" Żaden człowiek nie potrafi zrozumieć cie tak bardzo, jak ten który przeżył to samo co ty."
Następny dzień zaczął się… radośnie. Chris był tak wesoły
jak nigdy. I muszę szczerze przyznać, że ja również. Szczerzyłem się do siebie
jak głupek. A było to spowodowane tylko jednym. Dzisiejszą wizytą u Belli. Zaraz
po przebudzeniu, czyli około 8.30 wstałem i zrobiłem śniadanie. Christian zjadł
moją jajecznicę ze smakiem, co niezmiernie mnie ucieszyło, ponieważ dopiero
zaczynałem przygodę z gotowaniem. Potem chwila relaksu na Scooby-Doo po
śniadaniu i wielkie ubieranie. Nigdy w życiu nie widziałem, żeby Chris tak
bardzo przejmował się tym, co ma na siebie włożyć. W końcu się ubrał, tak jak mu
pasowało i jak stwierdził „że spodoba się mamusi”. Ja ubrałem się zwyczajnie, w
jeansy i t-shirt. Nie było, co wydziwiać, jest sobota, dzień wolny po cholerę
mam się stroić? Byłem pewien, że Bella będzie ubrana podobnie. Przecież
wspominała, że ktoś, kto widzi ją w pracy nie poznałby jej na co dzień. Około
9.30 wyjechaliśmy z domu. Punktualnie na 10 byliśmy u Belli przed drzwiami.
Pozwoliłem Chrisowi zadzwonić do drzwi i czekaliśmy grzecznie, aż pani domu nam
otworzy.
- Hej... – Ubrana w jeansy i t-shirt, tak jak przewidziałem
stała przed nami uśmiechnięta Bella. Ale od razu stwierdziłem, że coś jest nie
halo. Ale nie chciałem, wypytywać jej od razu, staliśmy przecież na progu.
Trwało to tylko chwilę, ponieważ Chris wystrzelił jak torpeda, wskoczył Belli
na ręce i przytulił ją do siebie mocno.
- Cześć mamusiu! Tęskniłem za tobą! - Krzyknął radośnie i
ucałował ją w polika, obejmując rączkami jej szyję. Zobaczyłem, że jej oczy się
zaszkliły. Lustrowałem jej twarz. Coś musiało się stać. Wszedłem do domu i bez
większych ceregieli wziąłem Chrisa na ręce i postawiłem na podłodze.
-Idź
sobie pooglądaj dom mamusi, a my idziemy do kuchni.-Chris od razu popędził na
górę, a Bella szybkim krokiem przeszła do kuchni. Oparła się o wysepkę,
spuszczając głowę na dół. Sekundę później poprawiła włosy i uniosła głowę. Objąłem
ją od tyłu szukając odpowiedzi na to, czemu się tak zachowuje. Odgarnąłem jej
włosy z szyi i musnąłem lekko jej skórę wargami.
- Tęskniłem za tobą Bello. Bardzo tęskniłem. – Szepnąłem
mając nadzieję, że chociaż troszkę się przde mną otworzy. Wyczułem jej
niepewność jednak po chwili stała przodem do mnie. Zauważyłem spływające po jej
policzkach łzy. Objęła rękami moje plecy i oparła głowę na moim torsie.
- Ja za tobą też. – Szepnęła, siorbiąc nosem i wycierając
gorące łzy w moja koszulkę.
- Hej kochanie... - Spojrzałem jej w oczy próbując cokolwiek
zrozumieć. - Co się sta...- W tym momencie założyłem jej kosmyk włosów za ucho.
Pod prawym okiem widniał dość duży ciemno fioletowy siniak. Z jej policzków nadal
płynęły łzy. Dotknąłem delikatnie rany powstrzymując chęć zabicia tego
skurwiela. Spojrzałem na jej usta. Warga też była cała czerwona, w jednym
miejscu rozcięta. Miałem poważny problem, żeby w coś nie uderzyć lub czegoś nie
zniszczyć. Zabiję tego drania! Tylko go dostanę w swoje ręce, tak mu obiję
mordę, że z łóżka szpitalnego do końca swojego życia nie wstanie.
- Oh kochanie... -
Szepnąłem i przytuliłem ją do siebie uważając żeby nie naruszyć ran. Zajebię
skurwiela. Poćwiartuję i wykastruję drania. Nie koniecznie w tej kolejności.
Teraz płakała już jak bóbr. - Ciiii... jestem tu. Nie pozwolę żeby ktoś cie
skrzywdził. Nigdy więcej. - Szeptałem całując ją raz po raz w czubek głowy.
Próbowałem ja uspokoić, wiedziałem, że musi dać upust emocjom i uczuciom, które
chowały się w niej.
-To nic... Nic się nie stało... – Zakwiliła żałośnie nadal
mnie przytulając. Nie mówiła tego z dużym przekonaniem. Po prostu nie chciała
abym się przejmował.
- Jak to nic Bello. Uderzył cię. To nie jest nic. -
Ocierałem opuszkami palców jej łzy, które nadal płynęły. - Doprowadził cie do
płaczu. Masz przez niego rozciętą wargę i podbite oko. Nie zostawię tak tego. –
Było we mnie tyle sprzecznych emocji… Z jednej strony gotowałem się ze
wściekłości na tego gnoja, a z drugiej było mi smuto i przykro, ponieważ to ona
została najbardziej skrzywdzona. - Na pewno w poniedziałek nie pójdziesz do
pracy.... weźmiesz wolne, przecież poradzą sobie bez ciebie. I na pewno nie
zostaniemy tutaj ani minuty dłużej. Wyprowadzasz sie stąd. Będziesz mieszkała u
mnie. I obowiązkowo jedziemy jutro do Alice. – Powiedziałem rozkazującym tonem,
ale nie szorstko. Nie miałem zamiaru zostawić jej tutaj samej z tym cholernym
dupkiem.
-Ale... – Zacięła się chyba zastanawiając się nad
odpowiedzią. - Ale to mój dom, Edwardzie. Jak mam się stąd wyprowadzić jak to
wszystko jest moje? – Rozumiałem to. To wszystko należało przecież do niej. I
miała to zostawić temu typowi? Nigdy w życiu.
- Nic sie nie bój. Nie chcę po prostu, żeby coś jeszcze ci
zrobił. Na razie zamieszkasz u mnie. To twój dom, on nie ma prawa tu być, jeżeli
ty sobie tego nie życzysz. Ale na ten tydzień zamieszkasz u mnie dobrze? –
Zapytałem, prosząc o zgodę. Przecież, nie będę jej ciągnął na siłę do siebie.
-No... Dobrze... – Kiwnęła głową twierdząco, po czym
pocałowała mnie delikatnie. - Jeśli
chcesz... – Położyła głowę na moim ramieniu i westchnęła. Wiedziałem, że teraz
czuje się bezpieczna.
- Bardzo chcę... nawet nie wiesz jak bardzo. Zadbam o
ciebie. Znaczy... zadbamy....zapomniałem o Christianie. - Uśmiechnąłem się i
pogłaskałem ją po plecach. - Dzisiejszą noc spędzimy razem. W jednym łóżku. Poprzytulamy
się.... – Szeptałem, chcąc dodać jej otuchy. Widziałem jak się uśmiecha.
- To bardzo przekonywujące argumenty... – Szepnęła i
przeczesała moje włosy ręką. - To co?
Chcesz zobaczyć tego laptopa, a potem mamy czas wolny?
- Tak, ja ogarnę laptopa a ty sie spakujesz. - Powiedziałem
i pocałowałem ją w nos. Uśmiechnęła się uroczo, po czym chwyciła mnie za dłoń.
-Dobrze... – Zaprowadziła
mnie do sypialni jej i tego skurwiela. Ja nie mogę… co za porządek. Jak w
muzeum. Podała mi jego laptopa, po czym podeszła do szafy i wyciągnęła walizkę.
Nie za bardzo wiedziałem co mam zrobić. Stałem i rozglądałem się po pokoju
drapiąc się po głowie.
- Mogę sie walnąć na łóżko? - Zapytałem po chwili, nie za
bardzo wiedząc czy mogę usiąść gdziekolwiek.
-No pewnie... – Zaśmiała się radośnie. Oficjalnie
stwierdzam, że kocham ten dźwięk. - Nie musiałeś się o to pytać. – Powiedziała
i wywróciła oczami. - Swoją drogą... Patrz... – Otworzyła szufladę w komodzie i
moim oczom ukazały się „nastoletnie znaleziska” jak ona to nazwała.
- O ja pierdole... samo to już jest niezłym dowodem.
Poczekaj.- Wybiegłem z pokoju, na dół do auta i z powrotem wbiegłem na górę z
moją lustrzanką.
- Powyciągaj na wierzch tą
bieliznę. - Bella zrobiła, co kazałem, a ja zacząłem cykać fotki. Kiedy
skończyłem sesję, podziękowałem Belli za pomoc i zająłem sie laptopem tej
szuji. Te staniki to niezły bigos. Jestem naprawdę ciekaw, co on z tymi
nastolatkami wyrabia. Bella zaczęła się pakować, a ja skupiłem się na swojej
pracy. Godzinkę później wszystko było gotowe. Znaczy… prawie wszystko.
Uśmiechnąłem się, kiedy poczułem jak Bella mnie obejmuje. Było do przewidzenia
to, że w końcu to zrobi. Ale nie miałem jej za złe. Kochałem jak mnie tak
przytulała.
- Hmmm... zaraz kończę z tym. Jeszcze tylko instaluje kreta
i koniec. - Zamruczałem. - Lubię jak mnie przytulasz.- Oparła brodę o moje
ramie. - Lubię cię przytulać... Zobaczę co u Chrisa... – Pocałowała mnie i
zeszła z moich pleców.
- Okey. - Odpowiedziałem i wyłączyłem laptopa. Usłyszałem
jak zbiega po schodach. Rozkręciłem dół i do twardego dysku wepchnąłem kreta.
No i gotowe. Teraz go muszę jeszcze aktywować. Otworzyłem swojego laptopa i
spróbowałem aktywować kreta. Udało sie za drugim razem. W tym czasie Bella
dołączyła do mnie razem z Chrisem. Uśmiechnąłem się do moich dwóch największych
skarbów. Połaskotałem Chrisa po brzuszku.
- Mamusia będzie z
nami mieszkać. Cieszysz się? - Usłyszałem głośny pisk i Chris uwiesił sie na
szyi Belli.
-Baldzo się ciesę... - powiedział uradowany. Bella
zakołysała się lekko, gdy Chris wpełzł jej na kolana. Czułem na sobie jej
wzrok, kiedy próbowałem załączyć tego cholernego kreta. Bardzo wiele bym dał,
aby wiedzieć o czym myśli, ale nie pytałem.
- I będę z tobą całe dnie... – Szepnęła do Chrisa i
przytuliła go mocno.
- I będzies się ze mną bawić! I zbudujemy duzom wieze z
klocków, nalysujemy duzo oblazków i... ojej tak duzo zecy musimy zlobić! -
Wykrzyknął mój synek. Spojrzałem na nich i korzystając z okazji, że kret musi
"wskoczyć" na swoje miejsce w moim kompie i zsynchronizować sie z
kompem tego kutasa przemieściłem się na łóżku i usiadłem obok Belli.
Obdarowałem ją soczystym buziakiem, a że Chris też wydął usteczka to też dałem
mu buziaka.
-Wiesz, jak byłam mała uwielbiałam budować wieżę z klocków,
zawsze wychodziła mi taaaka wielka – Bella zaśmiała się patrząc na małego. Oparła się o mnie, a Chris zaczął się bawić
jej włosami.
-Nie pseskadza ci to, mamusiu? – Zapytał malec patrząc na
Bellę. Pokręciła głową na „nie”.
-Nie, nie przeszkadza mi to, kochanie... – Przepasałem
klatkę piersiową Belli ręką i ucałowałem ją we włosy.
- Tylko nie uszkodź mamusi. - Zwróciłem sie do synka. On
pogłaskał Bellę delikatnie po siniaku. - To
ten niedobly pan ci to zlobił, mamusiu?
-Mhm, tak kochanie, ale już niedługo się zagoi... – Złapała
Chrisa za rączkę. - Kocham cię, wiesz? – Powiedziała całując go w nosek. To
było przepiękne. Ta scena… to że oboje w końcu mogą poczuć się… szczęśliwi.
- Ja ciebie tes mamusiu. Jesteś o wiele lepsa niż moja
poprzednia mamusia. - Powiedział i cmoknął ją w usta.
-To jestem bezpieczna, tak? Nie będziesz już chciał kolejnej
mamusi? – Zachichotała Bella, głaszcząc malca po włosach.
- Nigdy! - Zapewnił żarliwie i przytulił sie do niej.
Odwzajemniła uścisk i przeniosła wzrok na mnie.
- A ty co? Nie chcesz się poprzytulać?
- Jasne że chce. – Odpowiedziałem natychmiast. - Ale tak
ładnie ze sobą wyglądacie. Nie chcę wam przeszkadzać. - Powiedziałem wbrew
wszystkiemu przytulając się mocniej do Belli. Ona odwróciła się i pocałowała
mnie delikatnie. Chris wkopał się pomiędzy nas i położył wygodnie.
- Hej mały... wygodnie ci? - Zapytałem kłując go lekko w
żebra, co wywołało jego śmiech. - Ja chcę się całować z mamusią, a ty co pyszczku,
hmm?
-A ja chcem popaceć... - Powiedział jakby nigdy nic. - Wujek
Emmett jak całuje ciocie Rołzie to mówi abym się ucył, bo mi się to kiedyś
psyda... A oni się całują dłuzej niż wy...
- Oh... nie słuchaj wujka Emmetta. - Westchnąłem i
przyciągnąłem do siebie Bellę, po czym ją pocałowałem.
- Kto to wujek Emmett? – Zapytała odrywając się ode mnie.
- To mój najlepszy kumpel. Znamy się od dziecka. Jego żona -
Rose - bardzo często mi pomaga w zajmowaniu się Chrisem.- Uśmiechnęła się i
pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem... – Mam nadzieję, że będę miał okazję jej ich
przedstawić.
- A ty mas kogoś mamusiu? - zapytał Christian.
- Mam siostrę, Alice... -
Uśmiechnęła się szeroko. Widać było, że mimo ograniczonego kontaktu ma z
siostrą bardzo dobry kontakt i mają dobrą relację.
- A mas zdjęcie? - dopytał. Bella wstała i wzięła album.
- Tu... – Wskazała zdjęcie swojej siostry.
- Ale ślicna! Ale nie taka ślicna jak ty mamusiu. Ciocia
Rołzie tes jest ładna, ale tes nie tak ładna jak ty, plawda tato? -
Uśmiechnąłem sie do Belli.
- Prawda. Nasza mamusia jest najpiękniejsza na świecie. Pojedziemy jutro
do Alice, dobrze kochanie? - Wolałem sie zapytać o zgodę. Wiedziałem, że nie
będzie to przyjemna rozmowa. Ale musieliśmy ją odbyć.
- Dobrze, ale ja co jej właściwie powiem? – Spojrzała na
mnie z powątpiewaniem. - "Hej, Alice... To jest Edward, właściwie to chyba
mam z nim romans, bo w sumie to sama już nie wiem. A to jest Christian, mój
syn..."
- I myślisz, że się nie ucieszy? - Zapytałem unosząc jedną
brew do góry. - Jestem o niebo lepszy od tego sukin...- Przypomniałem sobie, ze
mały leży między nami.- Sukinkota. Możesz powiedzieć, że owszem masz ze mną
romans, że kochasz mojego syna jak własnego i że chcesz zakończyć związek z
tym...idiotą. No i powiesz, że cie uderzył, ale to chyba sama zauważy. -
Powiedziałem ciszej, dotykając delikatnie jej policzka. Uśmiechnęła się
delikatnie i wtuliła twarz w moja dłoń.
- Masz rację, ucieszy się, to jest pewne... – Westchnęła i
uniosła się na łokciu, po czym skradła Chrisowi całusa.
- Ale fajnie się tak razem leży.... – Powiedziałem zgodnie z
prawdą
- Tak, masz rację, bardzo fajnie... – Teraz to ja otrzymałem
od niej całusa.
- Świetnie. Jesteśmy zgraną rodzinką prawda moje kochane
pyszczki? - Zapytałem przytulając Bellę i Chrisa na raz. Oby dwoje zaczęli sie
śmiać.
- Mamusiu, a co tam jest? - Chris wskazał na drzwi z boku.
- Umm, tam jest mój gabinet... – Spojrzała na mnie znacząco.
- Z biurkiem.- Uśmiechnąłem się lubieżnie.
- Ja też mam w domu
gabinet. Ale w twoim byłoby nam lepiej, nie sądzisz mamusiu? - Zapytałem
poruszając brwiami jak czarny charakter z wodewilu. Bella zaśmiała się.
- Jasne, że tak, ciągle była mowa o moim biurku, nie można o
nim zapomnieć.
- No ba kochanie! Już nie mogę sie doczekać tej dzisiejszej
nocy. Może nie skończy się tylko na przytulaniu, hmmm?
-Też tak sądzę... – Przyznała kiwając poważnie głową.
- To znacy że będziecie się tes całowac? - Zapytał Chris
rozwalając mnie totalnie. Spojrzałem pożądliwym wzrokiem na Bellę jednocześnie
odpowiadając mojemu synowi:
- Tak będziemy sie
też całować.
- To ile wy tak mozecie? - zapytał zdziwiony, a Bella znów
się zaśmiała i przytuliła malca do siebie.
- No jak widać możemy.... – Powiedziała po czym zachichotała
radośnie.
- Jak będziesz starszy to zrozumiesz. - Powiedziałem
przytulając ich oboje.
- Wsystko mam rozumieć jak będę starsy, a cemu nie teraz,
mamusiu wytumacys mi? - Spojrzał na Bellę rozbrajająco. Zdusiłem śmiech.
- No, umm, eee...- Bella się jąkała, ale ostatecznie podjęła
się zadania. - Wiesz, synku, to jest tak, że jeśli dwoje ludzi coś do siebie
czuje to chcą ze sobą cały czas przebywać, przytulać się , całować i dotykać.
- Dotykać? A gdzie dotykać mamusiu? - Powstrzymywałem
śmiech. Biedna Bella, mogła nie podejmować sie tłumaczenia takiego tematu 4-
latkowi.
-Nie wiem, sama jestem niedoświadczona...- W jej oczach
zapaliły się iskierki. -Zapytaj tatusia...- Spojrzałem na nią wilkiem.
- Tatuś ci wytłumaczy synku, jak będziesz starszy.
- A moze wujek Emmett
mi powie? - zastanawiał się na głos Chris.
- Może poczekaj na tatusia... – Szepnęła do niego Bella.
- Tak, mama ma dobry plan. - Cmoknąłem ją w usta. - Z resztą
tak jak zwykle.
Po jakiejś godzince Chris uciął sobie drzemkę, a Bells
przeniosła się na drugi koniec łóżka, aby być bliżej mnie. Kiedy się do mnie
przytuliła wciągnąłem ją na siebie i pocałowałem. -
Tak jest idealnie. - Szepnąłem w jej usta.
- Gdzieś ty się chował przez całe moje życie? – Przeczesała
czule moje włosy. Uśmiechnąłem się.
- Mógłbym cię zapytać o to samo kochanie. - Zacząłem głaskać
ją po plecach.
- Pokażesz mi tatuaż? – Spojrzała na mnie. Wiedziałem, że ją
to korci.
- Tak jasne. – Usiadłem, ale nie zrzuciłem jej z siebie z
poskutkowało tym, że siedziała na mnie okrakiem. Ściągnąłem bluzę i wysunąłem
lewą rękę w jej stronę. Uśmiechnęła się i śledziła linie tatuażu palcem. Potem
na mnie spojrzała i zaczęła całować.
- Fajny facet z nie za dużym koloryferem, takim w sam raz...
– Zacytowała mojego maila.
- Cieszę się że pamiętasz... ale nie widziałaś jeszcze
mojego kaloryfera. - Powiedziałem i błysnąłem zębami z powrotem się kładąc i
tym samym kładąc ją na mnie. Ona wróciła do bawienia się moimi włosami.
- Jeszcze... – Szepnęła uwodzicielsko co podziałało na moją
wyobraźnię.
- Mhm... specjalnie dodałem to słowo. - Odpowiedziałem takim
samym głosem i pocałowałem ją w nos. Zaczęła muskać moje wargi swoimi, udając
że robi to tak „o”, tak od niechcenia. Wsunąłem jej ręce pod koszulkę głaszcząc
jej skórę i oddawałem pocałunki równie słodko jak ona. Zadrżała, jak się
domyśliłem, na uczucie moich rąk dotykających ją właśnie w ten sposób. Sama
wsunęła swoją jedną dłoń na moje podbrzusze i zaczęła wędrować ja ku górze. Podciągałem
jej bluzkę coraz wyżej, jeżdżąc palcami po jej nagiej skórze. Dotarłem do linii
stanika i delikatnie odgiąłem zapięcie. Spojrzała na mnie pożądliwie i
pogłębiła pocałunek. Naprawdę tego potrzebowała. Oddawałem jej pocałunki z
namiętnością i uczuciem. W tym samym czasie rozpiąłem jej stanik i podciągnąłem
bluzkę jeszcze wyżej. Kiedy przerwaliśmy pocałunek spojrzałem na nią łakomo.
Ale nie chciałem jej tylko dla ciała. To było coś takiego... coś pięknego, coś,
co między mną a Viv nigdy nie miało prawa sie narodzić. Usiadła na mnie prosto
i patrząc mi w oczy zaczęła podciągać moja koszulkę. Podniosłem się, aby
swobodnie mogła ją zdjąć. Gdy pozbyła się mojego ubioru, wróciła do pieszczenia
moich ust swoimi. Zamruczała cicho. Wiedziałem, że czuje się bezpieczna, ale
też, że pragnie coraz więcej i więcej. Chwilę później przerwałem pocałunek i
ściągnąłem jej bluzkę, razem ze stanikiem. Usiadła na mnie znowu, bezwstydnie
na mnie patrząc. Ja spojrzałem na jej brzuch i przesuwałem wzrok w górę aż
dotarłem do piersi.
- Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że twój mąż
jest totalnym imbecylem. - Szepnąłem i delikatnie przejechałem ręką od linii
piersi aż po brzuch. - Tutaj powinnaś mieć tatuaż. Pięknie by wyglądał. -
Powiedziałem i podniosłem się z pozycji leżącej sadzając Bellę na moich udach
chwyciłem jej wargę a torsem otarłem sie o sutki. Ona zdusiła jęk. Jej oddech
lekko przyspieszył, a ona przylgnęła do mnie całym swoim ciałem. Jej piersi raz
po raz, systematycznie ocierały się o mój tors.
- A twoja żona totalną idiotką... – Szepnęła cichutko.
- Debile z nich. - Wyszeptałem chwytając ją pod udami i
jednocześnie przerywając pocałunek. - Umowa była taka, że to ja robię ci
dobrze, pamiętasz? - Zapytałem chwytając prawy sutek wargami i lekko ciągnąc.
Odchyliła głowę do tyłu z cichym sykiem. Uniosła się lekko, tak że jej piersi
były na wysokości mojej twarzy.
- Ta...tak – Wyjęczała. - Pamiętam.
- To dobrze, że pamiętasz... - Szepnąłem przerywając
pieszczotę, aby po chwili odszukać jej usta i przygryźć lekko jej dolną wargę.
Jej palce masowały skórę na mojej głowie, a potem zaczęły badać cały obszar
mojego ciała, który znajdował się powyżej pasa. Nie rozumiałem, jak jej mąż
mógł jej nie dotykać. Nie rozumiałem w ogóle logiki tego kutasa. Nastolatki go
pociągają, a taka kobieta jak Bella nie? Chyba jest chory psychicznie...
Zacząłem ją całować po żuchwie, schodząc na szyję i dekolt. Jednocześnie
położyłem ją na łóżku chwytając prawą dłonią jej pierś. Westchnęła cicho i
oplotła mnie nogami w pasie. Jej dłonie wodziły po moich plecach, a gdy
chwyciłem jej piersi, jej paznokcie wbiły się w moje łopatki.
-Edward, a Chris? – Jęknęła w moje usta. Och no tak… biedne
dziecko. Ale w zasadzie…
- Nie martw się nim. Jak już śpi to jak kamień. Ale za
głośno nie możemy być. - Szepnąłem i końcem języka polizałem jej sutek.
Oplotłem jej talię rękoma i prawą ręką delikatnie zacząłem głaskać jej pierś.
Mruczała jak kotka, wijąc się pod moimi pieszczotami. Wiedziałem, że jej się
podoba. Jej wyraz twarzy na to wskazywał. Jej lewa dłoń zanurzyła się w moich
miedzianych włosach i pociągnęła je delikatnie. Spojrzałem w górę na jej twarz.
W jej oczach paliły sie figlarne ogniki i pożądanie.
-
Teraz robisz jak Chris. - Szepnąłem. - On też mnie ciągnie za włosy. -
Powiedziałem przejeżdżając palcem po linii jej talii. - Ale on nie ma takiego
pięknego ciała jak ty. Uśmiechnęła się nadal na mnie patrząc.
- Lubię twoje włosy – Jej nogi oplatały moje biodra. Uśmiechnąłem
się do niej.
- Ja też twoje lubię, kochanie. - Powiedziałem wtulając
twarz w miejsce między jej piersiami i wdychając jej zapach. Położył dłoń na
moim karku i delikatnie zaczęła go masować. Zaraz potem przeszła do ramion.
- Jesteś wspaniały... – Pocałowała mnie we włosy. Skierowała
dłonie w dół mojego ciała i zahaczyła palcami o jeansy.
- Nie... to ty jesteś wspaniała. - Szepnąłem próbując bez
odpinania guzika ściągnąć jej spodnie. Po chwili udało mi się. Ona zabrała się
za klamrę mojego paska.
- I mamy zamiar się wykłócać, kto jest wspanialszy?
- Nie mam zamiaru się o nic wykłócać. Uznajmy, że oby dwoje
jesteśmy zajebiści. - Powiedziałem odrzucając jej spodnie na drugi kraniec
pokoju.
- Tak, masz rację... – Uśmiechnęła się i zsunęła ze mnie
moje jeansy.
- Pani adwokat mam taką propozycję... może żeby nie obudzić
Chrisa, przeniesiemy sie do pani gabinetu, hmmm? - Zapytałem, patrząc na nią
najbardziej uwodzicielskim wzrokiem, na jaki było mnie stać. Ona zamruczała i
spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Westchnęła lekko.
-To bardzo dobra propozycja... – Dźwignęła się na łokciach i
pocałowała mnie. Oddałem pocałunek, przjeżdżając językiem po jej wardze i
prosząc o wstęp do środka. Jednocześnie chwyciłem ją pod udami i złapałem tak
jak Chrisa, który często sie na mnie uwieszał. Mruknęła z aprobatą. Uchyliła
swoje usta pozwalając mi na pogłębienie pocałunku. Kiedy jej język złączył się
z moim znów pociągnęła mnie za włosy. Zamruczałem jak kot, otwierając drzwi do
jej gabinetu.
- Jest pani bardzo
niegrzeczna pani adwokat. Nie ładnie tak ciągnąć kogoś za włosy. - Szepnąłem
opierając ją plecami o ścianę, a samemu się do niej przytulając. Jęknęła
odchylając głowę do tyłu i tym samym ocierając się piersiami o mój tors.
Spojrzała mi w oczy.
- Może spróbuje mnie pan usadzić? – Szepnęła mi do ucha
przygryzając jego płatek.
- Według życzenia.- Syknąłem i rozglądnąłem się w poszukiwaniu biurka.
Znalazłem je aż po całych dwóch sekundach. Wielkie, bukowe biurko, stało na
środku pokoju zawalone jakimiś papierzyskami. Chwyciłem Bellę pewnie i
podszedłem do owego mebla. Lewą ręką zrzuciłem wszystkie papierzyska na ziemię,
po czym położyłem ją na gładkiej, wypolerowanej powierzchni. Spojrzałem na nią
z góry, lubieżnym wzrokiem.
- Pani adwokat, jest pani taka piękna. Zaraz sie przekonamy
czy jak pani dochodzi, jest pani równie urocza. - Wychrypiałem i zacząłem
całować jej brzuch, potem pępek. Zacisnęła ręce w pięści cicho dysząc. Jęczałam
i kwiliłam prosząc o więcej.
-Mm, cóż postaram się ciebie nie zawieść... – Wyjęczała. Sprawianie
jej przyjemności dawało mi ogromnie dużo satysfakcji. Wiedziałem, że ten kutas
nie zrobił nawet 1/4 tego, co ja zrobiłem dzisiaj. Każdy jej jęk był dla mnie
cichą pochwałą. W niedługim czasie dotarłem do jej koronkowych majteczek, ale
postanowiłem ją jeszcze trochę pomęczyć i zacząłem całować jej uda. Warknęła
odchylając głowę do tyłu ze zniecierpliwieniem. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem,
ze już jest gotowa, ale chciałem jej dawkować przyjemność powoli.
-Edward... – Wyjęczała. Odbiło się to echem w moim kroczu.
- Tak kochanie? - Zapytałem jeszcze bardziej się z nią
drażniąc. Było mi jej żal, w końcu od tak dawna nikt nie robił jej dobrze, ale
z drugiej strony wiedziałem, że im dłużej będę przeciągał, tym przyjemność pod
koniec będzie większa.
-Proszę... – Zakwiliła. - Nie każ mi dłużej czekać.... – Wiedziałem,
że aż ja to boli. Było to widać po wyrazie twarzy. Nie miałem serca jej tak
dłużej męczyć. Delikatnym ruchem ściągnąłem jej koronkowe majteczki, odrzucając
je gdzieś tam w przestrzeń i rozchylając jej uda wszedłem w nią językiem.
Powstrzymała okrzyk rozkoszy, a jej ciało wygięło się w łuk.
-Boże, Edward, tak! - Poruszałem językiem w jej wnętrzu,
patrząc na nią i dokładając do pieszczot kciuk, który ocierał się o jej
łechtaczkę. Była tak mokra, że spokojnie mógłbym wejść, jednak nie miałem
zamiaru tego zrobić. Plan był taki, że za pierwszym razem to ja zrobię jej
dobrze. Ale już o drugim oragźmie ze swoim udziałem nie wspomniałem, więc tylko
w myślach pogratulowałem sobie mojego cudownego planu. Jej oddech przyspieszał,
próbowała zdusić w sobie jęki i krzyki.
- Kochanie... stąd Chris nas nie usłyszy. Śmiało możesz
jęczeć. - Powiedziałem szeptem, kiedy z niej wyszedłem. Jednak nie na długo.
Sekundę później byłem w niej trzema palcami, a kciuk pozostał tam gdzie był,
czyli na jej największym skarbie. Wydała z siebie nieokreślony dźwięk i zaczęła
powoli zaciskać się na moich palcach. Wydawało się, że jej ciało przejęło nad
nią kontrolę. Zaczęła przystosowywać się do pchnięć mojej dłoni.
-Kurwa... – Sapnęła. - Boże...
- No dalej kochanie. Dojdź dla mnie. - Szepnąłem patrząc na
nią, jej błogi wyraz twarzy, to jak sprawiam jej przyjemność. Poruszała sie
coraz szybciej, dostosowywałem się do jej tempa, nie chcąc jej zostawić na
samym skraju tej otchłani przyjemności.
- Edward! - Krzyknęła. To było przecudowne. Słyszeć jak w
chwili największej ekstazy woła moje imię.
Jej ciało się uniosło, a potem opadło na biurko. Kiedy doszła, ja z
głupim uśmiechem na ustach zostawiłem ją na chwilę sam na sam ze swoją
przyjemnością. Poszedłem po kołdrę i parę poduszek. Wróciłem ze wszystkim kilka
sekund później, kiedy już się upewniłem, że Chris nadal smacznie śpi. Podszedłem
do biurka i okryłem Bellę kołdrą wkładając jej pod głowę poduszkę i kładąc sie
obok niej na drugiej poduszce.
- Mam nadzieję, że sie pani podobało, pani adwokat. Po pani
minie stwierdziłem, że tak i to nawet bardzo, ale czekam na sprawiedliwy osąd.
- Szepnąłem jej do ucha i trąciłem nosem zaróżowiony policzek.
-Tak... Jasne... Tylko... Chwila... – Powiedziała oddychając płytko i szybko, aby
umiarkować swój oddech. Gdy już to
zrobiła przekręciła się na bok i spojrzała na mnie. Pogłaskałem ją po zaróżowionym
policzku.
- Czy ty się rumienisz? Po czymś takim? - Zapytałem muskając
delikatnie jej usta swoimi wargami.
-Mm, nie, po prostu udawaj, że tego nie widzisz... – Szepnęła
w moje usta. Przybliżyła się do mnie i położyła dłonie na moim torsie.
- Mhm... dobrze.... - Ucałowałem ją w czoło, a potem w nos i
powieki.
- Cieszę, się że mogłem sie na coś przydać. - Powiedziałem
głaszcząc delikatnie jej nagie ramie. Westchnęła w moją pierś. Zaczęła
delikatnie muskać ustami moją szyję. Już samo to, że leżała obok mnie,
bezpieczna i ciepła z daleka od wszelkiego niebezpieczeństwa napawało mnie dumą
i pogłębiało uczucie do niej coraz bardziej. Mógłbym z nią tak przeleżeć całe
moje życie. Wiedząc, że jest bezpieczna, spełniona i szczęśliwa. Zaczęła wodzić
dłonią po moich plecach uśmiechając się do siebie. Zmarszczyłem brwi i
spojrzałem na nią. Coś mi tutaj nie gra. Ona coś knuje. Musnęła moje usta swoimi.
Oddałem z chęcią pocałunek, jednak nie pozbyłem sie dziwnego uczucia, które
przed chwilą mną zawładnęło. Przeniosła swoją dłoń na mój tors i przejechała paznokciami
od mojej piersi do podbrzusza, po czym zahaczyła o gumkę bokserek, które miałem
na sobie. Teraz całowała moją żuchwę. Wciągnąłem gwałtownie powietrze.
- Kochanie... co ty
robisz? - Zapytałem, domyślając się, co uknuła w tej swojej mądrej adwokackiej
główce.
-Ja? - Zassała zagłębienie za moim uchem. - Nic
takiego...-zamruczałam.
- Och doprawdy? - Zapytałem wciągając jej ciało na siebie.
-Dokładnie, tak sobie myślałam... – Mówiła niby to
obojętnie. - Nad tym, nad tamtym... – Poruszyła
biodrami ocierając się o moją erekcję.
- I co wymyśliłaś?- Wychrypiałem poruszając swoimi biodrami
w rytm jej. Wzruszyła ramionami i przygryzła lekko moje ucho.
- Aleś ty ciekawski...
- Taka moja natura... - Ręką zacząłem jeździć po jej plecach.
Przejechała dłonią przez cały bok mojego ciała, po czym zatrzymała się na
biodrze.
- A jak jest z cierpliwością?
- Hmmm.... to zależy, o jaką dziedzinę pytasz, kochanie...
- Ogólnie... - Uniosła się i przemieściła ku dołowi mojego
ciała. Zębami przygryzła mój sutek.
- Ogólnie... - Syknąłem prawie niesłyszalnie biorąc do ręki
kosmyk jej włosów.
- Mhm...- Zaczęła masować moje podbrzusze, drugą ręką
zsuwała bokserki.
- Kochanie... ty na pewno tego chcesz? – Bella nie
odpowiedziała, ale po jej minie wywnioskowałem, że to pytanie nie za bardzo jej
się spodobało. Mój penis był teraz między jej piersiami. Jęknąłem cicho i
spojrzałem na nią. Jej oczy wprost płonęły z pożądania, a jednocześnie tańczyły
w nich figlarne ogniki. Położyła dłoń płasko na wewnętrznej stronie moich ud i
drażniła skórę paznokciami.
- Będziesz sie teraz mścić? - Zapytałem wciągając gwałtownie
powietrze do ust.
- Kto tu mówi o
zemście? To nie leży w mojej naturze... - Oblizała swoją rozciętą wargę.
- Och doprawdy... ? - Zapytałem z powątpiewaniem patrząc
niepokojąco na jej wargę. Ten skurwiel za to zapłaci. - Zaczynam w to wątpić,
moja droga pani Adwokat.
- To źle... - Usiadła na moich udach i zdjęła mi bokserki. -
Jestem małą, grzeczną, dziewczynką... - Pochyliła się i pocałowała moje
podbrzusze - Z pozoru...
- Mhm... - Zamruczałem - Właśnie widzę, proszę pani.
Chwyciła w dłoń podstawę penisa. Jęknąłem.
- Nie dyskutuj...
- Gdzieżbym śmiał... - Wyszeptałem prawie niesłyszalnie
patrząc na to, co robi Bella.
Zaczęła jeździć dłonią, góra i dół. Raz wzmacniając uścisk,
raz poluzowując. Przyśpieszając i zwalniając. Nie wyglądała na zbyt skrępowaną
tym, co robi. Nie potrafiłem wydusić z siebie nic innego jak tylko cichego
jęku. Viv cholernie dawno tego nie robiła i można powiedzieć, że zapomniałem
jak to jest. Ale mimo wszystko Bella robiła to o wiele lepiej niż ona. Zasunęła
się pupą na wysokość moich kolan. Pochyliła się i językiem zlizała sączący się
płyn z czubka mojego penisa. Mruknęła cicho i wzięła główkę w usta. Wplotłem
rękę w jej włosy ciągnąc ją delikatnie za kosmyk i cicho dysząc. Jej dłoń nadal
poruszała się na jego trzonie, główkę pieściła ustami, lizała ją i kąsała. Jęczałem
cicho, wydając aprobatę dla jej czynów. Wzięła mnie w usta całego. Przechyliła
głowę tak, aby na mnie spojrzeć. Balansowałem
na krawędzi przyjemności, zbliżając się do końca. Wiedziałem, że długo nie
wytrzymam.
- Kochanie... zaraz
dojdę... - Szepnąłem patrząc w dół na Bellę.
Nie przestała, wręcz przeciwnie. Zaczęła jeszcze
intensywniej pracować językiem przy moim kutasie. Ona rzeczywiście miała zamiar
to zrobić... Oparłem głowę na poduszce i przymknąłem oczy, wiedząc że za chwilę
wszystko sie skończy. Spuściłem się w jej usta, a rozkosz rozlała sie po całym
moim ciele, wypełniając mnie całego. Cichy jęk wyrwał się z moich ust. Kilka
sekund później próbowałem uspokoić oddech. Uchyliłem powieki rozglądając sie po
biurze pani adwokat. Siedziała między moimi nogami, z ciałem opartym na piętach
i przekrzywioną w prawo głową. Wyglądała na cholernie zadowoloną z siebie, a na
jej ustach majaczył uśmiech. Gdy zauważyła, że ją obserwuje uśmiechnęłam się
szerzej. Pochyliła się i na klęczkach podpełzła do mnie, pocałowała kącik jego
ust. Objąłem ją ramieniem chwytając okaleczoną przez tego skurwiela wargę w
zęby i rozpoczynając pocałunek. Odwzajemniła pieszczotę i pogłaskała mnie po
policzku.
- Mhm... - Przerwałem pocałunek przejeżdżając nosem po jej
policzku. - Ty smakujesz lepiej niż ja, kochanie. - Szepnąłem przyciągając ją
bliżej siebie. Położyła się koło mnie wspierając na łokciu, oderwała swoje usta
ode mnie. Jej wskazujący palec prawej ręki śledził strukturę mojego tatuaża.
-Edwardzie - Zaczęła niepewnie. - Ja wiem, że nie może ci
się wydać niemożliwe i głupie, ale... - Spojrzała mi w oczy. - Zakochuję się w
tobie.
- To nie jest głupie, kochanie. Bo ja czuję dokładnie to
samo. – Szepnąłem, po czym dałem jej całusa. Jedną ręką zacząłem jeździć po jej
talii. -
Tutaj zrobimy ci tatuaż. No chyba, że będziesz chciała gdzieś indziej. -
Szepnąłem patrząc na jej piękne ciało, teraz niestety tak bardzo zranione przez
tego sukinsyna.
-Nie, tu może być... - Uśmiechnęła się delikatnie. - Tylko
jeszcze się zastanowimy jaki...
- Na pewno taki, który tobie sie będzie podobał. Musi cos
znaczyć. - Przejechałem palcem po jej policzku.
- A jaki byś chciała? - Zapytałem, bezwstydnie przyglądając
się jej ciału i studiując je pilnie.
- Nie wiem... A... Może nad tym bym się zastanowiła, a...
Nie, nie... - Zachichotałem.
- Hej... spokojnie. - Szepnąłem przyciągając jej twarz do
siebie i składając na jej ustach delikatny pocałunek.
- Kiedy masz urodzinki?
Uśmiechnęła się i oddała całusa.
- Mam w czerwcu... 20 czerwca.
- Mhm... no to jaki byś chciała ten tatuaż?
- Hmm... Może jakieś pióro? - Zamyśliła się. - A ty, jaki byś
na mnie widział?
Spojrzałem na nią udawanym krytycznym wzrokiem taksując jej
ciało spojrzeniem.
- Każdy kochanie. We wszystkim będzie ci ładnie. Ale pióro to nie zły
pomysł... chyba, że chcesz coś większego niż pióro....
-Nie, pióro mi się podoba... A od niego na przykład odpadają
pojedyncze piórka... - Cmoknęła mnie w usta.
- Mhm... no to skoro tobie się podoba, to mnie też się
będzie podobał. - Przygryzłem lekko jej wargę. Do głowy wpadł mi pewien
pomysł... - Ona oddała pocałunek.
- Co tak się zamyśliłeś.
- Bo tak sobie myślałem...A co byś powiedziała na... jeżeli
sie zgodzisz oczywiście... na wspólny tatuaż? - Zapytałem skubiąc z niepokojem
jej kosmyk włosów i przygryzając tym razem swoją wargę w nerwach, że mnie
opieprzy za nie takt. Uśmiechnęła się i pocałowała kącik moich ust. - Wiesz, że
ja myślałam o tym samym? – Zaśmiała się, a ja razem z nią
- Na prawdę?
- No tak, tylko zrezygnowałam z podzieleniem się z tobą tym
pomysłem... Telepata, to się sprawdza.
- Czemu zrezygnowałaś? - Pytam patrząc na nią i myśląc o
tym, jak cholerne mam szczęście że do mnie napisała.
- Nie wiedziałam czy ci się spodoba, jak zareagujesz... – Mruknęła.
- Nienawidzę tego skurwiela. Wiesz jak bardzo widać, że
pozbawia cię pewności siebie? - Spytałem ocierając sie nosem o jej policzek.
Taka bliskość dawała mnie i zapewne również jej poczucie bezpieczeństwa... i
nawet, jeżeli ten drań by tutaj teraz wszedł to ubrałbym się, skopał mu dupę i
obił mordę, no i zadzwonił na policję.
-Tak, zdecydowanie trzeba nad tym popracować... - Westchnęła
i zaczęłam się bawić moimi włoskami na karku. - Cieszę się, że ciebie mam...
- A ja, że mam ciebie. - Szepnąłem w odpowiedzi przyciągając
do siebie jej ciało i całując jej ramię. - A nad twoją pewnością siebie na
pewno popracujemy. - Wymruczałem oplatając jej talię ręką i przekręcając nas
tak, że teraz ona była pode mną. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Okay, masz już jakieś pomysły jak popracować? - Uniosła
brew w pytającym geście.
- A i owszem pani adwokat. - Wymruczałem całując jej szyję i
żuchwę, później muskając wargami obojczyk i schodząc na piersi. Zamruczała.
- A jaki?
- Hmmm.... - Kąsałem lekko skórę na jej piersi specjalnie omijając
brodawki i sutki. - Bardzo... ekscytujący mam nadzieję. - Mruknęła
zfrustrowana, specjalnie omijałem najczulszą część piersi. - Na pewno... - Nakierowała
moją głowę bliżej jej piersi.
- Widzę, że jesteś bardzo niecierpliwa, kochanie....
- Zależy, jakie sprawy cierpliwości wymagają... – Westchnęła.
- Edwardzie, nie torturuj mnie...
- Och kochanie... ale ja się tak bardzo lubię z toba
droczyć...
- Uważaj żebym ja się z tobą nie podroczyła... Będę się
zaspokajać na twoich oczach, a potem wstanę i wyjdę... – Jęknęła. - A ty nie
będziesz mógł mnie dotknąć...
- Och doprawdy? - Szepnąłem wysuwając język i pieszcząc nim
jej prawą brodawkę i sutek. - To raczej ty będziesz błagać o mój dotyk,
kochanie.
- Oj kochanie.... coś milcząca sie zrobiłaś... - Zakpiłem
żartobliwie, powtarzając schemat brodawki i sutka na jej drugiej piersi.
Jednocześnie bez żadnych ceregieli zjechałem ręka między jej uda i przejechałem
palcem po jej kobiecości upewniając sie tylko, że jest całkowicie mokra.
- No to jak kochanie... nie jesteś specjalnie rozmowna.... -
Szepnąłem udając zawód, pieszcząc językiem jej sutek i wchodząc w nią dwoma
palcami. Pchnęła biodrami w moją stronę, zacisnęła powieki, jej oddech był
płytki i szybki.
- Widzę, że nie za bardzo garniesz sie do rozmowy. -
Wychrypiałem, czując własną erekcję, która napierała na wypolerowany blat. Swój
kciuk umieściłem na jej łechtaczce, a do jej wnętrza wprowadziłem jeszcze jeden
palec.
-Edw... - Przerwała, jęknęła i przygryzła dolną wargę.
Zacisnęła ręce w pięści w moich włosach. Boże...
- Tak kochanie, właśnie tak. Nie zaciskaj warg. Jęcz skarbie.
Chcę cie słyszeć. - Mruczałem przesuwając odrobinę wyżej moje ciało i
napierając na jej udo moim wzwodem.
- Edward... – Zakwiliła moje imię, pchając biodrami w moją
stronę.
- Właśnie tak kochanie... - Mruknąłem całując jej pępek i
schodząc na podbrzusze. - Powiedz mi, czego pragniesz...?
-Ciebie, kurwa, pragnę ciebie, Edwardzie.... - Wbiła
paznokcie w moje ramiona. - Tak bardzo.
- Tak bardzo... - Mruknąłem przesuwając się wyżej, tak, że
moja twarz była na przeciwko jej. Pocałowałem ją w oby dwie przymknięte powieki
szykując się do wejścia w nią i kąsając wargami jej ucho, jednocześnie
zataczając kółka w jej wnętrzu palcami. Jęczała mi cichutko do ucha.
- Pokaż mi jak bardzo tego pragniesz... - Szepnąłem jej do
ucha poruszając palcami w jej wnętrzu, wchodząc i wychodząc.
- Przecież czujesz... Czujesz jak bardzo jestem na ciebie
gotowa... - Szepnęła patrząc na mnie pożądliwie - Zresztą nie tylko ja, hmm? -
Przejechała palcem wzdłuż mojej erekcji.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze do płuc. Chwyciłem jej ręce
i przygwoździłem swoją do przestrzeni nad nami drugą ręką rozchylając jej
uda.
- Dosyć tych gierek,
pani adwokat. Czas na porządne rżnięcie. - Warknąłem stanowczo wchodząc w nią
zdecydowanie.
Jęknęła i odchyliła głowę do tyłu. Oplotła jedną nogę wokół
mojej miednicy, dzięki czemu byłem we niej jeszcze głębiej.
- Edward, oohh, cholera!
- No. W. Końcu. Się. Odzywasz. - Szeptałem między kolejnymi
pchnięciami. Już po chwili znaleźliśmy wspólny rytm. Ważniejsze niż jej
podniecenie było to, że nigdy sie tak wcześniej nie czuła. Że mogłem jej
ofiarować coś, co było nasze wspólne, ale również każde z nas w pewien sposób
przeżywało to osobno. Czułem jak zbliża się do końca, wiedziałem, że ja sam
również za chwilę dojdę. Kiedy jej pochwa zaczęła sie na mnie zaciskać,
doznałem takiego orgazmu, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłem. Opadłem
na nią zmęczony, ale szczęśliwy jak nigdy dotąd. Pocałowałem ja w mokrą od potu
szyję i trąciłem policzek nosem. Westchnęła błogo i uśmiechnęła się. Głaskała
mnie po plecach i pocałowała we włosy.
- Cieszę się, że jesteśmy tutaj razem. - Szepnąłem w jej
włosy, wąchając je już od dłuższej chwili.
-Ja też. Z tobą czuję się bezpiecznie... – Przyznała. - To
jest tak łatwe jak oddychanie, przebywanie z tobą.
- No to widzisz... zupełnie tak jak dla mnie. Jest w tym, co
nas łączy coś tak intymnego... nie było tego nigdy między mną a Viv.
- Ale to bardzo dobre "coś" i mam nadzieję, że nie
zaniknie... - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie.
- Ja też mam taką nadzieję, kochanie. - Szepnąłem i
przytuliłem ją mocno do siebie. - To co teraz robimy?
-Właśnie, nie wiem kiedy wróci Damien, nie chcę się na niego
natknąć... - Wtuliła twarz w moją szyję.
- Nie bój się. Wątpię, żeby ten skurwysyn wrócił przed
wieczorem. - Schowałem twarz w jej włosach, zaciągając sie tym cudownym
zapachem.
-Dobrze... To jutro chcesz jechać do Alice?
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, to owszem chciałbym poznać
twoją siostrę.
- Nie mam, sądzę, że cię polubi... Ona lubi wszystkich tym,
którzy nie lubią Damiena... – Zaśmiała się.
- Ma do niego uraz...
- Tak, to na pewno, ale nie wiem o co... – Pogłaskała mnie
po policzku.
- No to się dowiemy... już jutro.
- Jeśli nam powie...
- Powie... - Mrugnąłem do niej i delikatnie pogłaskałem jej
ranę pod okiem. - Myślę, że jak to zobaczy to powie.
- Nie chcę aby to widziała... – Szepnęła.
- Kochanie... nie masz się czego wstydzić. - Szepnąłem
głaszcząc ją nadal po ogromnym siniaku, widniejącym pod okiem. - To on powinien
się wstydzić za to, co zrobił. A tylko go spotkam to mu mordę obiję.
- Edward, a jak on coś ci zrobi? – Wtuliła się we mnie.
- On mnie nic nie zrobi kochanie, o to sie nie martw. To
raczej ja zrobię coś jemu i na pewno nie będzie to przyjemne. - Wysyczałem
wściekły na tego skurwysyna.
- Spokojnie... – Przeczesała moje włosy. - Właśnie, jak go
spotkasz…
- To...? - Zapytałem patrząc na nią, upajając sie jej pięknym
zapachem i ciesząc oczy jej idealnym ciałem.
- Może go nie spotkasz...
- Kochanie... nawet jeżeli nie przypadkiem to uwierz mi
znajdę go z własnej woli i spiorę tak, że do końca życia nie wstanie ze
szpitalnego łóżka. - Powiedziałem ze wściekłością.
- Edward! – Podniosła lekko głos. - Uspokój się, okay? Na
razie nie mamy dowodów na niego. Nawet jeśli byśmy mieli on może cię wtedy
posądzić o pobicie, przestań.
Odwróciłem sie przodem do niej, spoglądając jej w oczy. W
tej chwili ciskały gromy.
- Bello, nie. To nie jest takie sobie "przestań". On. Cię.
Uderzył. To nie jest juz przemoc psychiczna ale też fizyczna. I mam w dupie to
czy posadzą mnie za to czy nie. Jemu sie to należy. Za to co zrobił tobie, a
także za to co na pewno robi tym nastolatkom. I nie wmawiaj mi że nie mamy
dowodów bo twoje rany są wystarczającymi dowodami. - Pod koniec przemowy
uspokoiłem sie. Przecież to nie przez nią byłem taki wkurwiony tylko przez tego
typka.
- Edward, czy ty siebie słyszysz? Masz w dupie czy się
posadzą? A co z Christianem, co ze mną? Dlaczego tak bardzo chcesz to załatwić
na własną rękę?!
- Tak słysze siebie. Christianem ty byś sie zaopiekowała,
wierzę w to tak samo mocno, jak w to że byś mnie doskonale wybroniła. -
Uniosłem się do pozycji siedzącej i patrzyłem na nią z góry. - Poza tym....
uwierz mi że nawet jeśli go pobiję, to nie będzie miał pojęcia kto to zrobił. A
kto powiedział że na własną rękę...?- Zapytałem już cieszej.
- Edward, proszę. Przyszedł wściekły do domu... A ja mu się
sprzeciwiłam, tyle, nic wielkiego, koniec tematu... – Westchnęła i również
usiadła, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- W jakiej sprawie sie sprzeciwiłaś? - Nie miałem zamiaru
odpuszczać. Żadne okoliczności nie łagodziły tego, że ją uderzył. Ja też święty
nie byłem, czasem z Viv się poszarpałem, ale nigdy jej nie uderzyłem. Bez
przesady.
- Nie ważne, mówiłam, nic wielkiego... - Zmusiłem ją aby na
mnie spojrzała, podkładając jej palec pod brodę.
- Bardzo ważne. Bello mów.
- Nie chciałam iść z nim do łóżka... – Zamknęła oczy.
Zacisnąłem dłoń na kołdrze, nie chcąc rozejbać czegoś co
było pod ręką. Skurwiel. Dupek. Kutas.... i wiele wiele innych. Spojrzałem na
Bellę.
- Kochanie, nie bój się mnie. Jestem na niego wkurwiony, a za to co
powiedziałaś, dostanie dwa razy mocniej. To nie twoja wina, że jest sukinsynem.
- Powiedziałem całując ją w ramię. Przytuliła mnie do siebie. Zaczęła mnie
głaskać po plecach, całować... Chyba chciała aby się uspokoił. Oddawałem
pieszczoty, chcąc zasiać w niej na nowo poczucie bezpieczeństwa. Mentalna notka
: starać sie nie krzyczeć i nie unosić głosu w obecności Belli. I musze to
zapamiętać na przyszłość. Po kilku sekundach takiej czułości przerwałem.
- Kochanie, chodź. Ogranijmy się, pozbierajmy twoje rzeczy i
jedźmy do mnie. Pójdziemy sobie gdzieś na spacer, a potem wieczorem znowu
może... - Nie kończyłem zdania specjalnie. - Jeśli będziesz chciała.
- Dobrze... – Pokiwała głową twierdząco. Kiedy zbierała
ubrania patrzyłem na nią ukradkiem, żeby przypadkiem znowu jej nie zawstydzić.
Była na prawdę piękna i pomyślałem, że ten tatuaż będzie jej bardzo pasował. Wciągnąłem
na siebie bokserki, potem jeansy i t-shirt i zabrałem całą pościel z biurka
Belli. Spojrzałem na podłogę, na której roiło się od papierów. Były dosłownie
wszędzie.
- Zostaw to, to stare dokumenty... – Powiedziała kładąc mi
dłoń na ramieniu, a potem wyszła. Wyszedłem zaraz za nią. Christian nadal spał.
Położyłem pościel tam skąd ją wziąłem, po czym spojrzałem na Bellę.
- Ty weźmiesz Chrisa, a ja twoją walizkę? – Zapytałem,
uważając, że taki układ jest najbardziej w porządku. Pokiwała głową, podeszła
do łóżka i wzięła naszego synka na ręce. Pocałowała go w czółko, on jakby
automatycznie się w nią wtulił, a ona uśmiechnęła się. Patrzyłem jak urzeczony
na tą scenę i kiedy Bella wyszła z moim synem z pokoju, ja tylko sprawdziłem
jeszcze czy wszystko działa jak należy, jeżeli chodzi o mojego komputerowego
kreta, wziąłem walizkę Belli w dłoń i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem po schodach
i zdążyłem zauważyć scenę, w której Bella przypina pasami Chrisa w siedzonku i
całuje go czule w główkę. Uśmiechnąłem się mimowolnie i podszedłem do tyłu
samochodu, otworzyłem bagażnik i włożyłem tam torbę Bells. Ona usiadła na
miejscu pasażera, a ja za kierownicą. Zerknęła jeszcze na Chrisa, który nadal
spał. Spojrzała na swój dom. Wiedziałem, że mimo wszystko ciężko jej to
zostawić chociażby tylko na tydzień.
- Gotowa do drogi? - Zapytałem Bellę zapalając światła w
samochodzie i cicho puszczając muzykę z płyty, której słuchałem zawsze jeżdżąc
autem.
-Gotowa... – Uśmiechnęła się do mnie - Jak nigdy wcześniej...
– Przyznała. Odwzajemniłem uśmiech.
- No to ruszamy, pani adwokat. - Powiedziałem, odpalając
auto i wyjeżdżając na ulicę. Milczeliśmy, nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Ta
cisza nie była krępująca, wręcz przeciwnie. Pół godziny później dojechaliśmy do
mojego domu. Chris nadal spał, więc tak jak poprzednio Bella wzięła go na ręce,
a ja wziąłem jej torbę. Otworzyłem drzwi, a ona weszła z Chrisem do środka. Uśmiechnęła
się pod nosem, rozglądając się ciekawie.
- Gdzie jego pokój? – Zapytała szeptem.
-U góry, drugie drzwi po prawej. - Odszepnąłem i wskazałem
ręką na schody.
Kiedy objęła mnie od tyłu, przytuliłem ją do siebie, po
chwili przekręcając się tak, aby stać przodem do niej.
- Chodź, oprowadzę cię. – Szepnąłem i pociągnąłem Bellę za
rękę w kierunku kuchni, zostawiając jej torbę na samym środku przedpokoju.
Żadne z nas nie zwróciło na ten maleńki szczegół uwagi.
-Ładnie masz... – Uśmiechnęła się chwaląc mój dom.
- Cieszę się że ci sie podoba. Za chwilę ci pokażę gdzie
będziemy spać, a tymczasem... - Pociągnąłem ją w stronę salonu. Szła za mną
posłusznie nie pytając o przyczynę, ani o to gdzie ja zabieram. - Chciałbym ci
coś pokazać. - Powiedziałem, kiedy wchodziliśmy do salonu. Na środku stały trzy
kanapy, telewizor i takie tam inne. Ale było też moje "tajne pomieszczenie".
Było w połowie wyciszone, znajdowało sie między salonem a jadalnią, po lewej
stronie. Otworzyłem czarne drzwi i naszym oczom ukazał się czarny fortepian
stojący na środku białego pomieszczenia, w którym znajdowała sie tylko jedna
biało-czarna kanapa. Spojrzałem na Bellę niepewnie. - Chciałem ci to pokazać.
To tutaj zawsze sie chowam się przed problemami. I gram. - Stwierdziłem
nonszalancko wzruszając ramionami. Widziałem, że jej oczy się zaszkliły.
-Dziękuję, że mi pokazałeś to miejsce... – Wtuliła się w mój
bok. - Zagrasz coś... Mm, dla mnie?
- Nie dziękuj. Vievienne nie miała wstępu do tego
pomieszczenia. Jesteś tutaj pierwszą osobą prócz mnie. Czasem gram też dla
Chrisa, ale to bardzo rzadko. - Uśmiechnąłem sie do niej i oddałem uścisk. -
Jasne, że dla ciebie zagram. - Zapewniłem, puściłem ją i podszedłem do instrumentu.
Poklepałem miejsce obok siebie, zachęcając ją, aby usiadła razem ze mną. Po
krótkiej chwili usiadła na miejscu obok mnie i spojrzała najpierw na mnie potem
na fortepian.
- Masz jakieś specjalne życzenie odnośnie melodii? -
Zapytałem uśmiechając się do niej lekko. - Oczywiście, określ tylko, jaka to ma
być melodia, bo nie jestem pewien czy znasz jakąś konkretną.
-Zagraj coś co lubisz najbardziej... – Powiedziała zwracając
wzrok ku mnie.
- Coś, co lubię najbardziej.... - Wymruczałem i mój wybór od
razu stał się jasny. Zacząłem grać Sonatę Księżycową, która była zawsze moja
ulubioną. Była pierwszą, którą zagrałem samodzielnie na fortepianie, bez pomocy
mojego nauczyciela, oraz przez ostatnie kilka lat świetnie odzwierciedlała stan
mojego ducha. Byłem skupiony i jak zwykle urzeczony dźwiękami mojego
fortepianu. Ale to była magiczna chwila. Grałem dla Belli. Już nie tylko
wyrażałem swój ból ale dzieliłem go razem z nią. Przytuliłem ją do siebie,
chowając twarz w jej włosach, już po raz kolejny tego dnia wdychając jej
uzależniający zapach.
-Gdy już to wszystko się skończy, obiecuję, że będziemy
szczęśliwi... - Szepnęła głaszcząc mój kark.
- Wiem o tym kochanie. - Głaskałem ją i całowałem raz po raz
jej włosy. - Cokolwiek to szczęście znaczy, już na pewno nie pozwolę, żeby
ktokolwiek cie skrzywdził.
- Nie skrzywdzi... A ja nie pozwolę aby ktoś zranił ciebie
lub Chrisa...- Znowu cmoknęła mnie w usta.
- O to nie musisz sie martwić. - Oddałem pocałunek, po czym
wyszczerzyłem się. - Ale będzie mi potrzebny dobry adwokat, bo za niedługo
biorę rozwód.
-Uh, ciężka sprawa... Ja się w ogóle na tym nie znam...! – Udała spanikowanie.
- O nie! A już myślałem, że mi pomożesz! - Udałem
przerażenie ledwo mogąc ukryć śmiech.
-Jestem ciemna w tych sprawach... – Zmarkotniała, po chwili
dodając. - A tak na poważnie nawet gdybyś wybrał najgorszego adwokata to
wygrasz, skarbie. Zostaną jej najprawdopodobniej odebrane prawa rodzicielskie,
jeśli złożysz pozew.- Spoważniałem.
- To dobrze, bo nie mam zamiaru sie z nią dzielić Chrisem.
Nie zrobiła dla niego nic, poza tym, że donosiła ciążę. Musiałabyś ją widzieć w
pierwszych miesiacach po jego urodzeniu. - Prychnąłem. - Musiałem ją zaganiać
do opieki nad nim, bo tak to nic by nie robiła. W ogóle o niego nie dbała.
-Została złapana na dość poważnych przewinieniach,
szczególnie o prostytucję mi tu chodzi, nie nadaje się na matkę... – Pogłaskała
mnie po policzku. - A ty jesteś wspaniałym ojcem...
- Miło mi, że tak sądzisz, ale ja po prostu... -
Przypomniałem sobie całe moje dziciństwo, gdzie ojca nie było praktycznie nigdy
w domu. Zawsze był na dyżurach, a jak już w domu, to bił albo mnie albo moją
mamę. Zamknąłem na chwilę oczy aby odgonić wspomnienia. - Po prostu nie chcę,
żeby Chris czuł to co ja czułem gdy byłem dzieckiem. Nie chcę traktować go tak
jak mój ojciec traktował mnie. - Przytuliła mnie mocno do siebie, chcąc dodać
mi otuchy.
-Edwardzie, spójrz na mnie... – Poprosiła kładąc dłoń na
moim policzku. Zrobiłem, co kazała. - Nie będziesz taki jak twój ojciec, jesteś
wspaniałym ojcem, kochanie. Widzę jak traktujesz Chrisa, on cię tak bardzo
kocha...- Boże jak jej mąż może nie widzieć w niej tego co ja widzę?! Jest
ideałem. Dla mnie jest ideałem. Nigdy nikt mnie tak nie wspierał. Ująłem jej
rękę. - Wiem kochanie. Staram sie być jak najlepszy. Staram się żeby wszystko
było dobrze.
-I robisz wszystko co możesz... Robisz to wspaniale, bo
jesteś najlepszy, Edwardzie... – Uśmiechnęła się do mnie z uczuciem. - Inni są
ślepi i tego nie doceniają, ale ja i Chris to widzimy, masz jeszcze przyjaciół.
Jesteś cudowny.
- Oj kochanie... nie przesadzaj. Ja po prostu chcę być
lepszy niż mój ojciec. I to wszystko. - Szepnąłem przytulając ją do siebie.
Byłem jej ogromnie wdzięczny za te słowa.
-Jesteś wystarczająco dobry... – Pocałowała moją szczenkę. -
Dla mnie idealny...
- Ciesze się... bo ty dla mnie również jesteś idealna. -
Szepnąłem odnajdując jej usta.
- Damy radę... - Uśmiechnęła się pod pocałunkiem i
przygryzłam moją dolną wargę - Wracając... Masz już adwokata?
- Nie jeszcze nie. - Uśmiechnąłem się. - Szczerze to
pomyślałem o tobie.
-No wiesz... Ja jestem droga... – Zamruczała mi do ucha.
- Myślę, że da sie to jakoś polubownie załatwić. -
Odszepnąłem składając pocałunek na jej szyi.
-No tak, tak...Wiesz... – Odchyliła głowę w bok. - Tylko
przy mnie trzeba być twardym, a nie miękkim. - Zaśmiałem się. - Czy to jest
jakaś sugestia, pani adwokat?
-Możliwe, że tak... – Pokiwała głową.
- Mhm- Zamruczałem przejeżdżając językiem po jej szyi.
Westchnęła leniwie. - Dobrze ci idzie....
- Mhm… cieszę się… jakieś specjalne wymagania, pani adwokat?
– Zapytałem nonszalancko schodząc z pocałunkami na jej dekolt. Ona tylko się zaśmiała
oddając się przyjemności, którą jej dawałem. Przenieśliśmy się do góry, na
łóżko. Nie całe dwie godziny później, usnęliśmy przytuleni do siebie. Spokojni.
I na swój sposób szczęśliwi.
_______________________
______________
Witam!
Przepraszam, za to że niektóre linijki tekstu są przesunięte, ale rozdział był pisany w wordzie i nie potrafię tego naprawić.
Mam nadzieję, że nie ma zbyt wielu błędów.
Słów jest 8298.
Myślę, że na taki rozdział opłacało się czekać.
Dedykacje:
Belle
Kisielek
Liv
Zwariowana Natalia
Issie
zwariowana 11
Mam nadzieję, że Wam się podobał.
A teraz jedno słówko ode mnie i Wampajera.
Chciałabym zwrócić uwagę tym, którzy się czepiają dotrzymywania przeze mnie i Wampajera terminów dodawania notek. Oczywiście, są to anonimowi czytelnicy -,-
Nie ważne.
Chciałabym tylko zwrócić uwagę na następujący fakt : my, jako autorki, również mamy własne życie. Te realne, nie tylko te wirtualne. Mamy swoje obowiązki, szkołę i masę innych rzeczy. Osoby, które uważają, ze nie robimy nic tylko piszemy blogi są w błędzie. Prawda jest taka, że owe osoby nie doceniają naszej pracy. Blog został założony w ostatnim tygodniu maja, a jest połowa czerwca. Mamy 13 notek. Nie raz były dodawane po dwie notki jednego dnia. Jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo nie dotrzymać terminu. Nie jesteśmy maszynami. Jak nie mamy weny to też nic nie możemy z tym zrobić. Jak widać, są osoby, które tego nie rozumieją. Bardzo mi przykro z tego powodu. My, jako autorki staramy się aby blog był ciekawy, miał wiele urozmaiceń i w miarę szybko były dodawane notki. Ja czuję się okropnie kiedy spóźniam się z notką, ale takie jest życie.
No nic jest nam po prostu przykro i tyle.
To tyle ode mnie.
NN, a w zasadzie dialog na NN właśnie zaczęłyśmy, także bardzo gorąco prosimy o cierpliwość!
Żegnam Was
Moje Kochane Kutasiątka (dawno tego nie było) :*****
Miśka