dotykiem drugiej osoby. Szczególnie tak delikatnym i czułym, który sprawia przyjemność mi, a nie tylko dba o swoje potrzeby.
-A dacie sobie buzi? - usłyszałam głosik Chrisa. To dziecko mnie rozbraja, błagam, nie każcie mi się z nim rozstawać. Edward uśmiechnął się rozbrajająco na słowa syna. Chyba też absolutnie bezgranicznie kocha to dziecko.
-Jeżeli Bella zechce... - powiedział cicho i musnął mój policzek wargami. Boże, on jest taki uwodzicielski.
-Kces? - chłopczyk spojrzał na mnie z takim uczuciem w oczach, on od razu zdobył moje serce. Zresztą nie tylko on. Nie mogę powiedzieć, że kocham Edwarda, to na pewno nie jest miłość, jeszcze. Ale czuję coś do niego, jak mogę nic do niego nie czuć gdy on jest mi tak bliski. Wiem, że chcę z nim być.
-Chcę... - odpowiedziałam uśmiechając się lekko. Jeżeli to możliwe, uśmiech Edwarda się jeszcze powiększył. Chris patrzył na ojca zadowolony, tak jakby rzadko widywał jego uśmiech. Może widuje go rzadko? 
Edward objął mnie troszkę mocniej, przyciągając bliżej do swojego ciała o ile było to możliwe. Ujął moją wargę w swoją i zacząłem całować. Delikatnie, słodko, z oddaniem. Westchnęłam w jego usta. Tak wspaniale smakował. Ułożyłam jedną dłoń na jego szyi, delikatnie ją głaskając. To był najlepszy pocałunek w moim życiu, jeszcze nikt podczas tak delikatniej pieszczoty nie wzbudził we mnie tylu sprzecznych ze sobą emocji. Tylko on tego dokonał, bo wiedział czego potrzebuję i liczył się z moim zdaniem. Oddawałam każdy najmniejszy pocałunek, poruszałam swoimi wargami na jego. Przymknęłam powieki. Zapomnieliśmy o wszystkim, ja i on. O tym, że jesteśmy przed supermarketem. O tym że mam męża, a on żonę. O wszystkich problemach. Ba! Edward nawet zapomniał o tym, że mam na rękach jego syna. Liczyło się tylko to że mnie całuję. Że nasz wargi łączą się ze sobą. Że możemy w prosty sposób pokazać, iż nam zależy na nas i na szczęściu. Że możemy sobie pomóc. Mógł sprawić abym poczuła się kochaną. Oderwałam się od niego niechętnie po dłuższej chwili. Uśmiechnęłam się w jego usta i zanim odwróciłam głowę jeszcze raz musnęłam je swoimi.
-Tatusiu? Bella z nami zostanie? - zapytał Chris.
- A chcesz żeby z nami została? - Zapytał syna nadal oszołomiony pocałunkiem.                                                                                                           - Tak. - Chris pogłaskał mnie po włosach. - Bądź moją nową mamusią.- Szepnął a jego oczka się zaszkliły. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przytuliłam chłopca bardziej do siebie. Dzieci są takie ufne, ile on mnie widział? Ale ja mu ofiarowałam więcej uwagi przez ten czas niż jego biologiczna matka. Spojrzałam na Edwarda z pytaniem w oczach. A potem znów spojrzałam na Christiana.
-Skarbie... - zaczęłam - Ja bardzo chciałabym zostać twoją mamusią...
- Plose Bello....byłabyś moją mamusią i mieskalibyśmy lazem. Ja ty i tatuś. - Szepnął Chris patrząc  nadal zaszklonymi oczkami. Edward przytulił mnie mocniej do siebie. - Tatuś też by chciał, zebyś była moją nową mamusią, plawda tato? - Spojrzałem na syna.                                                                                                      
-Prawda... - szepnął jakby bojąc się, że ktoś niepowołany go usłyszy.
-Zostanę twoją nową mamusią, Chris... - obiecałam - Ale nie mogę się na razie do was wprowadzić, wiesz? Mam w swoim życiu kogoś takiego i muszę najpierw się go pozbyć... - wytłumaczyłam jak najprościej umiałam. 
- Wiem... tatuś mi mówił, ze on jest dla ciebie niedobly. Ale mój tatuś nigdy taki nie był. Zawse jest dobly. - Powiedział Chris i przytulił się do mnie. - Dziękuję ze będzies moją nową mamusią.
Pocałowałam go w czółko.
- Zawsze chciałam mieć takiego synka  jak ty... - powiedziałam mu na uszko - Będę dobrą mamusią, a przynajmniej się postaram. - Chris ucałował mój policzek. 
- Wiem ze będzies doblą mamusią. I dla tatusia tes będzies doblą mamusią...znacy zioną. - Powiedział szeptem. Edward zbliżył swoje usta do mojego ucha.
- Pozbędziemy się tego skurwiela mamusiu. Nie będziesz przez niego nieszczęśliwa, Bello. Nie pozwolę na to.
-Pozbędziemy się...- potwierdziłam szeptem, bo wiedziałam, że gdybym coś powiedziała od razu bym się popłakała. Edward chyba to wyczuł.
-Kochanie damy radę. Nie zostawimy cię. Ani ja, ani Chris. Pomożemy ci. On chce, żebyś była jego mamą... wiesz... nie możemy go zawieść. - Uśmiechnął się smutno i jeszcze raz trącił nosem mój policzek.
Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się, zdusiłam w sobie łzy. Pogłaskałam Chrisa po plecach.
-Nie bądź smutna, mamusiu... - powiedział.
-Nie będę... - pocałowałam go w nosek - To co? Kawiarnia?
-No pewnie, że tak. Dobra kawa nam się przyda. Ale Chris, błagam cię nie ubrudź się tak znowu jak ostatnio. - synek zrobił naburmuszoną minę.
-Ale tato! Nie ma wtedy flajdy z jedzenia!
Podrzuciłam lekko chłopca aby mi nie spadł.
-Właśnie tato, wtedy nie ma frajdy - spojrzałam rozbawiona na Edwarda - Jedziemy moim?
- Możemy, ale co zrobimy z moim? Wrócimy tutaj potem? - Zapytał nadal mnie przytulając. Nie miał zamiaru  puszczać, dobrze. 
-Wrócimy... - pocałowałam Chrisa w czółko, a ten się promiennie uśmiechnął. - Lub po prostu ty wpakujesz zakupy to bagażnika swojego auta, a potem... Się przejdziemy.
-Ma pani świetny plan, pani Adwokat. - Szepnął mi do ucha, a zaraz później błysnął zębami. Westchnęłam. Jego uśmiech zwalał z nóg.
-Moje plany zazwyczaj są genialne, - powiedziałam pewnie kiwając głową - To gdzie masz auto?
- Pani Adwokat, cóż za samouwielbienie. - Uśmiech nie chciał zejść mu z twarzy, to był taki cudowny widok. Rozglądnął się - Tam! - wskazał na auto jakieś 150 metrów od nas. Podeszliśmy tam, Edward zapakował zakupy do bagażnika. Potem Chris zszedł z moich rąk i złapał moją dłoń w swoją. Edward obejmował mnie w talii. Jak normalna szczęśliwa rodzina. Idealnie. Czułam wewnątrz mnie trochę niepewności, ale... Damien tutaj nie przebywa, nie ma szans aby mnie teraz zobaczył.
- Co się dzieje Bells? - Zapytał patrząc na mnie i szukając w moich oczach odpowiedzi. Jak zawsze wyczuł, że coś mnie niepokoi. Jak on to robi? Nie wiem, ale jest w tym świetny. Tak dobrze mnie zna, a ja sama nie wiem skąd. Jednak nie martwię się tym, to mnie cieszy.
-Nic takiego, po prostu za dużo myślę - przyznałam. Szliśmy wolno, Christian tuptał trzymając mnie za rękę. Oglądał wystawy różnych sklepów z zainteresowaniem.
- Daj spokój teraz z myśleniem. Wrócisz do nudnej rzeczywistości pod wieczór. Chcę spędzić z tobą wesołe popołudnie. I Christian zapewne też. Więc wyłącz pesymistyczne myśli, okey ? - Zapytał obejmując mnie mocniej w pasie.
-Dobrze, postaram się - uśmiechnęłam się wesoło, miał rację, powinnam cieszyć się chwilą, bo pod wieczór będę musiała się z nimi pożegnać. Weszliśmy do kawiarni, pachniało w niej kawą, czekoladą i czymś jeszcze. Wybraliśmy stolik na tyłach, aby mieć trochę prywatności. Kelnerka po chwili przyszła i złożyliśmy zamówienie. Edward zamówił sobie podwójne espresso, dla Chrisa dwie gałki czekoladowych lodów - chyba mu potem buzi nie domyje, ale niech się dziecko nacieszy - a ja poprosiłam o latte macchiato. Czekaliśmy na swoje zamówienie. Siedziałam koło Edwarda, a Christian naprzeciw nas. Siedziałam i myślałam nad czymś. W końcu usiadłam bliżej Edwarda i złączyłam nasze ręce. Może to dziwne, że zastanawiam się nad takimi gestami... Ale nie jestem do nich przyzwyczajona. Uścisnął lekko moją dłoń. Też milczał, zapewne myślał, tak jak ja. Patrzył na mnie.
Przynieśli lody dla Chrisa i naszą kawę. Maluch od razu zabrał się za jedzenie. I on naprawdę ma wielką zdolność do brudzenia się. Ale wyglądał tak uroczo. Upiłam łyka swojej kawy. Mm, pycha. Swoją drogą sama przejechałam po ustach, aby nie mieć wąsika z pianki. Christian po dwóch łyżeczkach był cały usmarowany tym lodem, ale kiedy widzieliśmy jego uśmiech nie obchodziło nas to. Cały czas trzymałam jego rękę w uścisku przy czym upiłam trochę kawy. Edward poszedł za moim przykładem i również się napił. Gdy Chris zjadł swoje lody poszłam do łazienki i umyłam mu buźkę. W zamian za to dostałam słodkiego całusa w usta. Potem wróciliśmy do stolika, a maluch poszedł do kącika zabaw. Usiadłam koło Edwarda.
-Wspaniały jest...
- Tak, racja. Nie wiem co bym zrobił bez niego.... Jak się czujesz?
-Zadziwiająco dobrze - przyznałam - Jak nigdy...
- Ja też. Tak dobrze nie czułem się od czasu dnia narodzin Chrisa. Jak tam przetrząsanie papierów? Wiem, ze mieliśmy spędzić miłe popołudnie, ale na prawdę musimy o tym porozmawiać. - wiedziałam, że będziemy musieli o tym porozmawiać. Nawet chciałam mieć tę rozmowę za sobą.
-W domu nic nie znalazłam, a w biurze szukałam tylko powierzchownie... Wiesz, on ma taką skrzyneczkę... Nie wiem na co, jest na klucz...
- Ehh... no to potrzebny nam jego komputer. - Tak bardzo chciał coś zrobić, żebym poczuła się szczęśliwa...
-Nie będzie go całą sobotę, poinformował mnie o tym dzisiaj...- wyznałam zadzierając głowę do góry aby spojrzeć na Edwarda, uśmiechnął się łobuzersko. 
- No to sobotę spędzamy we trójkę. U mnie czy u ciebie? - Zapytał uśmiechając się do mnie szeroko. Jak tak dalej pójdzie to zaczną go boleć mięśnie twarzy. 
-Można u mnie, wtedy będziesz mógł zrobić coś przy tym laptopie... - zaśmiałam się na jego wesołą reakcję. - A dla Chrisa coś do zabawy się znajdzie...
- Wezmę mu coś do zabawy. Ogarnę tego laptopa.... a potem.... hmmm..... - Spojrzał na mnie znacząco. - Zajmiemy się sobą, a może raczej, ja zajmę się tobą. Jeżeli będziesz chciała.
-Nie mam nic przeciwko, twój rozkład dnia na sobotę bardzo mi się spodobał... - szepnęłam i pocałowałam go w polika. Przytuliłam się do niego.
Przytulił mnie i szepnął.
- Nie wiem jak twój mąż może nie doceniać tego co ma. Powinnaś być dla niego wszystkim. Najwidoczniej... ma inne... wartości w życiu. - ciągnął. - A jeżeli chodzi o sobotę, to mnie również podoba się ten plan. Dam pograć Chrisowi w coś na laptopie i wtedy ogarniemy twój gabinet razem z twoim biurkiem, kochanie.
-Moje biurko nie może się doczekać - moja cipka też . Oparłam głowę na ramieniu Edwarda, palcem wodziłam po jego torsie. Dajcie mi go teraz, błagam.
- Twoje biurko... i jak mniemam nie tylko biurko. - Oparł brodę na moich włosach i wdychał ich zapach. - Ja też nie mogę się doczekać, kochanie.
-Telepata się znalazł... - mruknęłam wywracając oczami. Dostałam sms'a. Damien. - Isabello, spóźnię się, będę w domu później. Wybacz za niedogodności... - przeczytałam na głos. - Mógłby sobie darować...
- Lubię używać moich zdolności telepatycznych... Jezu... on zawsze jest taki formalny? Teraz to na prawdę muszę cie wziąć na tym biurku. Już wiem co czujesz. - mruczał. Już sam dźwięk jego głosu sprawiał, że wariowałam.
-Tak, Damien jest zawsze taki formalny... - mruknęłam chowając telefon - Biurko, biurko... Po tym jak mnie na nim weźmiesz bardzo je polubię.
-No to w taki razie muszę cię też przelecieć w pracy. Żebyś biurko w pracy też lubiła. Nienawidzę tego chuja... mimo że go nie znam. Jest okropny... jak mogłaś za niego wyjść? Nie zasługuje nawet na to żeby na ciebie patrzeć. - powiedział głaszcząc moje ramię.
-Sama się nieraz zastanawiam dlaczego to zrobiłam - przyznałam i pogłaskałam Edwarda po policzku
- Czemu spotkaliśmy się tak późno Bello? - Spojrzał na mnie i musnąłem wargami moje czoło.
-Lepiej późno niż wcale, co nie? - spojrzałam w jego oczy, widziałam w nich tak wiele uczuć, które w tej chwili były kierowane do mnie.
- Lepiej późno niż wcale... - Szepnął i zbliżył moje usta do swoich z zamiarem pocałowania mnie. Czekał na pozwolenie. Położyłam dłoń na jego karku i delikatnie przyciągnęłam go do siebie. Ujął wargę w swoją i zaczął delikatnie ją całować, oddając wszystkie uczucia i emocje które nim targały. Pokazał mi co czuje tym gestem. To było nieprawdopodobne. Wplotłam palce we włosy Edwarda. Jak najbardziej chętna oddawałam pocałunek. Mogłabym się do tego przyzwyczaić lub nie odrywać swoich ust od jego. Objąłem mnie mocno i całował, przekazywał mi swoje uczucia. Najpierw delikatnie potem coraz bardziej namiętnie. Poczułam jego język na mojej dolnej wardze. Zadrżałam, na pewno to poczuł. Przyległam do niego jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Nie przejmował się tym że jesteśmy w kawiarni. Że ktoś może nas widzieć. Liczyłam się tylko ja. Wyczuł moje drżenie i uśmiechnął się pod pocałunkiem. Oblizał moją dolną wargę swoim językiem. Uchyliłam swoje usta dla niego. Zlizałam jego smak ze swoich warg.  Jakby nie było pocałunki w miejscach publicznych nie są zabronione. Jego język delikatnie wkradł się do moich ust, napotykając na swojej drodze mój język. Nasze narządy smaku ocierały się o siebie w słodkim tańcu. Jęknęłam cichutko w jego usta i znów pogłaskałam go po policzku. Tak przyjemnie... Ujął moją twarz w swoje dłonie. Zaczął całować jeszcze zachłanniej niż przed sekundą. Nie byłam mu dłużna, zaangażowałam się w ten pocałunek równie mocno jak i on. Co było dziwne... Ja nigdy się tak nie całowałam. Teraz pieszczota odzwierciedlała nasze uczucia i emocje, pokazywała nasze dusze. Edward całował mnie tak jakby chciał ochronić mnie przed całym światem.
-Musimy... - kolejny pocałunek - Przestać, kochanie... - wiedziałam, że gdy będziemy pozwalali sobie na więcej tym bardziej trudno będzie nam przerwać. Było mi przy nim tak wspaniale, tak jak nigdy przy nikim.
- Och... wiem... - Wyszeptał dysząc i patrząc mi w oczy. - Jutro jest sobota. I jutro to się nie skończy na pocałunkach. - Powiedział muskając ustami mój nos i policzki. - Za bardzo cie pragnę żeby dłużej czekać niż do jutra.
Niemal zapłakałam z rozkoszy na jego słowa. Poczułam niby znajome, ale nieznane pulsowanie między nogami. Kurczę, to tylko pocałunek, ale za to jaki!
-Mnie boli sama myśl, że musimy czekać do jutra...
- To jeszcze tylko...- Spojrzał na zegarek. Była 17.10. - ... tylko jakieś 17 godzin jeżeli chcesz żebyś my przyjechali powiedzmy koło 10 rano. - Posłał nieśmiały uśmiech. - Tylko nie rób sobie dzisiaj dobrze kochanie. Jutro będzie lepszy efekt.
-Nie zrobię sobie dobrze, kochanie, wytrzymałam trzy lata, wytrzymam 17 godzin. A co z tobą? - zapytałam sprytnie
- O mnie się nie martw. - Uśmiechnął się i teraz stykaliśmy się nosami. - Dam sobie radę przez te 17 godzin. Mam już robotę, do jutra muszę zrobić projekt dla szefa więc... będę miał co robić. Poza tym mam jeszcze małego szkraba z którym ewentualnie będę się mógł pobawić. - Cmoknął mnie w usta.
-Właśnie, jak tam współpraca z Nicholasem? Obgaduje mnie? Jeśli tak - zmrużyłam oczy - To pożałuje...
- Nie obgaduje cię. Nie pozwoliłbym mu. Wyglądał na zadowolonego. Uśmiechał się cały czas. Pod koniec obaj stwierdziliśmy że jesteś noga z komputerów i tyle. Bardzo sympatyczny facet. Zgadnij jaką pensje zaproponował mi na początek.
-Coś ponad 10? - strzeliłam w ciemno.
- Mhm... 12 dokładnie. Powiedział że za 3 miesiące jak się sprawdzę to możne mi podniesie do 16 lub 17 tysięcy. Uratowałaś mi dupę wiesz kochanie?
Zaśmiałam się.
-W końcu zrobiłam coś dla ciebie... - westchnęłam.
- Daj spokój... to ja wolę robić coś dla ciebie. Lubię patrzeć jak się uśmiechasz. Jesteś wtedy jeszcze piękniejsza.
-Możliwe, ale nie chcę być dla ciebie jakimś marudzącym ciężarem - wyznałam - Wiesz, chcę pomagać także tobie.
- Teraz gadasz głupoty. Nie jesteś ciężarem. Jesteś najlepszym co w takim czasie jak ten mogło mnie spotkać. Nie dał bym rady bez ciebie. Już sama twoja obecność wiele mi daje. A jeszcze jak się całujemy tak jak robiliśmy to przed chwilą to już w ogóle.
Musnęłam jego usta swoimi parę razy.
-Tak?
- Dokładnie tak. - Wymruczał cmokając mnie jeszcze parę razy.
-Chyba mogę się do tego przyzwyczaić... - westchnęłam w jego usta. Podszedł do nas Chris i przetarł swoje oczka. Nie patrząc na nic wpełzł mi na kolana i ułożył swoją główkę na moich piersiach. Edward spojrzał na syna, który w tej chwili usypiał w moich ramionach. 
- Nie ruszaj się. - Szepnął do mniej, bo Chris właśnie w tamtej chwili zasnął. Ucałował moje czoło, potem policzki i nos. Dotarł do ust.
Oddałam pocałunek, uśmiechnęłam się delikatnie w jego usta.
-Tak powinno wyglądać moje życie...
- Tak będzie wyglądać twoje życie. Tylko najpierw pozbędziemy się tego okropnego pieprznego kutasa. I mojej żony. Ale to tylko formalność. - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, spojrzałam na śpiącego w moich ramionach chłopczyka. Pocałowałam go w czoło. 
- Tak powinna wyglądać moja żona. Powinna być taka jak ty. - Szepnął patrząc na mnie i Chrisa. 
-Brzmi jak oświadczyny... - zachichotałam cicho.
- Nie... oświadczyny zaplanowałem gdzie indziej kochanie.
-Zaplanowałeś? - trochę mnie to zdziwiło
- Tak... mam taką piękną scenerię w głowie. Widzisz Bello, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, wiążę z tobą swoją przyszłość. I przyszłość Chrisa. Wtuliłam się w jego ramię. 
-Raczej mi nie zdradzisz jaką, prawda?
- To ma być niespodzianka kochanie. A jak ci ja zdradzę to już nie będzie.
-Dobrze, dobrze... - westchnęłam. Jeszcze chwilę tam siedzieliśmy, a potem mieliśmy zapłacić. Um, ja to bym chętnie zapłaciła za siebie. 
- Ale nie ma w ogóle mowy! - Prawie krzyknął i podał kelnerce 50 dolarowy banknot mówiąc że reszty nie trzeba. Zmrużyłam oczy. 
- Ale czemu jesteś taki  uparty?
- Nie jestem uparty. Jak każdy normalny facet płacę za kobietę. Tego wymaga kultura. I nie mruż tak oczu, bo ci tak zostanie. - Powiedział na odczepnego uśmiechając się do mnie. 
-Dobra, ale ja sobie to kiedyś odpłacę... - zaśmiałam się. Edward wziął ode mnie Chrisa. Poszliśmy na parking, usadził go w foteliku, w swoim samochodzie.
-Smutno tak się żegnać - westchnęłam
- Bardzo smutno. Chciałbym pojechać do domu z tobą. - Zadeklarował przygarniając mnie do piersi. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Głaskałam go leniwie po karku. Milczałam.
- Jak tak stoimy mam ochotę znowu cie pocałować. Ale nie wiem czy wtedy zdołasz wrócić do domu, czy pojedziemy do mnie. - Uśmiechnął się rozbrajająco głaskając mnie po plecach. Tym razem to ja zainicjowałam pocałunek. Zrobiłam tak zwany pierwszy ruch. Złączyłam nasze wargi ze sobą. Zassał moją wargę delikatnie, acz stanowczo przyciągając mnie do siebie. Masowałam delikatnie jego kark i ramiona. Nie chciałam przerywać tej pieszczoty. Jego dłoń znalazła się pod moim żakietem. Zadrżałam, jeszcze nigdy nikogo tak bardzo nie pragnęłam. Przerwał pocałunek, inaczej doszło by do czegoś w jego aucie, a nie za te 17 godzin. 
Złapałam powietrze w płuca.
-To... Do jutra? - spojrzałam w jego oczy z nadzieją
- Do jutra. Będziemy po 10 kochanie. Oczekuj nas.... -  cmoknął mnie jeszcze raz w usta. - Będę tęsknił.
-Ja też... - pocałowałam go. Podeszłam do auta i pochyliłam się aby pocałowałać śpiącego Chrisa w polika.
- Uważaj na siebie. Nie chcę żeby coś ci się stało. Wyśle ci sms-a wieczorem okey?
-Dobrze - przytuliłam go, a potem odeszłam do swojego auta. Wsiadłam do niego i ruszyłam do domu. Tak bardzo nie chciałam się rozstawać z Edwardem i Christianem, ale musiałam. Musiałam zamknąć zły rozdział w moim życiu, aby zacząć ten prawidłowy z przeznaczonym mężczyzną u mego boku... I jego synem. 
Damien tak jak mówił spóźnił się domu. A to stało się tak...
Obudziłam się w nocy, Damiena jeszcze nie było. Zachciało mi się pić i zeszłam na dół. Nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego, usiadłam na krześle przy wysepce w kuchni i sączyłam napój. W tej chwili usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Damien wszedł do domu, a widząc mnie w kuchni uśmiechnął się lubieżnie. Znałam ten uśmiech, miał ochotę na seks. Ale ja nie... No okey, miałam ochotę na seks, ale nie z nim... Tym razem mu się nie dam. Nic nie mówiąc zeszłam z krzesełka i pobiegłam po schodach do sypialni. Mój mąż chyba źle to zinterpretował, bo pośpiesznie ruszył za mną. W sypialni złapał mnie za nadgarstek chcąc mnie do siebie przyciągnąć. 
-Damien, zostaw... - powiedziałam stanowczo, acz spokojnie. Spojrzałam w jego oczy z powagą, w jego iskrzyło się pożądanie, a teraz i nutka zdziwienia oraz gniewu. 
-Że co proszę, Isabello...? - wymruczał groźnie, pogłaskał mnie do policzku. Jego mina stała się zacięta.
-Proszę abyś mnie zostawił, chcę iść spać... - wyrwałam mu rękę z uścisku, a on warknął. 
-Jesteś moją żoną, twoim obowiązkiem jest zaspokajanie i dbanie o moje potrzeby! - krzyknął robiąc krok w moją stronę.
-Właśnie, Damien, jestem twoją żoną, a nie jakąś pieprzoną zabawką... - powiedziałam cicho. Nie chciałam krzyczeć, już i tak go rozgniewałam.
-Jeszcze raz, Isabello... - próbował się uspokoić - Choć do mnie... - spojrzał na mnie znacząco. 
-Nie... - zaprzeczyłam. Nie zdążyłam zrobić kroku, a on już był przy mnie. Chwycił mnie mocno za ramiona, syknęłam, to bolało. Pchnął mnie na łóżko. Rzucił mnie na nie, a ja leżałam w poprzek. Usadowił się nade mną i uderzył.
-Powiedziałem choć głupia suko! - kolejny cios. Czułam pulsowanie w mojej prawej skroni, a z przeciętej wargi spływała ciepła, kleista ciecz. Damien wstał ze mnie gwałtownie - Masz za swoje... - mruknął pod nosem, wziął swoją marynarkę i wyszedł. Słyszałam trzask drzwi. Poszedł, nie wiem gdzie, ale poszedł... I to jest najważniejsze. 
Zbolała skuliłam się na łóżku. Telefon na stoliku nocnym zaświecił. 

Jak tam kochanie? Trzymasz się? Mam nadzieję, że wszystko w porządku. E.

Nic nie jest w porządku, właściwie to się rozpadam. 
Rozpłakałam się. 

__________________________________________________-

No cześć, Koty!
I oto ich spotkanie <3
Cała nocia taka sielankowa, a jaka końcówa nie?
Czekam na wasze opine... 
A także zapraszam na nasze prywatne blogi, które prowadzimy same:

Miśka:

I mój zmierzchowy twór:


Pozdrawiam, Wampirek. 



PS. 5403 słowa!


Obserwatorzy

Mrs. Punk