Siedząc w samochodzie myślałem o ostatnich kilkunastu dniach mojego życia. Wylali mnie z pracy. Żona okazała się być kurwą i narkomanką... a do tego złą matką. Przedtem zdążyłem poznać Bellę i dowiedzieć się, że mój syn nie kocha swojej matki. Przedstawiłem ukochaną najlepszym przyjaciołom. Poznałem siostrę Belli i jej faceta. Dostałem nową pracę. Zdążyłem wkurzyć Bells do tego stopnia, że pokłóciliśmy się. I na sam koniec obiłem mordę skurwielowi, który tak ją skrzywdził. Z małą pomocą oczywiście. Bilans wychodzi raczej pół na pół. Tak czy inaczej uważam, że zrobiłem słusznie łapiąc go w tamtym zaułku i doprowadzając do stanu godnego położenia na szpitalnym oddziale. Lata spędzone w klubie bokserskim na coś się jednak przydały. Myślałem o tym siedząc w samochodzie i czekając na Bells. Gdy kilkanaście minut później, zauważyłem Bellę prawie biegnącą do samochodu, wiedziałem że nie jest zbyt zadowolona z wizyty. Trzasnęła za sobą drzwiami. Przez chwilę panowała cisza.
- To ty, Edwardzie? - Zapytała zaniepokojona i spojrzała na mnie. Mój wzrok musiał wyrażać totalny brak zrozumienia jej słów, więc powtórzyła pytanie nieco bardziej szczegółowo.
- To Ty pobiłeś Damiena? - Wydusiła z siebie czym prędzej patrząc na mnie wyczekująco. I co miałem jej powiedzieć? "Tak Bello, skatowałem twojego męża" albo coś w stylu "Nie skądże, przecież nigdy bym tego nie zrobił.". Chciałbym móc wypowiedzieć drugie zdanie. Chciałbym, by nie uważała mnie za potwora. Jeśli się przyznam, zdenerwuje się. Jeśli się nie przyznam okłamię ją. Tego nie mogę przecież zrobić. Zacisnąłem zęby i spojrzałem przed siebie. Poczułem dłoń Belli na przedramieniu.
- Edwardzie, proszę powiedz mi. Muszę to wiedzieć. - Tak to prawda - on był debilem, chamem, skurwysynem i... mógłbym wymieniać obelgi w nieskończoność. Jednak Bella zasługiwała na prawdę, bez względu na to jakie konsekwencje pociągnie ona za sobą. Zwiesiłem głowę i oparłem lewe przedramię obok okna samochodu. Westchnąłem głęboko.
- Eh Bells... Gdyby to było takie proste. Nie tylko ja w tym uczestniczyłem. I tak staraliśmy się go oszczędzić. - Powiedziałem spiesznie widząc wyraz jej twarzy. Z początku udało mi się zanotować wściekłość, niedowierzanie, zaraz potem znów wściekłość, a na samym końcu - totalną bezsilność. Oparła się o fotel i wypuściła powietrze. Nie odezwałem się ani słowem, nie chcąc pogarszać sytuacji. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. To mnie złamało, nie cierpię gdy płacze.
- Kochanie, nie chciałem na prawdę... - Nie zdążyłem dokończyć, bo zamknęła mi usta dłonią. Nie rozumiałem z jej zachowania zupełnie nic. Przynajmniej w tamtym momencie wydawało mi się, że jest zupełnie irracjonalne. Wzięła głęboki wdech i... na jej twarzy pojawił się uśmiech. No teraz to już w ogóle nie wiem co powiedzieć.
- Edwardzie... nawet nie wiesz, jak bardzo ułatwiłeś zadanie sądowi w orzeczeniu mojego rozwodu. - Myślałem, że na mnie nakrzyczy, albo w najgorszym wypadku dostanę w pysk, jednak nic takiego się nie wydarzyło.
- Zaraz, jak to? Nie za bardzo rozumiem... - Przyznałem szczerze. Bella uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Będę miała kolejny powód by uwolnić się od tego drania. Bzyka nieletnie, zgwałcił moją siostrę, uderzył mnie a do tego jeszcze "ktoś" - bo przecież cię nie wydam - skopał mu dupsko i nie czuję się bezpiecznie. To wystarczające dowody na to bym mogła zakończyć to małżeństwo. - Kończąc zdanie byłam z siebie wyraźnie zadowolona. Uśmiechnąłem się smutno.
- Bardzo się cieszę, że w końcu będziemy mogli być razem "na legalu". - Wiedziałem, że zaniepokoiła się moim humorem.
- Kochanie, coś nie tak? Nie gniewam się naprawdę, mimo tego, że praktycznie wiem że wplątałeś w to Em'a, Jasper'a i własnego szefa... - Zakończyła, uśmiechając się przebiegle. Westchnąłem.
- Wiem, że nie jesteś zła, ale ja nie jestem smutny z tego powodu.
- A z jakiego powodu?
- Po pierwsze, ponieważ będę musiał rozwieść się z Viv, chociaż ma to więcej plusów niż minusów. Po drugie dlatego, że tak późno cię poznałem. - Bella roześmiała się tylko.
- Nie masz czego żałować. - Pogłaskała mnie po policzku. - Mamy mnóstwo czasu by nadrobić ten stracony. - Uśmiechnęła się uroczo i dostałem całusa. - No dobrze! Skoro skończyliśmy całą tą farsę, pora pojechać do domu i zrobić obiad. Nie możemy nawalić jak ostatnio, bo Chris się pogniewa, że dajemy mu żarcie jak dla psa. - Zachichotała z własnego żartu; ja również się roześmiałem. Ruszyliśmy w kierunku domu, jakby nigdy nic. Bells przez całą drogę uśmiechała się do siebie i śpiewała piosenki lecące w radiu. Nie poznawałem jej. Wiadomość o tym, że bez przeszkód rozwiedzie się z mężem wprawiła ją w istnie cudowny nastrój. W domu z zapałem gotowała obiad dla Chrisa - pulpeciki drobiowe z ziemniaczkami w sosie pomidorowym. Zaraz po zakończeniu pichcenia dosłownie zaciągnęła mnie do Rosalie na popołudniowe ploteczki, a stamtąd pojechaliśmy odebrać Chrisa. Cieszyłem się, że jest szczęśliwa. W dodatku przekonałem się, jak mało do tego trzeba. I pomyśleć, że powinienem zostać ukarany za moją bezmyślność i głupotę - nie dość, że wcale tak się nie stało, to odwrotnie do oczekiwanego skutku, zostałem pochwalony za swój (powiedzmy sobie szczerze) mało przykładny czyn. Gdy we trójkę siedliśmy do posiłku, Chris nie mógł się nacieszyć pulpecikami. Poprosił o dwie dokładki, a zaraz po nich zapadł w krótką popołudniową drzemkę. My w tym czasie posprzątaliśmy i walnęliśmy się przed telewizorem na momencik relaksu. Belli zamykały się oczy, więc korzystając z okazji sięgnąłem po mojego laptopa. Sprawdziłem firmową pocztę, w której znalazłem jedno zlecenie od szefa - naniesienie poprawek na stronie w zakładce "Pracownicy". Miałem napisać coś o sobie, wstawić zdjęcie i opisać po krótce swoje zadanie w firmie.
- To ty, Edwardzie? - Zapytała zaniepokojona i spojrzała na mnie. Mój wzrok musiał wyrażać totalny brak zrozumienia jej słów, więc powtórzyła pytanie nieco bardziej szczegółowo.
- To Ty pobiłeś Damiena? - Wydusiła z siebie czym prędzej patrząc na mnie wyczekująco. I co miałem jej powiedzieć? "Tak Bello, skatowałem twojego męża" albo coś w stylu "Nie skądże, przecież nigdy bym tego nie zrobił.". Chciałbym móc wypowiedzieć drugie zdanie. Chciałbym, by nie uważała mnie za potwora. Jeśli się przyznam, zdenerwuje się. Jeśli się nie przyznam okłamię ją. Tego nie mogę przecież zrobić. Zacisnąłem zęby i spojrzałem przed siebie. Poczułem dłoń Belli na przedramieniu.
- Edwardzie, proszę powiedz mi. Muszę to wiedzieć. - Tak to prawda - on był debilem, chamem, skurwysynem i... mógłbym wymieniać obelgi w nieskończoność. Jednak Bella zasługiwała na prawdę, bez względu na to jakie konsekwencje pociągnie ona za sobą. Zwiesiłem głowę i oparłem lewe przedramię obok okna samochodu. Westchnąłem głęboko.
- Eh Bells... Gdyby to było takie proste. Nie tylko ja w tym uczestniczyłem. I tak staraliśmy się go oszczędzić. - Powiedziałem spiesznie widząc wyraz jej twarzy. Z początku udało mi się zanotować wściekłość, niedowierzanie, zaraz potem znów wściekłość, a na samym końcu - totalną bezsilność. Oparła się o fotel i wypuściła powietrze. Nie odezwałem się ani słowem, nie chcąc pogarszać sytuacji. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. To mnie złamało, nie cierpię gdy płacze.
- Kochanie, nie chciałem na prawdę... - Nie zdążyłem dokończyć, bo zamknęła mi usta dłonią. Nie rozumiałem z jej zachowania zupełnie nic. Przynajmniej w tamtym momencie wydawało mi się, że jest zupełnie irracjonalne. Wzięła głęboki wdech i... na jej twarzy pojawił się uśmiech. No teraz to już w ogóle nie wiem co powiedzieć.
- Edwardzie... nawet nie wiesz, jak bardzo ułatwiłeś zadanie sądowi w orzeczeniu mojego rozwodu. - Myślałem, że na mnie nakrzyczy, albo w najgorszym wypadku dostanę w pysk, jednak nic takiego się nie wydarzyło.
- Zaraz, jak to? Nie za bardzo rozumiem... - Przyznałem szczerze. Bella uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Będę miała kolejny powód by uwolnić się od tego drania. Bzyka nieletnie, zgwałcił moją siostrę, uderzył mnie a do tego jeszcze "ktoś" - bo przecież cię nie wydam - skopał mu dupsko i nie czuję się bezpiecznie. To wystarczające dowody na to bym mogła zakończyć to małżeństwo. - Kończąc zdanie byłam z siebie wyraźnie zadowolona. Uśmiechnąłem się smutno.
- Bardzo się cieszę, że w końcu będziemy mogli być razem "na legalu". - Wiedziałem, że zaniepokoiła się moim humorem.
- Kochanie, coś nie tak? Nie gniewam się naprawdę, mimo tego, że praktycznie wiem że wplątałeś w to Em'a, Jasper'a i własnego szefa... - Zakończyła, uśmiechając się przebiegle. Westchnąłem.
- Wiem, że nie jesteś zła, ale ja nie jestem smutny z tego powodu.
- A z jakiego powodu?
- Po pierwsze, ponieważ będę musiał rozwieść się z Viv, chociaż ma to więcej plusów niż minusów. Po drugie dlatego, że tak późno cię poznałem. - Bella roześmiała się tylko.
- Nie masz czego żałować. - Pogłaskała mnie po policzku. - Mamy mnóstwo czasu by nadrobić ten stracony. - Uśmiechnęła się uroczo i dostałem całusa. - No dobrze! Skoro skończyliśmy całą tą farsę, pora pojechać do domu i zrobić obiad. Nie możemy nawalić jak ostatnio, bo Chris się pogniewa, że dajemy mu żarcie jak dla psa. - Zachichotała z własnego żartu; ja również się roześmiałem. Ruszyliśmy w kierunku domu, jakby nigdy nic. Bells przez całą drogę uśmiechała się do siebie i śpiewała piosenki lecące w radiu. Nie poznawałem jej. Wiadomość o tym, że bez przeszkód rozwiedzie się z mężem wprawiła ją w istnie cudowny nastrój. W domu z zapałem gotowała obiad dla Chrisa - pulpeciki drobiowe z ziemniaczkami w sosie pomidorowym. Zaraz po zakończeniu pichcenia dosłownie zaciągnęła mnie do Rosalie na popołudniowe ploteczki, a stamtąd pojechaliśmy odebrać Chrisa. Cieszyłem się, że jest szczęśliwa. W dodatku przekonałem się, jak mało do tego trzeba. I pomyśleć, że powinienem zostać ukarany za moją bezmyślność i głupotę - nie dość, że wcale tak się nie stało, to odwrotnie do oczekiwanego skutku, zostałem pochwalony za swój (powiedzmy sobie szczerze) mało przykładny czyn. Gdy we trójkę siedliśmy do posiłku, Chris nie mógł się nacieszyć pulpecikami. Poprosił o dwie dokładki, a zaraz po nich zapadł w krótką popołudniową drzemkę. My w tym czasie posprzątaliśmy i walnęliśmy się przed telewizorem na momencik relaksu. Belli zamykały się oczy, więc korzystając z okazji sięgnąłem po mojego laptopa. Sprawdziłem firmową pocztę, w której znalazłem jedno zlecenie od szefa - naniesienie poprawek na stronie w zakładce "Pracownicy". Miałem napisać coś o sobie, wstawić zdjęcie i opisać po krótce swoje zadanie w firmie.
Bells odwróciła głowę od telewizora i wtuliła się we mnie. Wyglądała jak słodkie, kochane dziecko - nawet z tym pieprzonym rozcięciem w wardze. Chyba była bardzo zmęczona - oczka jej się przymykały.
- Powinnam być bardzo, bardzo zła - mruknęła sennie, zaciągając się moim zapachem. Zaśmiałem się rozbawiony.
- Powinnaś, ale dziwnym trafem nie jesteś. - Odpowiedziałem szeptem nie chcąc jej przeszkadzać.
- Mhm, ale może profilaktycznie nakrzyczeć? - zapytała i ziewnęła słodko. - Aby cię nie rozpieścić, wiesz…
- Tak tak, nakrzyczeć… przywiąż mnie do kaloryfera i będziemy kwita. - Zaproponowałem śmiejąc się pod nosem. Bells spojrzała na mnie i zaczęła się głośno śmiać.
- A pan ma z główką wszystko okey? - Zapytała unosząc brew w geście totalnego zaciekawienia.
- Oczywiście, proszę pani, moja głowa jest jak najbardziej zdrowa. - Mrugnąłem do niej i posłałem promienny uśmiech. - Co chciałabyś robić później? - Zapytałem, jednocześnie dokańczając głupią rubryczkę na stronie, dotyczącą mnie jako pracownika.
- Hmmm nie wiem, na razie chcę spać. - Powiedziała i wsunęła dłonie pod moją koszulkę.
- Śpij kochanie, odpocznij sobie. To był ciężki poranek, dla nas obojga. - Kiwnęła tylko głową, skuliła się w kłębek i usnęła. Przez następne kilkanaście minut pracowałem, gdy przyszedł do mnie Chris i poprosił, abyśmy się w coś pobawili. Zaniosłem śpiącą Bellę do sypialni, a sam ubrałem się w pelerynę i przez następne około półtorej godziny udawałem Lorda Vadera, a Chris był Lukiem Skywalkerem. Po tej kosmicznej walce między dobrem i złem przyszła Rosalie, która obiecała mojemu synkowi, że dziś zabierze go do Emm’a do warsztatu, a tam wujek pokaże mu różne rzeczy związane z samochodami. Ubrałem go adekwatnie, ponieważ jak słusznie sądziłem przyjedzie cały umorusany. Gdy wyszli sprzątnąłem trochę na parterze i poszedłem na górę pod prysznic. Do sypialni wszedłem na paluszkach, nie chcąc budzić mojej śpiącej królewny. Zabrałem ze sobą czysty ręcznik i poszedłem do łazienki. Ogoliłem się, a później wszedłem pod prysznic. Myślałem o planowanym remoncie sypialni i łazienki, który chciałem zrobić po wyrzuceniu Vivienne.
Chwilę później z zamyślenia wyrwało mnie pukanie w szybę od kabiny. Odwróciłem się gwałtownie. Za zaparowanymi drzwiami stała naga Bella.
- Mogę? - Zapytała nieśmiało, krzyżując lekko nogi.
- Zapraszam, kochanie. - Szepnąłem i gdy weszła, od razu przytuliłem ją do siebie. - Wyspałaś się, księżniczko? - Pokiwała głową twierdząco.
- Dobrze mi to zrobiło. - Podała mi mydełko. - Umyjesz mnie, przystojniaku? - Zapytała z błyskiem w oku uśmiechając się lubieżnie.
- Oczywiście. - Odwróciłem ją tak, że stała plecami do mnie. Namydliłem ręce i zacząłem masować jej szyję i kark. Odchyliła głowę w tył i przymknęła oczy.
- Mmmm, lubię tak. - Szepnęła. - A właściwie, to gdzie jest Christian?
- Najpierw bawiliśmy się w “Gwiezdne Wojny”, a potem przyszła po niego Rose. Obiecała mu, że pokaże co Emm robi w warsztacie. - Bells pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nie będę mogła spać w nocy przez te popołudniowe drzemki. - Oświadczyła i spojrzała na mnie z ukosa. - W nocy będziesz musiał się mną zająć. - Mrugnęła prowokująco, a mnie podskoczyło ciśnienie. Przyparłem ją do drzwi kabiny i ukąsiłem w szyję zsuwając rękę po talii na tyłek.
- Mmmm, panie Cullen, proszę się hamować. - Szepnęła zmysłowo do mojego ucha, jednocześnie je przygryzając.
- Nie będę się hamował. - Zagroziłem. - W nocy też nie będziesz miała spokoju. - Zacisnąłem dłoń na jej jędrnym pośladku i zacząłem całować dekolt.
- Nie uwierzę póki nie zobaczę. - Wystawiła mi język. W nagrodę przygryzłem delikatnie skórę na jej dekolcie, a wargami objąłem nabrzmiały sutek. I nadal nie potrafiłem zrozumieć, jak ten skurwysyn Damien, mógł przejść obok niej obojętnie.
- Liczę na pana, panie Cullen. - Szepnęła, odchylając głowę w tył. Dłoń umieściłem na jej tyłku i delikatnie zacisnąłem. Syknęła zadowolona i oplotła moje biodra nogą.
- Edwardzie, nie cackaj się tak ze mną. - Powiedziała ze złością i pociągnęła mnie za włosy. Odwróciłem ją tyłem do siebie, przyparłem do szklanych drzwi i rozsunąłem nogi.
- Sama się o to prosiłaś. - Nawinąłem jej włosy na swoją dłoń, po czym wszedłem w nią dosyć… gwałtownie. Jęknęła głośno w odpowiedzi i wystawiła pupę jeszcze bardziej w moją stronę. Przybliżyłem się do jej ucha.
- Zachłanna jesteś, maleńka. - Szepnąłem, nie przerywając pchnięć. Zaśmiała się radośnie i chwyciła mnie za biodro. Jak wściekła kotka mocno drapnęła mnie długimi pazurami. Przyspieszyłem tempo i złapałem ją za szyję. I właśnie w tym momencie drzwi pękły na pół, Bella poleciała na podłogę a ja na nią. Żeby się otrząsnąć potrzebowaliśmy dobrej chwili. Najpierw przerażony spojrzałem na Bellę, czy wszystko z nią w porządku. Na szczęście nie zauważyłem aby jakikolwiek odłamek wszedł w jej skórę i spowodował krwawienie. Bella zaczęła śmiać się jak opętana - dostała takiej głupawki, że nie było opcji, żeby szybko się uspokoiła.
- Bells, idź do pokoju się śmiać, nie chcę by ci się coś wbiło w twoją piękną pupkę. - Zagaiłem do chichoczącej ukochanej. Posłusznie wstała i nadal się śmiejąc wyszła. Jednak zdążyłem tylko obejrzeć jak wygląda sprawa drzwi, a zaraz była z powrotem w łazience. Niestety, już nie tak bardzo rozbawiona jak przed chwilą. Wyglądała raczej na zaniepokojoną.
- Edwardzie, słyszałam kogoś na dole. - Szepnęła i objęła się ramionami. Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany.
- Kochanie, musiało ci się przesłyszeć. Chris jest przecież z Rose, a Alice raczej nie zna mojego adresu. - Mrugnąłem do niej, nadal rozbawiony sytuacją sprzed kilku minut, jednak jej wcale nie było do śmiechu,
- Edward, to nie jest zabawne. Nie jestem wariatką ani nie jestem głucha. Naprawdę coś słyszałam. - Mówiąc to, pospiesznie ubierała na siebie szlafrok. Wyściubiłem nos zza drzwi łazienki i zacząłem nasłuchiwać. Rzeczywiście, na dole co kilka chwil było słychać dziwny hałas, porównywalny z tym jak ktoś coś tłucze. Wyszedłem z łazienki i ubrałem jeansy. Bella wyszła zaraz za mną. Chwyciła mnie mocno za rękę i powoli zeszliśmy po schodach. W holu nikogo nie było, jednak obraz ze ściany leżał pocięty, w zasadzie poszarpany na podłodze. Mój oddech przyspieszył. Czyżby złodziej? Dlaczego w ciągu dnia?
- Edwardzie, boję się... - Powiedziała szeptem Bella, chwytając mnie mocniej za rękę i chowając się za moimi plecami. Gdy weszliśmy do kuchni naszym oczom ukazała się dość niska postać z długimi blond włosami. Vivienne. Stała tyłem do nas, jednak gdy nastąpiłem na szklany odłamek wazonu, który zdążyła stłuc, gwałtownie się odwróciła. W tamtej chwili żałowałem, że Bella nie została na górze. Viv miała zakrwawioną twarz, z przegubu lała jej się krew, a w prawej ręce dzierżyła nóż. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się obrzydliwie. Wyglądała jak psychopatka.
- Witaj mężusiu. - Posłała mi całusa. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że jest naćpana. - Widzę, że nieźle się bawisz gdy mnie nie ma. - Powoli zaczęła się zbliżać, a ja razem z Bellą cofałem się do tyłu.
- Vievienne, posłuchaj... - Nie zdążyłem nawet dokończyć zdania.
- Nie będę cię słuchać! - Rzuciła nożem. Uchyliłem się, a przedmiot trafił w ścianę za mną. - Ty skurwysynie! Zabrałeś mi dziecko i dom, a teraz spotykasz się z jakąś kurwą?! Nawet nie zdążyliśmy się rozwieść!!! - Krzyknęła oszalała z wściekłości.
- Nigdy nie nazywaj Belli kurwą. A to jak jest, zrobiłaś tylko i wyłącznie na własne życzenie. - Powiedziałem spokojnie, jednak bałem się każdego jej kroku i następnego słowa. Ona jest chora psychicznie, przecież przed chwilą mogła mnie zabić. Moje słowa rozwścieczyły ją jeszcze bardziej. Ze stojaka na noże, wzięła kolejny - większy od poprzedniego. Schowałem Bellę za sobą.
- Po co chowasz tą swoją dziwkę? I ty i ona mi zapłacicie, za to co zrobiłeś! - Krzyknęła rozjuszona i rzuciła nożem po raz kolejny. Tym razem lekko drasnął mnie w ramię - to wystarczyło, aby zaczęła lecieć krew. Bella gwałtownie nabrała powietrza w płuca.
- Zadzwoń po policję i pogotowie. - Szepnąłem do niej i przesunąłem się w stronę ściany, tak aby Bella mogła pobiec po komórkę i Vivienne jej nie zauważyła.
- Viv, porozmawiajmy na spokojnie... - Uniosłem ręce w górę w geście dobrych intencji. Uśmiechnęła się ironicznie.
- Teraz chcesz rozmawiać? Nie chciałeś, gdy wyrzucałeś mnie z domu. Czyżby coś się zmieniło? - Zapytała z kpiną w głosie i wyciągnęła kolejny nóż.
- Vievienne, pomyśl o Chrisie. - Gdy o nim wspomniałem, znieruchomiała. - Chcesz, żeby zamknęli cię w ośrodku? Wtedy w ogóle nie będziesz go widywać. Zastanów się co robisz. - Ostrzegłem ją delikatnie. Widziałem, że zastanawia się nad moimi słowami. W końcu spojrzała na mnie - niestety z obłędem w oczach.
- Tak czy tak mnie zamkną. Mogę cię poświęcić, przynajmniej będę wiedziała, że zrobiłam dobry uczynek. - Nie wierzyłem w to co ona mówi. Widać uważała, że to ja jestem tym najgorszym - kompletnie się jej poprzewracało. Na szczęście zanim rzuciła nożem zdążyłem się uchylić. Zaraz potem do domu wpadli policjanci i obezwładnili moją - jeszcze - żonę. Z mojego ramienia lała się krew. Vievienne zabrało pogotowie, jeden z policjantów wezwał drugą karetkę, aby mogli zszyć mi ranę. W oczekiwaniu na nią usiadłem na kanapie. Odchyliłem głowę, zamknąłem oczy i westchnąłem. Poczułem, że ktoś siada przy mnie.
- A więc to jest twoja żona. - Bella wydawała się być w ciężkim szoku. Uśmiechnąłem się.
- Jak widzisz. Łatwego życia to z nią nie miałem. - Westchnąłem zrezygnowany. - Przepraszam, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. - Pochyliłem się i ukryłem twarz w dłoniach. - To nie powinno było się wydarzyć. - Szepnąłem zrezygnowany. - Zrozumiem, jeśli będziesz chciała tymczasowo zamieszkać u Alice. Do twojego domu, w każdej chwili może wrócić Damien, a u mnie też nie jest bezpiecznie. - Zamilkłem. Po co miałbym mówić więcej? Ona się boi męża, ucieka przed nim do mnie, a u mnie co? Psychopatyczna idiotka z nożem próbuje nas zabić. Przez chwilę panowała cisza.
- Edwardzie, spójrz na mnie. - Usłyszałem jej cichą prośbę. Uniosłem głowę. Bella ujęła moją dłoń w swoją.
- Nie obchodzi mnie to, co tu się wydarzyło. Tamten dom na przedmieściach, już dawno nie jest moim domem. - Zamyśliła się na moment. - Myślę, że już od dawna nie był. Może nawet nigdy nie czułam się w nim jak w domu. U ciebie jestem kilka dni i czuję się tutaj tak, jakbym mieszkała całe życie. Szczęśliwa, z kochanymi osobami u boku. Żonę masz taką jaką masz - to dokładnie ta sama sytuacja co u mnie z Damienem. - Westchnęła. - Wybraliśmy sobie nieodpowiednie osoby i teraz musimy za to zapłacić. Jednak to nie znaczy, że przy pierwszej lepszej okazji od ciebie ucieknę. Jest mi przykro, bo zdążyła cię skrzywdzić. - Zobaczyłem w jej oczach łzy. - Nigdy o nikogo się tak bardzo nie bałam. - Szepnęła, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Starłem ją, a Bellę przygarnąłem do siebie. Mało mnie obchodziło, że zakrwawię kanapę.
- Cieszę się, że cię spotkałem Bello. - Szepnąłem jej do uszka i przytuliłem ja mocno do siebie.
- Ja też się cieszę. - Odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Kilka minut później przyjechało pogotowie. Lekarz zszył mi ranę na miejscu, jako że nie wyraziłem zgody na transport do szpitala. Z kim zostawiłbym Chrisa? Owszem, Rose była skłonna się nim zająć, jednak nie chciałem jej tak obarczać. Następne dwie godziny spędziłem z Bellą na komisariacie, gdzie składaliśmy zeznania. Komisarz poradził mi, abym jak najszybciej złożył pozew o rozwód. W drodze powrotnej, Bella zapewniła mnie, że zajmie się tym jak najszybciej. Jedyne co musiałem zrobić to podpisać pełnomocnictwo.
W domu byliśmy przed siódmą. Rose dzwoniła, że mały zje z nimi kolację, więc miałem zamiar odebrać go koło ósmej. Weszliśmy do domu - ja rozebrałem buty, a Bella rzuciła swoją torbę na półkę i od razu przeszła do salonu. Otworzyła laptopa. Ja poszedłem do mojego małego baru. Zrobiłem drinka jej oraz sobie. Usiadłem na kanapie obok niej i podałem jej trunek.
- Co będziesz robić, kochanie? - Zapytałem, patrząc na nią i opierając się jednym ramieniem o wezgłowie kanapy.
- Zaczynam pisać pozew. - Powiedziała z wdzięcznością przyjmując szklankę i upijając sporego łyka. Kiwnąłem głową i załączyłem telewizor. Akurat leciały wieczorne wiadomości, więc obejrzałem je, w sumie dość pobieżnie. Później zaczął się jakiś sensacyjny film. Obejrzałem go do połowy i poszedłem po Chrisa. Wróciłem z nim śpiącym na rękach, więc od razu poszedłem położyć go do łóżeczka. Gdy zszedłem na dół Bella właśnie zamykała komputer.
- Gotowe? - Zagaiłem. Nie chciałem przed tem jej przeszkadzać, więc gładziłem ją tylko po udzie i w spokoju oglądałem film. Teraz spokojnie mogłem zapytać. Uśmiechnęła się do mnie.
- Tak, skończyłam. Jutro wprowadzę jeszcze poprawki. Edwardzie... po tym weekendzie wracam do pracy, dobrze? - Spojrzała na mnie pytająco.
- Oczywiście, jeśli tylko chcesz, możesz wrócić do pracy. Nie musisz pytać o pozwolenie. - Podeszła do mnie i podała mi szklankę. Umyłem obie i wstawiłem do szafki. Bez słowa, trzymając się za ręce, poszliśmy na górę. Bella napuściła wody do wanny, jako że prysznic kilka godzin wcześniej po prostu zepsuliśmy. Stwierdziłem, że jutro jako że jest sobota razem z Chrisem pojedziemy pooglądać nowe kabiny. Przydałoby się zrobić w końcu ten remont. Postanowiłem, że dam Bells chwilkę wytchnienia i korzystając z okazji przebrałem pościel. Gdy wyszła z łazienki wyglądała strasznie słodko - w pudrowym szlafroczku, z pół - mokrymi włosami i bosa - dosłownie jak malutka dziewczynka.
- Ojej, myszko przygotowałem ci piżamkę. - Wskazałem na ciuch położony na łóżku. Bella uśmiechnęła się promiennie.
- Cudownie, przystojniaku. - Podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. - Dziękuję. Zostawiłam ci wodę, jakbyś tak chciał się wykąpać. - Była taka kochana. Chyba nigdy nie rozszyfruję Damiena. Jak mógł nie doceniać takiej kobiety? Bo wolał bzykać nastolatki... Odpowiedź jest zbyt prosta, zbyt prymitywna.
- Dziękuje ci skarbie. - Szepnąłem, zabrałem ręcznik i poszedłem do łazienki. Myłem się już drugi raz dzisiejszego dnia, jednak wcale nie było mi z tym faktem źle. Rany nie zamoczyłem, była przykryta gazą i owinięta bandażami. Jutro będę musiał jechać do apteki po jakiś psikający preparat do dezynfekcji, na który dostałem receptę. Nie siedziałem długo, już dziesięć minut później leżałem w łóżku obok Belli, przytulony do niej ściśle. Zaciągnąłem się jej zapachem.
- Pięknie pachniesz. - Szepnąłem sennie i ziewnąłem zmęczony. Bella się zaśmiała.
- Ty też ślicznie pachniesz, Edwardzie. - Poczułem jej usta na czole. - Śpij już rozrabiako. - Rozbawiona przeczesała mi włosy.
- Wcale nie jestem rozrabiaką. - Zaprzeczyłem, jednak bez przekonania. Przymknąłem oczy i ułożyłem się w najwygodniejszej pozycji. - Kocham cię, Bello. - Wyszeptałem na granicy jawy i snu. Na początku była tylko cisza.
- Ja ciebie też Edwardzie. - Po tych słowach zasnąłem.
- Nie uwierzę póki nie zobaczę. - Wystawiła mi język. W nagrodę przygryzłem delikatnie skórę na jej dekolcie, a wargami objąłem nabrzmiały sutek. I nadal nie potrafiłem zrozumieć, jak ten skurwysyn Damien, mógł przejść obok niej obojętnie.
- Liczę na pana, panie Cullen. - Szepnęła, odchylając głowę w tył. Dłoń umieściłem na jej tyłku i delikatnie zacisnąłem. Syknęła zadowolona i oplotła moje biodra nogą.
- Edwardzie, nie cackaj się tak ze mną. - Powiedziała ze złością i pociągnęła mnie za włosy. Odwróciłem ją tyłem do siebie, przyparłem do szklanych drzwi i rozsunąłem nogi.
- Sama się o to prosiłaś. - Nawinąłem jej włosy na swoją dłoń, po czym wszedłem w nią dosyć… gwałtownie. Jęknęła głośno w odpowiedzi i wystawiła pupę jeszcze bardziej w moją stronę. Przybliżyłem się do jej ucha.
- Zachłanna jesteś, maleńka. - Szepnąłem, nie przerywając pchnięć. Zaśmiała się radośnie i chwyciła mnie za biodro. Jak wściekła kotka mocno drapnęła mnie długimi pazurami. Przyspieszyłem tempo i złapałem ją za szyję. I właśnie w tym momencie drzwi pękły na pół, Bella poleciała na podłogę a ja na nią. Żeby się otrząsnąć potrzebowaliśmy dobrej chwili. Najpierw przerażony spojrzałem na Bellę, czy wszystko z nią w porządku. Na szczęście nie zauważyłem aby jakikolwiek odłamek wszedł w jej skórę i spowodował krwawienie. Bella zaczęła śmiać się jak opętana - dostała takiej głupawki, że nie było opcji, żeby szybko się uspokoiła.
- Bells, idź do pokoju się śmiać, nie chcę by ci się coś wbiło w twoją piękną pupkę. - Zagaiłem do chichoczącej ukochanej. Posłusznie wstała i nadal się śmiejąc wyszła. Jednak zdążyłem tylko obejrzeć jak wygląda sprawa drzwi, a zaraz była z powrotem w łazience. Niestety, już nie tak bardzo rozbawiona jak przed chwilą. Wyglądała raczej na zaniepokojoną.
- Edwardzie, słyszałam kogoś na dole. - Szepnęła i objęła się ramionami. Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany.
- Kochanie, musiało ci się przesłyszeć. Chris jest przecież z Rose, a Alice raczej nie zna mojego adresu. - Mrugnąłem do niej, nadal rozbawiony sytuacją sprzed kilku minut, jednak jej wcale nie było do śmiechu,
- Edward, to nie jest zabawne. Nie jestem wariatką ani nie jestem głucha. Naprawdę coś słyszałam. - Mówiąc to, pospiesznie ubierała na siebie szlafrok. Wyściubiłem nos zza drzwi łazienki i zacząłem nasłuchiwać. Rzeczywiście, na dole co kilka chwil było słychać dziwny hałas, porównywalny z tym jak ktoś coś tłucze. Wyszedłem z łazienki i ubrałem jeansy. Bella wyszła zaraz za mną. Chwyciła mnie mocno za rękę i powoli zeszliśmy po schodach. W holu nikogo nie było, jednak obraz ze ściany leżał pocięty, w zasadzie poszarpany na podłodze. Mój oddech przyspieszył. Czyżby złodziej? Dlaczego w ciągu dnia?
- Edwardzie, boję się... - Powiedziała szeptem Bella, chwytając mnie mocniej za rękę i chowając się za moimi plecami. Gdy weszliśmy do kuchni naszym oczom ukazała się dość niska postać z długimi blond włosami. Vivienne. Stała tyłem do nas, jednak gdy nastąpiłem na szklany odłamek wazonu, który zdążyła stłuc, gwałtownie się odwróciła. W tamtej chwili żałowałem, że Bella nie została na górze. Viv miała zakrwawioną twarz, z przegubu lała jej się krew, a w prawej ręce dzierżyła nóż. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się obrzydliwie. Wyglądała jak psychopatka.
- Witaj mężusiu. - Posłała mi całusa. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że jest naćpana. - Widzę, że nieźle się bawisz gdy mnie nie ma. - Powoli zaczęła się zbliżać, a ja razem z Bellą cofałem się do tyłu.
- Vievienne, posłuchaj... - Nie zdążyłem nawet dokończyć zdania.
- Nie będę cię słuchać! - Rzuciła nożem. Uchyliłem się, a przedmiot trafił w ścianę za mną. - Ty skurwysynie! Zabrałeś mi dziecko i dom, a teraz spotykasz się z jakąś kurwą?! Nawet nie zdążyliśmy się rozwieść!!! - Krzyknęła oszalała z wściekłości.
- Nigdy nie nazywaj Belli kurwą. A to jak jest, zrobiłaś tylko i wyłącznie na własne życzenie. - Powiedziałem spokojnie, jednak bałem się każdego jej kroku i następnego słowa. Ona jest chora psychicznie, przecież przed chwilą mogła mnie zabić. Moje słowa rozwścieczyły ją jeszcze bardziej. Ze stojaka na noże, wzięła kolejny - większy od poprzedniego. Schowałem Bellę za sobą.
- Po co chowasz tą swoją dziwkę? I ty i ona mi zapłacicie, za to co zrobiłeś! - Krzyknęła rozjuszona i rzuciła nożem po raz kolejny. Tym razem lekko drasnął mnie w ramię - to wystarczyło, aby zaczęła lecieć krew. Bella gwałtownie nabrała powietrza w płuca.
- Zadzwoń po policję i pogotowie. - Szepnąłem do niej i przesunąłem się w stronę ściany, tak aby Bella mogła pobiec po komórkę i Vivienne jej nie zauważyła.
- Viv, porozmawiajmy na spokojnie... - Uniosłem ręce w górę w geście dobrych intencji. Uśmiechnęła się ironicznie.
- Teraz chcesz rozmawiać? Nie chciałeś, gdy wyrzucałeś mnie z domu. Czyżby coś się zmieniło? - Zapytała z kpiną w głosie i wyciągnęła kolejny nóż.
- Vievienne, pomyśl o Chrisie. - Gdy o nim wspomniałem, znieruchomiała. - Chcesz, żeby zamknęli cię w ośrodku? Wtedy w ogóle nie będziesz go widywać. Zastanów się co robisz. - Ostrzegłem ją delikatnie. Widziałem, że zastanawia się nad moimi słowami. W końcu spojrzała na mnie - niestety z obłędem w oczach.
- Tak czy tak mnie zamkną. Mogę cię poświęcić, przynajmniej będę wiedziała, że zrobiłam dobry uczynek. - Nie wierzyłem w to co ona mówi. Widać uważała, że to ja jestem tym najgorszym - kompletnie się jej poprzewracało. Na szczęście zanim rzuciła nożem zdążyłem się uchylić. Zaraz potem do domu wpadli policjanci i obezwładnili moją - jeszcze - żonę. Z mojego ramienia lała się krew. Vievienne zabrało pogotowie, jeden z policjantów wezwał drugą karetkę, aby mogli zszyć mi ranę. W oczekiwaniu na nią usiadłem na kanapie. Odchyliłem głowę, zamknąłem oczy i westchnąłem. Poczułem, że ktoś siada przy mnie.
- A więc to jest twoja żona. - Bella wydawała się być w ciężkim szoku. Uśmiechnąłem się.
- Jak widzisz. Łatwego życia to z nią nie miałem. - Westchnąłem zrezygnowany. - Przepraszam, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. - Pochyliłem się i ukryłem twarz w dłoniach. - To nie powinno było się wydarzyć. - Szepnąłem zrezygnowany. - Zrozumiem, jeśli będziesz chciała tymczasowo zamieszkać u Alice. Do twojego domu, w każdej chwili może wrócić Damien, a u mnie też nie jest bezpiecznie. - Zamilkłem. Po co miałbym mówić więcej? Ona się boi męża, ucieka przed nim do mnie, a u mnie co? Psychopatyczna idiotka z nożem próbuje nas zabić. Przez chwilę panowała cisza.
- Edwardzie, spójrz na mnie. - Usłyszałem jej cichą prośbę. Uniosłem głowę. Bella ujęła moją dłoń w swoją.
- Nie obchodzi mnie to, co tu się wydarzyło. Tamten dom na przedmieściach, już dawno nie jest moim domem. - Zamyśliła się na moment. - Myślę, że już od dawna nie był. Może nawet nigdy nie czułam się w nim jak w domu. U ciebie jestem kilka dni i czuję się tutaj tak, jakbym mieszkała całe życie. Szczęśliwa, z kochanymi osobami u boku. Żonę masz taką jaką masz - to dokładnie ta sama sytuacja co u mnie z Damienem. - Westchnęła. - Wybraliśmy sobie nieodpowiednie osoby i teraz musimy za to zapłacić. Jednak to nie znaczy, że przy pierwszej lepszej okazji od ciebie ucieknę. Jest mi przykro, bo zdążyła cię skrzywdzić. - Zobaczyłem w jej oczach łzy. - Nigdy o nikogo się tak bardzo nie bałam. - Szepnęła, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Starłem ją, a Bellę przygarnąłem do siebie. Mało mnie obchodziło, że zakrwawię kanapę.
- Cieszę się, że cię spotkałem Bello. - Szepnąłem jej do uszka i przytuliłem ja mocno do siebie.
- Ja też się cieszę. - Odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Kilka minut później przyjechało pogotowie. Lekarz zszył mi ranę na miejscu, jako że nie wyraziłem zgody na transport do szpitala. Z kim zostawiłbym Chrisa? Owszem, Rose była skłonna się nim zająć, jednak nie chciałem jej tak obarczać. Następne dwie godziny spędziłem z Bellą na komisariacie, gdzie składaliśmy zeznania. Komisarz poradził mi, abym jak najszybciej złożył pozew o rozwód. W drodze powrotnej, Bella zapewniła mnie, że zajmie się tym jak najszybciej. Jedyne co musiałem zrobić to podpisać pełnomocnictwo.
W domu byliśmy przed siódmą. Rose dzwoniła, że mały zje z nimi kolację, więc miałem zamiar odebrać go koło ósmej. Weszliśmy do domu - ja rozebrałem buty, a Bella rzuciła swoją torbę na półkę i od razu przeszła do salonu. Otworzyła laptopa. Ja poszedłem do mojego małego baru. Zrobiłem drinka jej oraz sobie. Usiadłem na kanapie obok niej i podałem jej trunek.
- Co będziesz robić, kochanie? - Zapytałem, patrząc na nią i opierając się jednym ramieniem o wezgłowie kanapy.
- Zaczynam pisać pozew. - Powiedziała z wdzięcznością przyjmując szklankę i upijając sporego łyka. Kiwnąłem głową i załączyłem telewizor. Akurat leciały wieczorne wiadomości, więc obejrzałem je, w sumie dość pobieżnie. Później zaczął się jakiś sensacyjny film. Obejrzałem go do połowy i poszedłem po Chrisa. Wróciłem z nim śpiącym na rękach, więc od razu poszedłem położyć go do łóżeczka. Gdy zszedłem na dół Bella właśnie zamykała komputer.
- Gotowe? - Zagaiłem. Nie chciałem przed tem jej przeszkadzać, więc gładziłem ją tylko po udzie i w spokoju oglądałem film. Teraz spokojnie mogłem zapytać. Uśmiechnęła się do mnie.
- Tak, skończyłam. Jutro wprowadzę jeszcze poprawki. Edwardzie... po tym weekendzie wracam do pracy, dobrze? - Spojrzała na mnie pytająco.
- Oczywiście, jeśli tylko chcesz, możesz wrócić do pracy. Nie musisz pytać o pozwolenie. - Podeszła do mnie i podała mi szklankę. Umyłem obie i wstawiłem do szafki. Bez słowa, trzymając się za ręce, poszliśmy na górę. Bella napuściła wody do wanny, jako że prysznic kilka godzin wcześniej po prostu zepsuliśmy. Stwierdziłem, że jutro jako że jest sobota razem z Chrisem pojedziemy pooglądać nowe kabiny. Przydałoby się zrobić w końcu ten remont. Postanowiłem, że dam Bells chwilkę wytchnienia i korzystając z okazji przebrałem pościel. Gdy wyszła z łazienki wyglądała strasznie słodko - w pudrowym szlafroczku, z pół - mokrymi włosami i bosa - dosłownie jak malutka dziewczynka.
- Ojej, myszko przygotowałem ci piżamkę. - Wskazałem na ciuch położony na łóżku. Bella uśmiechnęła się promiennie.
- Cudownie, przystojniaku. - Podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. - Dziękuję. Zostawiłam ci wodę, jakbyś tak chciał się wykąpać. - Była taka kochana. Chyba nigdy nie rozszyfruję Damiena. Jak mógł nie doceniać takiej kobiety? Bo wolał bzykać nastolatki... Odpowiedź jest zbyt prosta, zbyt prymitywna.
- Dziękuje ci skarbie. - Szepnąłem, zabrałem ręcznik i poszedłem do łazienki. Myłem się już drugi raz dzisiejszego dnia, jednak wcale nie było mi z tym faktem źle. Rany nie zamoczyłem, była przykryta gazą i owinięta bandażami. Jutro będę musiał jechać do apteki po jakiś psikający preparat do dezynfekcji, na który dostałem receptę. Nie siedziałem długo, już dziesięć minut później leżałem w łóżku obok Belli, przytulony do niej ściśle. Zaciągnąłem się jej zapachem.
- Pięknie pachniesz. - Szepnąłem sennie i ziewnąłem zmęczony. Bella się zaśmiała.
- Ty też ślicznie pachniesz, Edwardzie. - Poczułem jej usta na czole. - Śpij już rozrabiako. - Rozbawiona przeczesała mi włosy.
- Wcale nie jestem rozrabiaką. - Zaprzeczyłem, jednak bez przekonania. Przymknąłem oczy i ułożyłem się w najwygodniejszej pozycji. - Kocham cię, Bello. - Wyszeptałem na granicy jawy i snu. Na początku była tylko cisza.
- Ja ciebie też Edwardzie. - Po tych słowach zasnąłem.
~***~
Obudził mnie głośny dzwonek telefonu. Środek nocy, trzecia nad ranem. Gdy się rozbudziłem, zobaczyłem Bellę, siedzącą w siadzie skrzyżnym na łóżku. Trzymała komórkę przy uchu. W pewnym momencie ta wypadła jej z dłoni. Z telefonu dało się jeszcze słyszeć: " - Halo? Pani Brown? Jest pani tam?" jednak chwilę później usłyszałem tylko znajome trzy sygnały zakańczające rozmowę. Wystraszyłem się i spojrzałem zaniepokojony na Bellę.
- Kochanie, co się stało? - Bella powoli przekręciła głowę w moją stronę. Nie potrafiłem nic odczytać z jej oczu. Miała dziwny wyraz twarzy. - Kochanie, powiedz mi co się stało. - Ponagliłem ją. Naprawdę bardzo się bałem.
- Damien... - Szepnęła tylko.
- Damien co? - Zapytałem, nadal nie wiedząc o co chodzi.
- Damien nie żyje. - Oświadczyła ze spokojem, patrząc na mnie tak, jakby całe jej życie w tej właśnie chwili rozpoczęło się na nowo.
___________________________________
Ta dam!!!
Witam Was wszystkich, dobry wieczór!
Powinnam w sumie napisać "dzień dobry", gdyż jest po północy, ale wolę wieczór :)
Tak - wróciłyśmy. Wcale nie zostawiłyśmy Was na pastwę losu, bez nikogo. Wybaczcie, że tak długo nas nie było. Wybaczcie nieregularne notki. I w moim życiu i w życiu CM Pattzy wiele się wydarzyło. Przepraszamy Was gorąco za naszą nieobecność - nie myślcie sobie, że to puste słowa. Naprawdę jest nam przykro.
Od dziś wszystko się zmienia. Zaczął się nowy dzień, wraz z którym rozpoczęła się nowa era dla Sinful Secret.
Jak Wam się podoba rozdział? Wybaczcie, że nie jest tak długi jak te niegdysiejsze. Wyszłam z wprawy, ale myślę, że jakoś się to naprawi ^^
Mam nadzieję, że dużo jest w nim niespodzianek, starałam się być jak najmniej przewidywalna.
Cieszę się, że jesteście tu z nami - nie ma lepszych czytelników od Was <3
Tą notkę dedykuję wszystkim, którzy zaglądali tutaj przez ten czas, gdy nas nie było. Dziękujemy Wam za pamięć.
Czekamy na twórczość naszej kochanej CM <3
Ja Was pozdrawiam, życzę przyjemnej i ciepłej nocy.
Lady A.
Cudowny rozdział!!!!!!!! Mam tylko nadzieję,że Edward nie będzie miał problemów przez to,iż pobił Damiana.... Bella i Edward dużo już w życiu przeszli. Teraz zasługują na wiele szczęcia razem.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;) Pozdrawiam
Wspaniały.
OdpowiedzUsuńTak długo wyczekiwany, cieszę się, że w końcu mogłam tu coś przeczytać :) Czekam na kolejne rozdziały <3
Dzięki za świetny rozdział. Nie spodziewałam się takiej reakcji po Belli, sądziłam, że będzie bardzo zła na Edwarda. Sprawa z Viv też już się skończyła teraz tylko rozwód. Jestem w szoku w sprawie z Damienem. Ciekawe jak to się stało, że nie żyje i czy ktoś mu w tym pomógł. Czekam na więcej :-)
OdpowiedzUsuńDzięki za świetny rozdział. Nie spodziewałam się takiej reakcji po Belli, sądziłam, że będzie bardzo zła na Edwarda. Sprawa z Viv też już się skończyła teraz tylko rozwód. Jestem w szoku w sprawie z Damienem. Ciekawe jak to się stało, że nie żyje i czy ktoś mu w tym pomógł. Czekam na więcej :-)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na następny ale przerwałaś w takim momencie że....ohh. mam nadzieje że niedługo będzie następny.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że nie wrócicie! Witajcie z powrotem :D
OdpowiedzUsuńAsai
Kiedy next???
OdpowiedzUsuńCały czas czekam na następny rozdział a tu NIC!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie!
UsuńNiedawno zaczęłam pisać opowiadanie:
bella-and-cullenowie.blog.pl
Macie zamiar napisać w niedalekiej przyszłości next?!
OdpowiedzUsuńWciągające!
OdpowiedzUsuńKiedy next?
Zapraszam do mnie!
bella-and-cullenowie.blog.pl
Proszę o komentarz!
Żałuje ze nie zdecydowałyście się zakończyć tego opowiadania 😭
OdpowiedzUsuń